Seans zamiast o 19 zaczął się o 19.45? Taka praktyka kin może zostać potraktowana jako wprowadzanie w błąd konsumentów – twierdzą prawnicy. Problem zauważa także Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.
Reklamy w telewizji  i radiu / Dziennik Gazeta Prawna
Niedawno przez internet przetoczyła się dyskusja na temat skandalicznie długiego czasu nadawania reklam przed seansami filmowymi. Chodziło o warszawskie kino, które zafundowało widzom jednego z filmów blok reklamowy o długości – bagatela! – 45 minut. Jeszcze większe emocje wywołują spoty puszczane przed seansami dla najmłodszych.
– Kilkakrotnie spotkałem się z sytuacją, gdy przed filmami dla dzieci wyświetlane były reklamy, które ewidentnie nie nadawały się, z uwagi na ich treść i formę, do prezentowania tej grupie wiekowej – zauważa dr Piotr Cybula, radca prawny.
W odpowiedzi na takie praktyki kin widzowie skrzyknęli się na jednym z portali społecznościowych, gdzie zachęcają innych do przychodzenia na seanse 20 minut później, niż ten powinien zacząć się. Okazuje się jednak, że walczyć z przydługimi blokami reklamowymi można również na drodze prawnej.

Problem zauważony

Temu, że coś jest nie tak, nie przeczy nawet Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT).
– Dostrzegamy ten problem. Dokuczliwy jest w zasadzie niczym nieograniczony czas trwania reklam, ale także np. w przypadku filmów dla dzieci poprzedzające je zwiastuny filmowe, w których występuje przemoc. W trosce o widza potrzebne jest uporządkowanie tych spraw – przyznaje Katarzyna Twardowska, rzecznik prasowy KRRiT.
Póki co jednak rada ma związane ręce. Żadne przepisy bowiem nie przyznają jej kompetencji, które pozwalałyby – tak jak w przypadku nadawców telewizyjnych i radiowych (patrz: infografika) – karać kina za emitowanie zbyt długich reklam. Dlatego potrzebna jest interwencja ustawodawcy.
– Niewątpliwie najprostszym rozwiązaniem ułatwiającym walkę z przypadkami rażącego wydłużenia bloków reklamowych przed seansami kinowymi byłoby uregulowanie prawne pozwalające w łatwiejszy sposób uznać takie działania za bezprawne – wskazuje Piotr Ładoń, adwokat w kancelarii Nowakowski i Wspólnicy.
A kto miałby się zajmować egzekwowaniem takich przepisów? Katarzyna Twardowska podpowiada, że w odpowiednie kompetencje mógłby być wyposażony np. Polski Instytut Sztuki Filmowej, który zajmuje się nie tylko wspieraniem produkcji filmowej, ale prowadzi bardzo szeroki wachlarz różnych działań w dziedzinie kinematografii.

Prawa konsumentów

Czy obecny brak przepisów sankcjonujących taką praktykę nadawców kinowych wyklucza zatem możliwość pociągnięcia ich do odpowiedzialności? Niekoniecznie.
– Praktyka ta nie tylko narusza dobre obyczaje, ale jest sprzeczna z prawem – twierdzi mec. Piotr Cybula.
Tłumaczy, że jeżeli seans rozpoczyna się trzy kwadranse po wskazanej na bilecie godzinie rozpoczęcia, to mamy do czynienia z informacją wprowadzającą w błąd. Jego zdaniem pozwala to już organom zajmującym się ochroną konsumentów zakwalifikować taką działalność kin jako praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów w rozumieniu ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów (Dz.U. z 2007 r. nr 50, poz. 331 z późn. zm.). A tym samym na podjęcie odpowiednich działań zmierzających do jej ograniczenia.
Część prawników ma jednak pewne wątpliwości.
– Działanie przedsiębiorcy, aby zostało uznane za praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów, musi nosić znamiona bezprawności. W obecnym stanie prawnym, gdy nie istnieją żadne uregulowania prawne, które ograniczałyby czas reklamowy przed emisją filmu, tak jak ma to miejsce w przypadku reklamy radiowej czy telewizyjnej, spełnienie tej przesłanki stanowi istotny problem – zaznacza mec. Ładoń.
Z drugiej jednak strony prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) nieraz odwoływał się w swoich decyzjach do naruszenia norm co do zasady pozaprawnych, mających postać klauzuli dobrych obyczajów.
– Jak wynika z orzecznictwa prezesa UOKiK, nie ma przeszkód, by naruszenie takiej kategorii norm stanowiło samodzielną przesłankę bezprawności na gruncie praktyki naruszającej zbiorowe interesy konsumentów. Prezes stwierdzał takie praktyki chociażby wobec firm windykacyjnych, które stosowały w korespondencji z konsumentami takie treści bądź hasła, które miały na celu zastraszenie oraz wywarcie u konsumentów presji psychicznej prowadzącej do podejmowania działania zgodnego z wolą firmy windykacyjnej. Mowa w tych decyzjach była o presji psychicznej, wywoływaniu uczucia lęku – przypomina Piotr Ładoń.
Tak więc prezes urzędu sięgał już w swoim orzecznictwie po klauzulę naruszenia dobrych obyczajów w sytuacjach, gdy działania te w powszechnym mniemaniu mogły zostać uznane za zmierzające do niedoinformowania, dezorientacji, wywołania błędnego przekonania u konsumenta, a także wykorzystania jego niewiedzy lub naiwności.

Dobre obyczaje

Czy jednak samo wyświetlanie reklam przed seansami kinowymi można uznać za sprzeczne z dobrymi obyczajami? Zdaniem mec. Ładonia nie będzie to zbyt proste. Zwłaszcza że takie działanie można traktować jako mające cel prokonsumencki, gdyż ma zmierzać do obniżenia cen biletów do kin.
– Nie można jednak wykluczyć, iż w przypadku rażącego wydłużenia czasu reklam, niewspółmiernego do czasu emisji samego filmu, takie działanie mogłoby zostać uznane za sprzeczne z dobrymi obyczajami – podkreśla prawnik.
Niektóre kina już obecnie próbują zabezpieczyć się przed zarzutami ze strony widzów. W jaki sposób?
– Informując w swoich regulaminach, iż godzina rozpoczęcia seansu określa czas rozpoczęcia emisji bloku reklam i zwiastunów filmowych, po zakończeniu którego rozpoczyna się emisja filmu – wskazuje mec. Ładoń.
I wówczas trudno już mówić o wprowadzaniu konsumentów w błąd.
Póki co jednak żadna skarga od kinomanów nie wpłynęła do UOKiK. Trudno więc wyrokować, jak takie działanie zostanie przez ten organ ocenione. Jedno za to wiadomo już dziś: nic nie stoi na przeszkodzie, aby kina traktowały swoich widzów z większym szacunkiem. Piotr Cybula proponuje, aby np. udzielały widzom wyraźnej informacji o możliwości pojawienia się reklamy o określonej długości.
– Jeżeli są to wytyczne dystrybutora, to przecież doskonale wiadomo, ile czasu te reklamy będą wyświetlane – zauważa dr Cybula.