Szefowie urzędów zamiast na niemotywacyjne dodatki woleliby przeznaczać środki na podwyżki dla najlepszych. Rząd jest za, lecz na razie rozszerza krąg uprawnionych do dodatkowej, trzynastej wypłaty.
Urzędy wydają coraz więcej na dodatkowe wynagrodzenie roczne. Rząd dostrzega problem, ale na razie skupia się na wykonaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zmusza do zwiększenia liczby uprawnionych do tego świadczenia.
Rada Ministrów od kilku lat zapowiada likwidację trzynastek, bo nie mają charakteru motywacyjnego. Otrzymują je bowiem wszyscy, którzy przez co najmniej pół roku pracowali w urzędzie. Komitet Stały Rady Ministrów w czerwcu 2012 r. wrócił do tej dyskusji. Pojawił się pomysł przekazania 5 proc. środków, które trafiają na dodatkową nagrodę roczną, wszystkim urzędnikom, a 95 proc. na podwyżki dla najlepszych.
Sławomir Brodziński, szef służby cywilnej, uważa, że musiałoby ono być wprowadzone nie tylko w administracji rządowej, ale też dla pozostałych urzędników, w tym samorządowych. – Pomysł likwidacji trzynastek na pewno wymaga rozważenia i przeanalizowania – mówi prof. Krzysztof Kiciński, wiceprzewodniczący Rady Służby Cywilnej.
Na razie prace rządu w tym zakresie utknęły. To jednak nie oznacza, że nic się nie dzieje wokół trzynastki. Jutro odbędzie się pierwsze czytanie senackiego projektu nowelizacji ustawy z 12 grudnia 1997 r. o dodatkowym wynagrodzeniu rocznym dla pracowników jednostki sfery budżetowej (Dz.U. nr 160, poz. 1080 z późn. zm.). Przewiduje on poszerzenie kręgu osób uprawnionych do dodatkowej nagrody rocznej. Urzędnicy, którzy przepracowali mniej niż pół roku, zyskają prawo do dodatkowej pensji, jeśli w tym czasie przebywali na urlopie macierzyńskim.
Jeszcze większą grupę tym przywilejem chce objąć Rządowe Centrum Legislacji. Proponuje, aby nagrodę dostawali pracownicy, którzy korzystają z urlopu ojcowskiego i dodatkowego urlopu macierzyńskiego. Nagrodę mieliby otrzymać też np. pracownicy, którzy korzystają ze zwolnienia od wykonywania pracy z powodu konieczności osobistego sprawowania opieki nad dzieckiem.
Projekt będzie rozpatrzony przez Komitet Stały Rady Ministrów 31 stycznia 2013 r. Te rozwiązania są następstwem wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 9 lipca 2012 r. (sygn. akt P 59/11). Sędziowie uznali, że katalog przypadków, które wyłączają zasadę przepracowania u danego pracodawcy co najmniej pół roku jako warunku do nabycia trzynastki, jest niejasny. Wymienia on m.in. urlop wychowawczy, lecz nie macierzyński, który, zdaniem trybunału, powinien być uwzględniony w pierwszej kolejności. Resort pracy szacuje, że uprawnionych do otrzymania trzynastki, którzy przebywali na urlopach macierzyńskich, jest ok. 65 tys. osób.
Nagroda ta już dziś jest coraz większym obciążeniem. Rośnie wraz ze stałymi dodatkami i gdy przybywa osób do pracy. Na przykład Mazowiecki Urząd Wojewódzki w 2007 r. przeznaczył na nią 2,6 mln zł, a w 2012 r. 4,6 mln zł, a w tym o 800 tys. zł więcej. Podobnie jest w innych urzędach. W resorcie edukacji w 2007 r. na trzynastki wydawano 944 tys. zł, a obecnie prawie 2 mln zł. Jeśli krąg uprawnionych zostanie poszerzony, wydatki jeszcze wzrosną. Tym bardziej że projekty zmian przewidują nadanie tych uprawnień z mocą wsteczną, czyli za okres przepracowany w 2012 r.
– Trzynastka jest dodatkowym wynagrodzeniem, na które pracodawca nie ma wpływu. A wydatki na ten cel są bardzo duże, bo z roku na rok wzrastają wskutek dodatków stażowych – wskazuje Ewa Polkowska, szefowa Kancelarii Senatu i przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Legislacji.
Tłumaczy, że jest to relikt innego systemu myślenia o pracowniku i jego rozwoju. Uważa, że trzynastka powinna być jak najszybciej przez rząd zlikwidowana, a środki na ten cel pozostawione w urzędach. Dzięki temu rozwiązaniu dyrektorzy generalni mogliby zrekompensować urzędnikom brak podwyżek i zamrożenie płac.
Podobnego zdania są dyrektorzy generalni.
– Trzynastka nie motywuje do lepszej pracy, ona się należy. Gdyby te środki były w dyspozycji dyrektora generalnego, mógłby nimi docenić dobrych pracowników. To motywowałoby wszystkich – argumentuje Halina Stachura-Olejniczak, dyrektor generalny Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego.
Z tymi argumentami zgadzają się też eksperci. – Nie ma sensu, aby system motywacyjny opierał się na stałych dodatkach – mówi dr Stefan Płażek, adwokat z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.