W walce z językiem nienawiści skopiujmy francuskiego ustawodawcę.

Gdy dawno temu po raz pierwszy sięgnąłem do podręcznika francuskiego procesu cywilnego, ze zdziwieniem dostrzegłem, że wolność, równość i braterstwo zalicza się tam do naczelnych zasad postępowania cywilnego. Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło mnie, gdy zorientowałem się, że w zasadzie wszyscy przedstawiciele doktryny francuskiego prawa są w tej kwestii zgodni i zasady te uznają za naczelne pryncypia również w innych dziedzinach prawa. Wolność, równość i braterstwo mają we francuskim porządku prawnym pozycję zasad naczelnych (art. 2 Konstytucji V Republiki Francuskiej).
Zgodnie z nimi edukuje się w Republice Francuskiej nie tylko młodzież studiującą prawo. Zasad tych naucza się już w szkołach podstawowych. W skrócie oznaczają one obowiązek postrzegania otaczającego nas społeczeństwa nie tylko z perspektywy naszych własnych praw, lecz przede wszystkim z perspektywy praw wszystkich współobywateli. Ciekawostką jest więc, że w myśl tej zasady sędzia w sądzie francuskim musi traktować strony nie tylko jako ludzi wolnych, lecz także równych sobie. Powinien też ich postrzegać jako swoich braci bez względu na religię, kolor skóry i – co ważne – poglądy polityczne.
W Polsce nagminnie myli się prawo do wyrażania własnych poglądów z haniebnym procederem głoszenia szowinizmu i wszelakiej nienawiści do współobywateli. Dlatego właśnie dotykający nas w Polsce hejt, obraźliwe gesty i wulgarne odzywki stały się zjawiskiem nagminnym. Te knajackie „maniery” dotarły już nawet do parlamentu, na uniwersytety i do sądów. Jako społeczeństwo wyraźnie nie panujemy nad podgrzewanymi w nas emocjami.
Hejt narusza dobra osobiste nie tylko osób żyjących, lecz również zmarłych. Opinię publiczną poruszyły ostatnio wulgarne wpisy internetowe autorstwa śląskiego przedsiębiorcy Tomasza M. komentującego śmierć młodego radnego z Gdańska. Również wpisy internetowe pod informacją o śmierci sędziego Trybunału Konstytucyjnego prof. Grzegorza Jędrejka były przykładem hejtu. Pośród tego wrzasku słowa Bogusława Lindy przekonującego w spocie, że „hejt to nie opinia”, brzmią jak wypowiedź obcokrajowca.
Jestem przekonany, że genezy towarzyszącego wszelkim współczesnym dysputom języka nienawiści upatrywać należy w niewłaściwym modelu edukacji. Choć absolwentom naszych szkół i uczelni wyższych nie można odmówić, że w swoich dziedzinach wiedzą wiele, w sferze kontaktów międzyludzkich nierzadko pozostają oni na poziomie podstawowym lub niższym. A jednak – mimo że prawo obok reguł zachowania reguluje nasze życie społeczne – w polskich szkołach powszechnych się go prawie wcale nie naucza. Podobnie jak reguł savoir-vivre’u – a mimo to polscy uczniowie otrzymują oceny z zachowania, które zwykle odzwierciedlają nie obycie, lecz posłuszeństwo wobec nauczycieli.
Edukacja na temat elementarnych zasad prawa jest w Polsce niezmiernie słabo rozwinięta (żeby nie powiedzieć: „nierozwinięta”). Wymaga się od obywateli należytej znajomości prawa, a pojęcie o jego prostych regułach nawet wśród wykształconych obywateli jest często znikome. Wskutek tego obywatele, w znaczącej części nieznający prawnych konsekwencji swych zachowań, a nadto niehołdujący zasadom wolności, równości i braterstwa, powoli zaczynają się wzajemnie postrzegać jako dwa osobne narody: oni i my.
Gdybyśmy, jak Francuzi, byli uczeni zasad wolności, równości i braterstwa, to mielibyśmy i świadomość, że nasi współobywatele, także ci mający odmienne poglądy polityczne i kolor skóry, są wolnymi i równymi nam ludźmi oraz że… są naszymi braćmi w szerokim tego słowa znaczeniu. Byłoby mniej wzajemnej nienawiści i podziałów. Śmiem też twierdzić, że gdybyśmy do Konstytucji RP wpisali zasady wolności, równości i braterstwa na pierwszym miejscu, a nadto: zaczęli ich nauczać dzieci i młodzież, w przyszłości żylibyśmy w kraju intensywnie rozwijającym się w warunkach wzajemnej tolerancji.