Racjonalnie robimy zakupy, wybieramy auto, prowadzimy spory. Stawiamy na logikę, emocje wyciszamy. Jesteśmy w tym coraz lepsi.
Przykład pierwszy z brzegu. Przestaliśmy ulegać marketingowi firm motoryzacyjnych, które regularnie, co kilka tygodni wciskają nam nowe cudowne auto mające zawsze jedynie zalety. A to niskie spalanie (niedawno pokazaliśmy w DGP, że to tylko reklamowy humbug), bagażnik wielki jak stodoła lub 88 poduszek powietrznych, a to nowy system wygodnego trzymania kubka z kawą, rzecz, jak wiemy, w każdym aucie absolutnie niezbędna. Jak wyliczył specjalizujący się w tych zagadnieniach Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego „Samar”, w 2012 r. Polacy zarejestrowali 312 tys. nowych aut osobowych i dostawczych, o 2,5 proc. mniej niż w 2011 r. Ale jak również podaje Samar, w ub.r. sprowadzono i zarejestrowano w Polsce ponad 705 tys. aut używanych. Przewaga tańszych samochodów z drugiej ręki nad drogimi autami z salonu jest zatem astronomiczna. Przeciwnicy pojazdów kilkuletnich argumentują, że auta sprowadzane z Zachodu to często rozbite składaki sklejone z kilku innych modeli, które w chwili ewentualnego wypadku rozpadną się na kilka tysięcy części, nie dając szans na przeżycie ani kierowcy, ani pasażerom. Tak oczywiście bywa, ale to tylko jedna strona medalu. Używany, wciąż bardzo dobrej jakości samochód można kupić, szczególnie w Niemczech, gdzie przestępstwem jest cofanie liczników, w cenie średnio dwa, a nawet trzy razy niższej niż nowy pojazd w Polsce. Racjonalizm naszych decyzji wydaje się tym bardziej uzasadniony, że nowe auto chwilę po opuszczeniu salonu sprzedaży traci automatycznie jedną trzecią wartości. Trudno dziwić się temu, że wielu z nas nie chce przepłacać. Tym bardziej że ograniczenie kosztów jest dzisiaj priorytetem dla 8 na 10 Polaków. Wciąż bowiem, mimo wzniosłych politycznych deklaracji, końca kryzysu nie widzimy. Przeciwnie, zaciskamy pasa, by mieć pewność, że uda się nam co miesiąc związać koniec z końcem.
Przykład kolejny, trochę nam, konsumentom, narzucony. W wielu sklepach przy kasie znajdują się czytelne tabliczki z napisem: „Prosimy o przemyślane zakupy, nie przyjmujemy zwrotów”. Zdania na temat tego, czy taka postawa sklepu jest legalna, czy nie, są podzielone, co nie zmienia faktu, że już na etapie zastanawiania się, czy daną rzecz nabyć, to jasne stanowisko musimy brać pod uwagę. Jeśli kupimy dany produkt, na zawsze będzie nasz. Nawet jeśli przestanie nam się podobać albo do niczego nie będzie pasował, o ile nie będzie wadliwy, sklep nie przyjmie go z powrotem. Tym samym w naszym własnym interesie jest wyciszenie emocji, które mogą ekscytującym zakupom towarzyszyć, i podjęcie maksymalnie racjonalnej decyzji. Bo jej konsekwencje będą nas w jakimś stopniu dotykać przez dłuższy czas.
Pozostało
80%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama