- Bycie poważnym członkiem wspólnoty europejskiej, to możliwość wpływania na decyzję i korzystania z dobrodziejstw, np. z funduszy. Patrząc na nasze działania widzę, że my już się wypisaliśmy z Unii. Może nie być formalnej decyzji, że ktoś nas wyrzuci, czy sami odejdziemy. Będziemy zmarginalizowani – już w dużym stopniu jesteśmy. Do polexitu już doszło. A przecież mamy swoje zobowiązania geopolityczne, jesteśmy na granicy Unii. W tym momencie kłócenie się z partnerami europejskimi jest godzeniem w suwerenność Polski przez rządzących - mówi dr hab. Mikołaj Małecki, adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego.

Co wyrok oznacza dla Polski jako członka UE?

Trybunał skontrolował rozporządzenie, które przewiduje tzw. warunek praworządności, a więc uzależnia decyzję rożnych instytucji unijnych od przestrzegania praw człowieka i praworządności w poszczególnych krajach członkowskich. To rozstrzygnięcie TSUE oznacza, że KE i inne organy które będą podejmowały decyzje finansowe (np. w sprawie środków z funduszu odbudowy) - będą mogły uwzględniać, jako jeden z warunków, to czy w państwie członkowskim przestrzegana jest praworządność. TSUE w uzasadnieniu podkreślił, że jeśli dochodzi do rażącego i trwałego naruszenia praworządności w jakimś państwie, to mechanizmy unijne muszą tutaj móc zagwarantować, że pieniądze wspólnoty nie trafią do takiego członka, który przekształca się w państwo autorytarne. Przede wszystkim do państwa, które łamie zobowiązania międzynarodowe.

Czyli nasza obecność w UE to transakcja wiązana…

To jest kwestia umowy. Jako Polska, wstępowaliśmy do wspólnoty umawiając się na to, że będziemy gwarantować obywatelom prawo do niezależnego, bezstronnego sądu. Łamanie tej umowy przez władzę rządzącą sprawia, że druga strona może na to zareagować. TSUE się właśnie wypowiedział, że organy UE mogą zareagować – uzależnią wypłatę środków od przestrzegania podstawowych, fundamentalnych zasad praworządności, które są absolutnie kluczowe dla funkcjonowania spójnej wspólnoty państw członkowskich Unii Europejskiej.

Czy złamanie zasad przez kraj członkowski w ogóle jest mierzalne? Czy UE nie ma teraz zbyt ogólnego mechanizmu do sankcji?

Sprawę popierały i Węgry i Polska. Te państwa już same w sobie różnią się sytuacją. Węgry otrzymały demokratyczny mandat do zmian konstytucyjnych. Natomiast polskie władze nigdy nie wygrały wyborów większością konstytucyjną, więc nie miały porównywalnego mandatu, by zrobić z sądownictwem to, co zrobiono u naszych sąsiadów. Z tego też punktu widzenia instytucje unijne mogą wziąć pod uwagę, czy państwo członkowskie nie narusza przypadkiem własnego prawa. Nie chodzi o rozporządzenia unijne, które kolidują z konstytucją. Problem jest złożony. Sytuacja Polski jest o tyle rażąca, że rządzący, likwidując konstytucyjną KRS, ograniczając niezależność Trybunału Konstytucyjnego i władzy sądowniczej, naruszają polską konstytucję przede wszystkim. To jest zwrócenie uwagi: przestrzegajcie przede wszystkim swojej konstytucji. Oczywiście można się w konkretnej sytuacji spierać czy dochodzi do naruszenia praworządności czy nie. Wiadomo, klauzula jest bardzo ogólna – ale tak musi być, aby różne przypadki mogły pod nią podpadać. Nie można tworzyć kazuistyki. Bo prawo polega właśnie na klauzulach ogólnych..

Nie tak, jak np. w Stanach Zjednoczonych.

Tak, bo ma to potem swoje patologiczne rezultaty, gdzie drobna zmiana stanu faktycznego powoduje, że trzeba tworzyć nowy precedens. Można się spierać, czy w określonej sytuacji praworządność będzie naruszona czy nie. Ale w sytuacji, o której teraz mówimy, to nie ma żadnej wątpliwości, że godzenie w prawo obywatela do niezależnego bezstronnego sądu ustanowionego ustawą, które jest wpisane do polskiej konstytucji, do art. 45, nigdy nie budziło żadnej wątpliwości. W tym przypadku nie mamy do czynienia z jakąś nieostrością. Nawet jeśli spojrzeć na prawników w Polsce, którzy znają się na prawie międzynarodowym, konstytucyjnym, to nie ma wśród nich takich, którzy by popierali koncepcje forsowane przez obóz rządzący. Jest pewien konsensus, że łamiemy swoje własne prawo i w związku z tym nie ma żadnego ryzyka, że w tej sprawie, ktoś z Unii Europejskiej chce nam narzucać swoje wizję. Sprawa jest czytelna. Choć mechanizm praworządności, jest bardzo ogólny i uznaniowy, to jednak w naszej sprawie spełnione są ryzyka o których mówi Trybunał. Jest naruszona praworządność, a umów należy dotrzymywać.

Czy zatem jesteśmy obiema nogami poza Unią? Grozi nam polexit?

Bycie poważnym członkiem wspólnoty europejskiej, to możliwość wpływania na decyzję i korzystania z dobrodziejstw, np. z funduszy. Patrząc na nasze działania, to my już dawno się wypisaliśmy z Unii. Może nie być formalnej decyzji, że ktoś nas wyrzuci, czy sami odejdziemy. Będziemy zmarginalizowani. Już w dużym stopniu jesteśmy. Do polexitu już doszło. A przecież mamy swoje zobowiązania geopolityczne, jesteśmy na granicy Unii. W tym momencie kłócenie się z partnerami europejskimi jest godzeniem w suwerenność Polski przez rządzących.

Jest szansa, że Polska po wyroku w końcu dostrzeże, że pieniądze leżą na stole, ale mogą zaraz zniknąć?

Gdyby obywatel tak zarządzał swoją firmą, jak władza polityczna, to dawno by już siedział w więzieniu za niegospodarność i działanie na szkodę. Sytuacja jest prosta. Pieniądze leżą na stole, a warunek jest tylko jeden. Przestrzegajcie swojego własnego prawa to dostaniecie środki.