Proces prostowania tego, co wydarzyło się w obszarze wymiaru sprawiedliwości w ciągu ostatnich ośmiu lat, tak naprawdę jeszcze na dobre się nie rozpoczął, a już słychać głosy, że stoimy u progu anarchii. A być może próg ten już przekroczyliśmy. Co warte podkreślenia, tego typu apokaliptyczne osądy wygłaszają w przestrzeni publicznej przede wszystkim ci, którzy przyłożyli rękę do niszczenia obowiązującego przed 2015 r. porządku prawnego.

Od wielu już lat ci, którzy zajmują się prawem, zwłaszcza tym ustrojowym, na nudę narzekać nie mogą. Najpierw za sprawą rządów Zjednoczonej Prawicy, która za cel wzięła sobie zrobienie własnych porządków w sądach. Teraz zaś na skutek kroków ku odwróceniu tego, co zrobili poprzednicy, podejmowanych przez obecną ekipę rządzącą. Mamy oczywiście również decyzje samych sądów, te jednak w dużej mierze są jedynie konsekwencją postanowień podejmowanych w warszawskich gmachach przy Alejach Ujazdowskich, na ul. Wiejskiej oraz na Krakowskim Przedmieściu.

Aby zobrazować działanie tego mechanizmu, wystarczy wskazać sytuację w Sądzie Najwyższym. W nim bowiem jak w soczewce skupiają się wszystkie problemy z praworządnością, z jakimi od kilku lat musi się borykać nasz kraj. Odkąd PiS zmienił zasady wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa i zdecydował, że będą ich do tego organu wskazywali posłowie, a więc politycy, było wiadomo, że status osób, które przez taką radę zostaną rekomendowane na stanowiska sędziowskie, będzie budził poważne wątpliwości. A ich orzeczenia będą kwestionowane.

Podnoszono, że ukształtowana na nowy sposób KRS nie jest tym organem, o którym mowa w konstytucji. A skoro tak, to wszelkie jej decyzje – w tym te najważniejsze, dotyczące sędziowskich nominacji – są obarczone wadą prawną. Mimo to prezydent nie zrezygnował z powoływania sędziów na wniosek KRS ukształtowanej w wadliwy sposób. I to także do najważniejszego sądu powszechnego w Polsce – Sądu Najwyższego. Nie przekonały go ani orzeczenia samego SN, ani rozstrzygnięcia międzynarodowych trybunałów. W efekcie w sądzie doszło do podziału na tzw. nowych i starych sędziów. I podział ten trwa do dziś. Aby przekonać się, jak bardzo jest to szkodliwa sytuacja, wystarczy się zapoznać z zapadłym ostatnio w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej SN precedensowym orzeczeniem. Jedna z tzw. starych sędziów zdecydowała o bezterminowym zawieszeniu pewnego postępowania toczącego się w tej izbie. Powód? Niewystarczająca liczba legalnych sędziów, aby można było utworzyć niezależny i niezawisły sąd, którego orzeczenie wydane w tej konkretnej sprawie nie byłoby obarczone bezwzględną przyczyną odwoławczą.

Zmiany w sądownictwie

Na tym jednak nie koniec. Miniony tydzień obfitował bowiem w znacznie więcej zaskakujących i przełomowych zwrotów akcji. Otóż dwie osoby, które orzekały w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie dzięki rekomendacji obecnej KRS, zadeklarowały w pismach skierowanych do władz ich sądu, że są gotowe poddać się ponownej weryfikacji i zgadzają się na cofnięcie swoich awansów. Zaprzestały również orzekania. Ta ostatnia decyzja ma ogromne znaczenie – dzięki niej nie będą produkowane kolejne orzeczenia, które w przyszłości mogłyby zostać podważone. Zwłaszcza że mowa przecież o sądzie apelacyjnym, którego orzeczenia powinny mieć charakter rozstrzygający. Katarzyna Capałowska i Anna Kalbarczyk, bo to o nich mowa, są sędziami od wielu lat. Zapewne zasługiwały na awans, który otrzymały. Jednocześnie nie można nie zapytać, dlaczego dopiero teraz przyznały, że popełniły błąd, biorąc udział w procedurze, która toczyła się przed wadliwie powołaną KRS. Bo zmienił się układ polityczny? Bo wzrasta presja ze strony stowarzyszeń sędziowskich? Bo dopiero teraz zdały sobie sprawę ze skutków swojej decyzji? Odpowiedzi na te pytania mogłyby podać tylko one same. Ja powiem tylko, że znam wielu naprawdę świetnych sędziów, którzy także zasługiwali na to, aby awansować, a jednak przez ostatnie kilka lat nie brali udziału w procedurach konkursowych. Robili tak, bo obawiali się tego, czego świadkami jesteśmy obecnie. I co się zdarzy dopiero w przyszłości.

Czy jeszcze jacyś sędziowie pójdą w ślady Katarzyny Capałowskiej i Anny Kalbarczyk? Czy w kolejnych sądach będą zawieszane postępowania, gdy okaże się, że nie ma możliwości tworzenia składów bez udziału tzw. neosędziów? Trudno powiedzieć. Warto jednak zaznaczyć, że pojedyncze decyzje sędziów, zarówno te osobiste, jak i te podejmowane w imieniu Rzeczpospolitej, nie powstrzymają chaosu prawnego, w jakim z każdym dniem się pogrążamy. Mogą jedynie proces ten nieco spowolnić.

Rozwiązać (rozciąć?) ten węzeł gordyjski można tylko na drodze ustawowej. Zmiany muszą jednak być przemyślane i muszą uwzględniać wszelkie aspekty dotyczące chociażby sędziowskiej nieusuwalności i niezawisłości. Oczywiście ci, którzy dziś najgłośniej krzyczą o zamachu na te konstytucyjne wartości, bez mrugnięcia okiem patrzyli, jak politycy wartości te mocno okrawali. A niektórzy nawet przykładali do tego rękę. Mimo to nie można ignorować faktu, że głowa państwa mimo wszystko i wbrew wszystkiemu jednak wręczyła im akty powołania na stanowiska sędziowskie. A jakby tego było mało, za kolejnym zakrętem, którymi jest usiana droga do praworządności, majaczy już prezydenckie weto. ©℗