Trudno sobie wyobrazić bardziej pracowite osoby niż zdobywców Nagrody Nobla. Ich codzienna praca kojarzy się z regularnością, poświęceniem i mozołem. Z pewnością niewielu pomyślałoby, że mogą mieć oni problem z wykonywaniem prostych – z pozoru – czynności i odkładają je w nieskończoność. A jednak. Prokrastynacja, bo o niej mowa, może dotknąć każdego.
George Arthur Akerlof to amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2001 roku. Razem z Michaelem Spence’m i Josephem Stiglitzem otrzymał ją za analizę rynków cechujących się asymetrią informacji.
W artykule „Procrastination and Obedience” opisał pewną historię ze swojego życia, która pokazuje jak banalne czynności mogą zatruć życie każdego z nas. Podczas pobytu w Indiach odwiedził go Joseph Stiglitz. Gdy szykował się do powrotu, okazało się, że miałby spory nadbagaż. Zdecydował się więc zostawić część swoich ubrań, które Akerlof miał mu wysłać przesyłką lotniczą. Laureatowi Nagrody Nobla zajęło to osiem miesięcy. Jak pisze, przewidywał, że jego własna nieudolność w tych sprawach w połączeniu z biurokracją spowoduje, że nadanie takiej przesyłki zajmie mu cały dzień. Odkładał więc wykonanie tej czynności do ostatniego możliwego momentu, który nadarzył się tuż przed jego wyjazdem. Wyręczył go kolega, który również chciał wysłać przesyłkę do USA. Najprawdopodobniej sam Akerlof dotarł do celu szybciej niż koszule Stiglitza. Pomyślicie, że Akerlof był po prostu zbyt leniwy lub był złym kolegą. To jednak nie do końca prawda. Jak pisze, codziennie miał z tego powodu wyrzuty sumienia, które w miarę upływu czasu przybierały jeszcze na sile. To klasyczny przykład prokrastynacji.
- Prokrastynacja bywa bardzo często mylona z lenistwem. Różnica jest taka, że człowiek leniwy może czerpać z lenistwa przyjemność. Lubimy sobie czasem poleniuchować. Lenistwo jest odpoczynkiem, relaksem i czujemy się z tym dobrze. Potem w końcu zabieramy się do pracy. Odwrotnie jest z osobami, które prokrastynują. One męczą się ze swoim stanem i cierpią z tego powodu – mówi Monika Kotlarek, psycholog, autorka bloga Psycholog Pisze.
- Nie do końca lubię słowo lenistwo, ponieważ w naszym zabieganym świecie, gdzie nawet wypoczynek musi być aktywny, bardzo łatwo przykleić komuś łatkę z napisem „lenistwo”. A bywa, że lenistwu zawdzięczamy wiele wynalazków i ułatwień, gdzie człowiek poszukując prostszych sposobów załatwienia wymyślał sposoby, jak sobie ułatwić pracę. W pewnym momencie, gdy odwlekanie rzeczy na później staje się naszym naturalnym stanem, możemy mówić o prokrastynacji – dodaje Jakub Babij, psychoterapeuta, nauczyciel Mindfulness.
Prokrastynacja jest stara jak świat. Zdaniem Piersa Steela, psychologa z Uniwersytetu w Calgary, który spędził 10 lat na badaniach nad prokrastynacją, na ślady odwlekania obowiązków można natrafić już w egipskich hieroglifach: „Przyjacielu, przestań odkładać pracę, abyśmy mogli wrócić do domu w odpowiednim czasie” – na taki napis natrafił egiptolog Ronald Leprohon z Uniwersytetu w Toronto. Jest on datowany na 1400 r. p.n.e. Zdaniem Steela na ślady prokrastynacji można natrafić w twórczości Cycerona i Hezjoda.
W XXI wieku mierzymy się dalej z tym samym, choć jak wynika z badania przeprowadzonego przez markę e-pity osoby młodsze odwlekają czynności częściej niż starsze. Najrzadziej (71 proc.), zjawisko prokrastynacji występuje wśród osób powyżej 60. roku życia.
- Prokrastynacja nie przyszła do nas wraz internetem i smartfonami, ale dzisiaj przyjmujemy podczas jednego dnia taką ilość terabajtów danych, ile człowiek przed rewolucją przemysłową przyjmował podczas całego życia. Jeśli nie potrafimy regulować swoich emocji i podążamy za wszystkim co pojawi się w naszej głowie, wspomniane terabajty danych dadzą nam dużo zajęcia. Niekoniecznie produktywnego – mówi Jakub Babij.
- To, co odróżnia naszą „rzeczywistość” od tej, którą znają nasi rodzice, to ciągle rosnąca liczba rzeczy, które walczą o naszą uwagę. Ta walka osłabia naszą siłę woli, przez co znacznie trudniej jest wziąć się do roboty i zacząć działać. Ciągle atakowani powiadomieniami z social mediów tracimy poczucie czasu, a finalnie nie udaje nam się na zrealizować zakładanych celów. Problem jednak nie jest nowy, tylko nabiera odrobinę innego wymiaru – dodaje Maciej Pawłowski z Work'n'Flow.
Jak pokazują badania, przeciętny pracownik spędza około godziny i dwudziestu minut dziennie na odwlekaniu pracy. Jeden pracownik generuje stratę około dziewięciu tysięcy dolarów rocznie. W badaniu przeprowadzonym w 2007 roku, około jedna czwarta badanych dorosłych zadeklarowała, że zwlekanie z wykonywaniem obowiązków to jedna z ich cech określających osobowość.
W badaniu przeprowadzonym przez serwis e-pity ponad 80 proc. Polaków przyznało się do odkładania spraw na później. Zdecydowane najczęściej zwlekamy z wykonaniem czynności domowych, na których czele znajduje się sprzątanie (niemal połowa badanych), prasowanie, gotowanie i pranie. Kolejne na liście są zadania zawodowe (15,2 proc.), czynności biurowe i urzędowe (11,3 proc.), zadania osobiste (rozpoczęcie diety, rzucenie nałogu czy decyzje matrymonialne – 10,3 proc.), a także drobne naprawy lub remonty (10,3 proc.) oraz sprawy szkolne (9,3 proc.).
Osoby odkładające na później czynności zawodowe najczęściej wspominały o braku systematycznego prowadzenia dokumentacji oraz o zaległościach w odpisywaniu na maile. Stosunkowo dużo odpowiedzi dotyczyło także odwlekania czynności związanych z samym poszukiwaniem pracy oraz pozyskiwaniem dodatkowych kwalifikacji i umiejętności (podjęcie kursu, szkolenia itp.). Najczęściej odkładanym na później zadaniem szkolnym jest nauka oraz pisanie pracy magisterskiej, a spośród przesuwanych w czasie zadań biurowo-urzędowych najwięcej odpowiedzi dotyczyło płatności czy rozliczenia PIT-a.
- Na samym początku, jeśli musimy coś robić – robimy najprostsze rzeczy. Są to bardzo często rzeczy, które nie mają żadnego znaczenia, jeśli chodzi o powodzenie projektu , którym się zajmujemy. Oczywiście, cały czas jesteśmy zajęci, ale jest to swego rodzaju wypełniacz. Czasem wygląda to tak, że można robić wiele rzeczy przez cały dzień i na zewnątrz wyglądać jak przodownik pracy, ale pod spodem jest tylko mnóstwo nic nie znaczących czynności, które dają nam kolejną szansę odwleczenia na później ważniejszych tematów – tłumaczy Jakub Babij.
Jednak nie każde odwlekanie to prokrastynacja, a słowo to jest używane podobnie jak słowo „depresja”. Przez lata „prokrastynacja” funkcjonowała w powszechnym obiegu zamiennie z wyrażeniem „syndrom studenta” i było górnolotnym usprawiedliwieniem naszego ociągania się i często było używane w żartach czy memach. Tymczasem zaczyna być ona zaliczana w poczet zaburzeń psychicznych. - Osoby prokrastynujące w sposób chorobliwy odkładają rzeczy na później. Prokrastynację można również porównać do uzależnienia. Osobie zdrowej wydaje się, że wystarczy siąść i zrobić , to co się powinno. To jednak tak nie działa. Prokrastynator nie umie zabrać się do pracy. To tak samo, jak wtedy gdy mamy grypę i nie możemy wstać i zrobić sobie herbaty. To jest po prostu fizycznie niemożliwe. Tak samo jest w przypadku prokrastynacji – tłumaczy Monika Kotlarek. O ile więc 80 proc. z nas odwleka wykonywanie obowiązków, o tyle – według szacunków prof. Josepha Fellow Ferrari – na prokrastynację cierpi co piąty dorosły człowiek.
Skąd się to bierze? Z pewnością, jak mówi Monika Kotlarek, wiąże się z perfekcjonizmem. Dalsze wytłumaczenie jest jednak dość paradoksalne. – Jako podstawę pojawienia się prokrastynacji wymienia się dwa lęki, z którymi musimy się mierzyć. Jest to lęk przed porażką i lęk przed sukcesem. W przypadku lęku przed porażką odkładanie pracy do momentu aż jest już za późno by ją wykonać jest dobrym usprawiedliwieniem w przypadku niepowodzenia. Natomiast w przypadku lęku przed sukcesem, prokrastynator boi się, że jeśli wykona świetnie swoją pracę, to inni będą mu zazdrościć albo będą od niego oczekiwali jeszcze więcej, a on zwyczajnie nie jest w stanie już spełnić tych oczekiwań – tłumaczy Kotlarek.
- Prokrastynacja w miejscu pracy może być w pewnym stopniu związana z samym miejscem pracy. Zgodnie z prawem Yerkesa-Dodsona dla wysokiej efektywności, stres musi być optymalny. Jeśli jest go za dużo lub za mało, efektywność zaczyna spadać. W dzisiejszych warunkach pracy najczęściej jest go po prostu za dużo. Najczęściej jednak głównym problemem jest brak podstawowej umiejętności regulacji emocji. Bardzo często współegzystuje to z dużą autokrytyką. Im jest ona większa, tym gorsze poczucie własnej wartości oraz mocy sprawczej. A skoro wszystko robimy źle, to po co robić w ogóle? Prokrastynacja jest trochę jak mięsień. Z każdym kolejnym zadaniem, które zostawimy na później, zwiększamy jej wielkość, czyniąc ją coraz mocniejszą i silniejszą – dodaje Babij.