Kopalnia traktowała to jako czynności przygotowawcze, a sztygar M. otrzymywał wynagrodzenie tylko za normalne godziny pracy.
/
ShutterStock
Reklama
Reklama
Sprawa dotyczyła wynagrodzenia za godziny nadliczbowe, którego żądał Tomasz M., zatrudniony jako sztygar zmianowy w jednej z kopalń śląskich należących do spółki J. Obowiązywał w niej regulamin, zgodnie z którym górnicy dołowi (do których należał także M.) mieli obniżoną normę dobową czasu pracy, wynoszącą maksimum 7,5 godziny.
Sprawa dotyczyła wynagrodzenia za godziny nadliczbowe, którego żądał Tomasz M., zatrudniony jako sztygar zmianowy w jednej z kopalń śląskich należących do spółki J. Obowiązywał w niej regulamin, zgodnie z którym górnicy dołowi (do których należał także M.) mieli obniżoną normę dobową czasu pracy, wynoszącą maksimum 7,5 godziny.
Mimo to sztygar wykazywał, że w ramach swoich obowiązków musiał praktycznie codziennie przychodzić kilkadziesiąt minut wcześniej do pracy, gdyż brał udział w naradach przed rozpoczęciem zmiany, na których zdawano raporty z poprzednich zmian. Miał też obowiązek przed zjazdem pod ziemię brygad przydzielać górnikom zadania. Z kolei po wyjeździe na powierzchnię jego praca się nie kończyła, ale – po umyciu się w łaźni i przebraniu – pozostawał jeszcze w kopalni, przygotowując raporty zmianowe i uczestnicząc w zebraniach, na których zdawał relacje przełożonym.
Kopalnia traktowała to jako czynności przygotowawcze, a sztygar M. otrzymywał wynagrodzenie tylko za normalne godziny pracy.
Czas poświęcony na dodatkowe czynności można było łatwo ustalić, gdyż – ze względów bezpieczeństwa – w kopalni obowiązywała podwójna rejestracja wejść i wyjść górników dołowych.
Sądy, do których trafił pozew o zapłatę za nadgodziny (oraz roszczenia o pozostałe świadczenia górnicze liczone od wynagrodzenia za pracę takie jak „barbórkowe”, 14. pensję i in.), były zgodne – uznały czynności sztygara przed zjazdem pod ziemię i po powrocie na górę za wykonywanie obowiązków służbowych poza normalnymi godzinami pracy i zasądziły należności z tytułu nadgodzin. Również Sąd Najwyższy podzielił te ustalenia.
– Trzeba przyznać, że sądy zdroworozsądkowo podeszły do kwestii świadczenia pracy przez powoda. To nie było wykonywanie czynności przygotowawczych, ale realizacja obowiązków wynikających z zajmowanego stanowiska, czyli normalna praca – powiedział sędzia Maciej Pacuda.
SN podkreślił też, że ustalając liczbę godzin nadliczbowych, należało brać pod uwagę obowiązującą pracownika skróconą normę czasu pracy. Skoro przepisy funkcjonujące w spółce węglowej określały krótszy czas pracy górników dołowych, to nie można było czynić wyjątku dla górnika sztygara. Jego też obowiązywała skrócona, 7,5-godzinna norma dobowa, a nie standardowe normy kodeksowe.