Rodzice alarmują, że prawa uczniów przestały istnieć. Nawet prawo do nauki jest mocno okrojone.
DGP
W niektórych stołecznych przedszkolach nauczyciele zerówkowiczów nie pozwalają dzieciom myć zębów. Jeden z rodziców przekonywał, że w wytycznych Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Zdrowia i głównego inspektora sanitarnego nie ma takich ograniczeń. – Żeby dopełnić wszystkich wymogów sanitarnych szczoteczka dziecka powinna być dokładnie umyta po każdorazowym użyciu, szczególnie w obecnej sytuacji. Dzieci same tego nie zrobią – broni się jednak nauczycielka z przedszkola.

W maseczce czy bez

Niektórych rodziców denerwuje też mierzenie dzieciom temperatury. Opiekunki, które to robią, termometr – teoretycznie bezdotykowy – przykładają bezpośrednio do czoła i przytrzymują dziecko za głowę. Rodzice ostrzegają, że przez takie praktyki można przyczynić się do rozpowszechnienia się wirusa, a nie jego zwalczania. – Niepokojące jest też dla nas, że nagle od tego tygodnia w wielu przedszkolach pojawił się wymóg noszenia przez dzieci maseczek podczas wycieczek autokarowych czy na basen. Tymczasem ograniczenia, które pojawiły się w szkołach i przedszkolach, są niezgodne z konstytucją, bo ograniczają nam podstawowe prawa wolnościowe – przekonuje Przemysław Popielec, lider grupy społecznej Strajk Rodziców.
I namawia innych, by sprzeciwiali się tym praktykom, powołując się na par. 24 ust. 3 pkt 3 lit. b rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 7 sierpnia 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii (Dz.U. poz. 1356). Zgodnie z nim nie tylko dzieci do piątego roku życia nie muszą nosić maseczek, ale też osoby, które mają trudności w samodzielnym zakryciu lub odkryciu ust lub nosa.
– Kibicujemy pierwszemu ojcu, który zdecydował się na walkę z absurdem noszenia maseczek w szkole na Dolnym Śląsku. Jeśli wygra w sądzie, bo wszystko idzie w tym kierunku, trzeba liczyć się z tym, że w ślad za nim pójdą inni – mówi Przemysław Popielec.
Pojawiają się też przypadki, że dyrektorzy nie wpuszczają uczniów do szkoły bez maseczek, mimo że rodzice dostarczyli oświadczenie, że nie wyrażają zgody na ich noszenie.
– Warto walczyć, dzięki temu w warszawskim technikum dyrektor uszanował moje oświadczenie co do braku zgody na noszenie przez córkę maseczki. Ostatnio rada pedagogiczna ze szkoły w Laskach też zdecydowała, że nie będzie obowiązku noszenia osłony ust i nosa zarówno na przerwach, jak i na lekcjach – opowiada Adam Mazurek, lider Ogólnopolskiego Strajku: Dzieci do Szkół.
Na razie resort edukacji zmierza w przeciwnym kierunku: w ubiegłym tygodniu zmodyfikował wytyczne i dołożył dyrektorom możliwość wprowadzenia wymogu zasłaniania ust i nosa nie tylko na korytarzach szkół, ale też podczas lekcji.
– I tu mamy sygnały o kolejnej nadgorliwości dyrektorów, którzy nakazują uczniom zakładanie maseczek nawet na lekcjach wychowania fizycznego – stwierdza Przemysław Popielec.

Wygaszone wycieczki

Sami nauczyciele przyznają, że ograniczeń jest więcej. Dyrektorzy szkół nagminnie nie wydają np. zgody na wycieczki szkolne (nawet kilkugodzinne). Mimo że w myśl przepisów oświatowych poszerzanie wiedzy krajoznawczej i krzewienie turystyki pozostaje jednym z zadań szkół. Dyrektorzy tłumaczą się obawą zakażenia, choć tylko w strefach oznaczonych jako żółte lub czerwone zakaz wycieczek ma podstawę prawną. Również Dariusz Piontkowski, minister edukacji narodowej, przekonuje, że szkołom wolno organizować wycieczki – przy zachowaniu określonych rygorów. I zaznacza, że obecnie nie ma ku temu przeszkód epidemicznych.
– Na Facebooku pojawiła się nawet grupa „Ratujmy wycieczki szkolne”. Podobny problem jest ze szkolnymi zawodami sportowymi. Dodatkowo regulaminy szkolne dotyczące pandemii ograniczają prawa opiekunów: szkoła o podejrzeniu zakażenia u ucznia najpierw powiadamia sanepid, a dopiero potem rodzica – mówi Adam Mazurek. – Znam szkołę, w której jeden uczeń jest chory i na tej podstawie cała klasa jest kierowana na kwarantannę. W innych w takim samym przypadku zamykana jest cała placówka. Przy tym dyrektorzy często w czasie kwarantanny nie organizują zdalnych lekcji, a to już całkowite ograniczenie prawa do nauki – dodaje.
Uczniowie z powodu obostrzeń mają też ograniczone prawo do wsparcia w nauce – nie ma warunków do prowadzenia np. odpowiedniej liczby zajęć dodatkowych. – Już przy planowaniu roku szkolnego samorządy ograniczały liczbę zajęć z zakresu pomocy psychologiczno–pedagogicznej. Resort edukacji też to widzi, ale nic z tym nie robi. A przecież czy uzdolniony uczeń, czy ten, który ma problemy z nauką, mimo epidemii wciąż potrzebują wsparcia – mówi Ewa Tatarkiewicz, przewodnicząca Związku Zawodowego „Rada Poradnictwa”.
– Opiekunowie powinni domagać się od szefa placówki oświatowej wskazania podstawy prawnej. Takie wsparcie jest niezbędne do realizacji konstytucyjnego prawa do edukacji dla dzieci z różnego rodzaju dysfunkcjami – apeluje.

Zakazane zabawy

COVID-19 stał się też alibi do obciążania dzieci noszeniem podręczników, które w poprzednich latach mogły zostawiać w szkole. W niektórych placówkach zamknięte dla uczniów są stołówki i świetlice.
– Jeden z nauczycieli ostatnio wysłał do sanepidu zapytanie, czy zakaz zabawy w piaskownicy przez uczniów zerówki jest właściwą decyzją dyrektora szkoły – wskazuje Adam Mazurek.
– Zaczęliśmy już zbierać podpisy pod żądaniem wycofania się szkół z tych obostrzeń – mówi.
Jak twierdzą eksperci, adresatem skarg na przesadne restrykcje niekoniecznie powinni być tylko dyrektorzy szkół, ale też ich organy prowadzące. Jednak w czasie pandemii trudno będzie przywrócić dzieciom pełnię szkolnych praw. – Jeśli takie sprawy trafią do sądu, to ten może uznać, że dyrektor może i naruszył prawa ucznia, ale działał w interesie społecznym, kierując się wytycznymi i zasadami współżycia społecznego – studzi Łukasz Łuczak, adwokat i ekspert ds. prawa oświatowego.