Mediacja jest wykorzystywana w zaledwie 1,5 proc. spraw, które się do niej kwalifikują. Sędziowie zbyt rzadko podpowiadają to rozwiązanie, brakuje też realnych zachęt – oceniają eksperci.
Do mediacji jest kierowane niespełna 35 tys. spraw rocznie – wynika z oceny ex post uchwalonej ponad dekadę temu nowelizacji niektórych ustaw w związku ze wspieraniem polubownych metod rozwiązywania sporów (Dz.U. z 2015 r. poz. 1595). Projektodawcy zakładali, że po pięciu latach jej obowiązywania na drodze polubownej będzie rozstrzygane aż 100 tys. spraw rocznie. Celu tego nie osiągnięto, choć i tak jest lepiej – w 2015 r. mediatorzy pomagali przy zakończeniu mniej niż 18 tys. spraw rocznie (patrz: infografika).
Odpowiadające za ustawę Ministerstwo Rozwoju i Technologii (MRiT) zaproponowało w 2015 r. przepisy m.in. zobowiązujące sędziów do informowania stron o możliwości polubownego rozwiązania sporu albo przewidujące możliwość zaliczenia kosztów mediacji na poczet postępowania (to spore ułatwienie dla mniej zamożnych uczestników sporów). Sądy zyskały wówczas również prawo do obciążania dodatkowymi kosztami strony, która bez uzasadnienia nie stawiła się na spotkanie informacyjne, na którym uczestnicy postępowania są informowani o możliwości podjęcia mediacji. Jak wynika jednak z przedstawionej przez MRiT oceny ex post – nawet te ułatwienia nie wpłynęły znacząco na upowszechnienie się polubownych metod rozwiązywania konfliktów.
Mediacja postrzegana jako marnowanie czasu i pieniędzy
Poproszeni o komentarz prawnicy podchodzą do zaprezentowanych przez resort danych z dystansem. Jak wskazują, w swojej własnej praktyce spotykają się z polubownym rozwiązaniem sporu stosunkowo często, choć sami przyznają, że może mieć na to wpływ wielkość ośrodków, w których operują. Ich zdaniem w mniejszych miastach mediacja może wciąż nie być szczególnie rozpowszechniona.
– Te wyniki są dla mnie zaskakujące, gdyż w praktyce sporów gospodarczych, tj. między przedsiębiorcami, którymi na co dzień się zajmuję, mediacja jest powszechnie stosowana i nierzadko przynosi bardzo dobre rezultaty – komentuje dr Anita Garnuszek, adwokatka, counsel w kancelarii WKB Lawyers.
Nasza rozmówczyni wskazuje, że mediacja może być mniej popularna w sprawach, w których czas trwania postępowania nie ma aż tak istotnego znaczenia. Zaś głównym celem jest nie tyle wyjście z impasu, ile doprowadzenie do jedynego słusznego rozstrzygnięcia sprawy, tj. takiego, w którym jedna strona wygrywa sprawę, a druga ją przegrywa.
– Dla biznesu prowadzenie długotrwałych sporów sądowych, które ciągną się latami, jest czasem wręcz zabójcze. Dlatego zdecydowana większość klientów, których sprawy prowadzę, decyduje się na udział w mediacji i co najmniej podjęcie próby polubownego rozwiązania sporu. Polubowne rozwiązanie sporu jest dla nich zazwyczaj bardziej korzystne ze względu na koszty. W wypracowaniu kompromisu pomagają doświadczeni mediatorzy, których przynajmniej w Warszawie nie brakuje – wyjaśnia dr Anita Garnuszek.
Z kolei Przemysław Szmidt, adwokat, partner oraz menedżer w zespole prawa cywilnego w kancelarii Filipiak Babicz Legal, tłumaczy, że stosunkowo niewielka popularność mediacji może wynikać m.in. z przekonania stron o braku ich celowości. Spierający się ze sobą przedsiębiorcy najczęściej idą do sądu dopiero wtedy, gdy nie uda im się rozwiązać konfliktu samodzielnie.
– Nie chcą więc marnować więcej czasu i wydawać pieniędzy na rozwiązanie, które w ich mniemaniu nie przyniesie oczekiwanego rezultatu – mówi Przemysław Szmidt.
Niezaangażowani sędziowie, mediatorzy niezintegrowani
Z ministerialnych analiz wynika, że strony postępowania bardzo często nie zdają sobie sprawy, że mogą zawrzeć ugodę, która po zatwierdzeniu przez sąd ma moc orzeczenia sądowego. Poproszone przez resort o opinie ośrodki mediacyjne wskazują na niski poziom zaangażowania sędziów. Nałożony na nich obowiązek pouczenia o możliwości polubownego rozstrzygnięcia sporu często „ogranicza się do pytania: «Czy chcą Państwo zawrzeć ugodę?»” – piszą mediatorzy. Ich zdaniem sędziowie powinni otrzymać szczegółowe instrukcje w zakresie tego, co mają przekazywać uczestnikom postępowania. Dziś „dla części sędziów (poinformowanie o możliwości mediacji – red.) to bowiem jedno zdanie do protokołu, a dla innych ważna część rozprawy” – ubolewają mediatorzy.
– O ile sędziowie są doskonale wyszkoleni pod względem formalnym i prawnym, o tyle niektórym z nich brakuje umiejętności miękkich, a zatem odpowiedniego psychologicznego wyczucia potrzebnego do rozstrzygnięcia, które ze spraw mają szansę na polubowne zakończenie. Z samych akt sprawy nie da się wszystkiego wyczytać, dlatego istotne są posiedzenia przygotowawcze, które niestety praktycznie prawie w ogóle się nie odbywają – wskazuje Przemysław Szmidt.
Problemem jest również poziom przeszkolenia samych mediatorów. Resort rozwoju określił ich środowisko jako zdezintegrowane i ujawnił, że zaledwie 26 spośród 150 ośrodków mediacyjnych odesłało do resortu ankiety związane z oceną ex post ustawy.
– Choć sam mam raczej dobre doświadczenia z mediatorami, to z pewnością poziom ich profesjonalizmu bywa różny. Lepiej jest, gdy to jedna ze stron (a najlepiej obie) albo sędzia zaproponują zaufanego mediatora z listą sukcesów na koncie, niż gdy mediator jest wybierany z sądowej listy, bo wtedy nie do końca wiadomo, czego się można spodziewać w zakresie jego umiejętności. U mediatora na wagę złota są kompetencje psychologiczne, bo to one pozwalają wykryć niewypowiedziane źródło sporu. Nie zawsze chodzi przecież wyłącznie o pieniądze, dobry mediator umie to rozpoznać – mówi mec. Szmidt.
W wynikających z oceny ex post rekomendacjach czytamy, że resort sprawiedliwości planuje „działania dotyczące m.in. profesjonalizacji zawodu mediatora (akredytowane ośrodki szkolące i ujednolicone certyfikaty) i usprawnienie postępowań mediacyjnych”.
– Jestem sceptycznie nastawiony wobec postulatu regulacji dostępu do zawodu mediatora. Prawda jest taka, że skuteczność mediatora zależy raczej od jego miękkich (emocjonalnych) niż twardych (dotyczących wiedzy) umiejętności. Choć najlepiej sprawdza się miks umiejętności prawniczych i psychologicznych, to i tak ostatecznie weryfikuje to rynek. Dla mnie kryterium wyboru to przede wszystkim doświadczenie, a w dalszej kolejności posiadane certyfikaty, dyplomy itp. – przekonuje Przemysław Szmidt. ©℗