Według zapowiedzi resortu pracy jeszcze w tym miesiącu ma być przedstawiony projekt nowelizacji przepisów m.in. zmieniających warunki zatrudnienia na czas określony. Ma on także uregulować zasady zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy w okresie wypowiedzenia.
To okazja, aby usunąć wątpliwości dotyczące wypłaty wynagrodzenia za czas, gdy zatrudniony nie musi już stawiać się w firmie i wypełniać swoich obowiązków. Obecnie, ze względu na brak regulacji w tym zakresie, nie ma jasności w sprawie tego, jaką pensję należy w takim przypadku wypłacić zatrudnionym. Zwraca na to uwagę Państwowa Inspekcja Pracy.
– Teraz za okres zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy firmy wypłacają zatrudnionym zwykłe wynagrodzenie, jakie im przysługuje – tłumaczy Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii DLA Piper Wiater.
Wskazuje, że problem pojawia się, gdy pracownikowi przysługują także zmienne składniki wynagrodzenia, czyli np. premie. W takim przypadku – jej zdaniem – firma może wyliczyć średnią wysokość takiego wynagrodzenia z ostatnich np. trzech lub sześciu miesięcy i w ten sposób wypłacić taki dodatkowy składnik także za okres zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy. W ten sposób chroni się przed ewentualnym sporem z pracownikiem, który może przecież domagać się wypłaty wyższego wynagrodzenia przed sądem.
Problematyczna jest wypłata zmiennych składników wynagrodzenia
Pracodawca nie jest jednak zmuszony do takiego działania, bo przepisy nie precyzują obecnie tych zagadnień. Wszystko będzie więc zależeć od tego, w jaki sposób wynagrodzenie za czas zwolnienia z obowiązku świadczenia zadań zostanie określone w projektowanej nowelizacji. Teoretycznie nie ma przeszkód, aby wskazywała ona, że zatrudnionemu, który w okresie wypowiedzenia nie musi przychodzić do pracy, przysługuje oprócz zwykłej pensji także wypłata jej zmiennych składników (w uśrednionej wysokości).
– Takie rozwiązanie byłoby korzystne dla zatrudnionych, ale wydaje się niezasadne. W końcu dodatkowe składniki pensji zależą zazwyczaj od osiągania określonych celów lub realizacji zadań, a przecież zwolniony z obowiązku świadczenia pracy już ich nie wykonuje na rzecz firmy – uważa Magdalena Zwolińska.
Podkreśla, że dzięki zwolnieniu z obowiązku pracy zatrudniony i tak odnosi już korzyść – otrzymuje zwykłą pensję, choć nie musi faktycznie świadczyć pracy. Trudno więc uzasadnić, że pracodawca ma jeszcze płacić mu za hipotetycznie zyskane osiągnięcia (gdyby mógł pracować).