Nie tylko wyższa instancja powinna mieć możliwość kwestionowania orzeczeń wydawanych przez neosędziów – twierdzi jeden z sądów rejonowych.

Prawdopodobnie po raz pierwszy w historii sporu wokół Krajowej Rady Sądownictwa sąd niższej instancji uznał za nieistniejące orzeczenie wydane przez wyższą instancję tylko z tego powodu, że w jego składzie zasiadał neosędzia. Zrobił to Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu, odnosząc się w ramach postępowania wykonawczego do postanowienia Sądu Okręgowego we Wrocławiu (sygn. akt V Kzw 54/24). Tym samym wszedł w polemikę z uchwałą trzech połączonych izb Sądu Najwyższego (sygn. akt BSA I-4110-1/20, patrz: grafika), która nakazuje sądom powszechnym przed uchyleniem orzeczenia wydanego przez neosędziego przeprowadzić test niezawisłości.

– Uznałem, iż jedynym instrumentem do ograniczenia mulitiplikacji bezprawia spowodowanego orzekaniem przez niesądy w składach z neosędziami jest uznanie ich orzeczeń za nieistniejące i zwrot spraw celem ich rozpoznania przez sąd w składzie niebudzącym wątpliwości prawnych, a więc bez neosędziów – tłumaczy sędzia Piotr Mgłosiek, autor omawianego rozstrzygnięcia. Jak zaznacza, interes stron na tym nie cierpi, poza wydłużeniem nieco postępowania.

– Natomiast strona otrzymuje rozstrzygnięcie, którego nie będzie można podważyć z uwagi na udział w składzie neosędziego, np. przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka – przekonuje sędzia wrocławskiego SR.

Bezpodstawne różnicowanie

Aby zrozumieć, na czym polega nowość tego rozstrzygnięcia, trzeba cofnąć się do stycznia 2020 r., kiedy to trzy połączone izby Sądu Najwyższego wydały głośną uchwałę, odnosząc się do problemu skutków procesowych zasiadania w składach orzekających osób powołanych na stanowiska sędziowskie w efekcie wniosku obecnej KRS. Uchwała wprowadziła w tym zakresie rozróżnienia w zależności od tego, czy neosędziowie, których orzeczenia są poddawane ocenie, orzekają w SN czy też w sądach powszechnych. W tym pierwszym przypadku do uchylenia orzeczenia wystarczy sam fakt, że w jego wydaniu brał udział neosędzia. W drugim sądy powinny, zanim uchylą orzeczenie wydane przez neosędziego, przeprowadzić test niezawisłości. Innymi słowy powinny zbadać, czy fakt, że dany sędzia został powołany w wadliwej procedurze, prowadzi w konkretnych okolicznościach do naruszenia standardu niezawisłości i bezstronności. O tym, że przeprowadzanie takiego testu może się okazać w praktyce problematyczne, sędziowie mówili od początku.

– Nie bardzo było wiadomo, jakie dokumenty badać, jakie fakty sprawdzać w celu stwierdzenia, że akurat w tej danej sprawie to, że sędzia przeszedł procedurę konkursową przed obecną KRS, spowodowało, że sąd z jego udziałem nie był sądem bezstronnym – przyznaje Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie w stanie spoczynku. Oczywiście, od czasu wydania uchwały SN minęło już kilka lat i orzecznictwo dotyczące tego problemu jest już całkiem bogate, tyle że niejednolite.

– Tak naprawdę sędziowie nadal, chcąc wykonać test z uchwały, muszą sobie stawiać pytania typu: czy wystarczy zbadać dokumentację dotyczącą konkursu, w którym startował ten konkretny sędzia i którą dysponuje prezes danego sądu? Zapoznać się z opiniami na temat sędziego wystawionymi przez wizytatora czy kolegium sądu? A może należałoby zwrócić się po dodatkowe informacje do KRS? – zastanawia się Marek Celej.

Na aspekt braku jasnych kryteriów przeprowadzania testu niezawisłości zwrócił uwagę również wrocławski SR.

– Posługiwanie się przez sądy tzw. testem niezawisłości można określić jednym słowem: „porażka”. Z powodu braku jasnych kryteriów sądy posługują się nimi dowolnie. Nie ma również instrumentów dowodowych, w oparciu o które można realnie ustalić powiązania neosędziów z czynnikami decyzyjnymi, brak jest ponadto res iudicata w tego typu postępowaniach, co prowadzi do różnego testowania tego samego neosędziego – wylicza sędzia Piotr Mgłosiek, który wydał najnowsze orzeczenie. Jego zdaniem nierealne jest również założenie, że sędziowie będą testować koleżanki i kolegów, tkwiąc w zależnościach koleżeńskich i często w podległości służbowej. Neosędziowie częstokroć piastują bowiem stanowiska funkcyjne.

Nieistniejące orzeczenie

Dotychczas do uchyleń dochodziło tylko w postępowaniu międzyinstancyjnym, co oznacza, że sądy rejonowe były niemal całkowicie pozbawione możliwości kwestionowania prawa neosędziów do orzekania (wyjątkiem jest procedura rozstrzygania w przedmiocie wniosku o wyłączenie sędziego). SR we Wrocławiu znalazł jednak na to sposób i prawdopodobnie jako pierwszy sąd rejonowy w Polsce sięgnął w tym celu po koncepcję orzeczenia nieistniejącego (sententia non existens).

– Poszukiwałem w systemie prawnym narzędzia pozwalającego na zachowanie bezpieczeństwa prawnego stron procesu sądowego wobec zagrożenia wydania orzeczenia w sprawie przez sąd, który nie jest „sądem ustanowionym ustawą” – tłumaczy sędzia Mgłosiek.

Innowacja wrocławskiego SR polega także na tym, że przyjął on, że sąd niższej instancji może stwierdzić nieistnienie orzeczenia sądu wyższej instancji.

– Koncepcja sententia non existens nie ma bezpośredniego umocowania w prawie stanowionym, tylko w orzecznictwie. Dlatego brak podstaw do uznania, iż nieistnienie orzeczenia może stwierdzić wyłącznie sąd wyższej instancji – wyjaśnia Piotr Mgłosiek.

Omawiane orzeczenie zapadło w sprawie karnej, w postępowaniu wykonawczym. Nie bez znaczenia dla jego oceny pozostaje więc art. 442 par. 1 i 2 kodeksu postępowania karnego. Z przepisów tych bowiem wynika, że sąd niższej instancji, do którego wróciła sprawa do ponownego rozpoznania, jest związany orzeczeniem sądu odwoławczego.

– To związanie dotyczy jednak tylko sytuacji, gdy sąd odwoławczy jest sądem ustanowionym ustawą. A skoro nie jest, bo w jego składzie zasiadał neosędzia, sprawa powinna być rozpoznana przez legalny skład po jej zwrocie – uważa sędzia Mgłosiek.

Dlatego też SR dla Wrocławia-Krzyków postanowił po uznaniu postanowienia sądu odwoławczego za orzeczenie nieistniejące zwrócić akta postępowania SO we Wrocławiu celem rozpoznania sprawy w prawidłowym, a więc już bez udziału neosędziego, składzie.

Na nieprzeprowadzanie testu niezawisłości zdecydował się wcześniej Sąd Okręgowy w Warszawie, który uchylił wyrok sądu niższej instancji tylko z tego powodu, że w jego składzie zasiadał neosędzia (sygn. akt X Ka 1150/23).

Zdaniem prof. Ryszarda Piotrowskiego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Warszawskiego, tego typu orzeczenia pogłębiają jednak chaos w wymiarze sprawiedliwości i mogą prowadzić do nierówności stron, naruszenia rzetelności i sprawności działania instytucji publicznych.

– To typowe dla sytuacji, w której przywracanie praworządności staje się pułapką i dla sędziów, i dla obywateli – ocenia konstytucjonalista.©℗

orzecznictwo