Krajowa Rada Sądownictwa zawsze była narzędziem kontroli nad fluktuacją kadr sędziowskich. Dosadnie rzecz ujmując: areną walki o „sędziowski rząd dusz”. Ten, kto miał wpływ na obsadę KRS w jej sędziowskiej części, decydował o awansach wśród sędziów, a więc w praktyce o obsadzie sądów wyższych instancji, włącznie z Sądem Najwyższym.
Zmiana zasad wyłaniania KRS
Sformułowanie, zgodnie z którym przepisy ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa w brzmieniu sprzed nowelizacji z 8 grudnia 2017 r., oddawały wybór 15 członków w ręce środowiska sędziowskiego, jest, eufemistycznie rzecz ujmując, dość nieprecyzyjne. W istocie bowiem o tym, którzy sędziowie staną się członkami rady, decydowały zgromadzenia przedstawicieli apelacji składające się w przeważającej części z sędziów sądów apelacyjnych i okręgowych. Skutkiem powyższego było zasilanie przez niemal trzy ostatnie dekady składu KRS niemal wyłącznie przez sędziów sądów wyższych instancji. W ten sposób najliczniejsza rzesza sędziów szczebla sądów rejonowych była w istocie pozbawiona adekwatnej reprezentacji w radzie. Ten stan rzeczy sprzyjał tezom, że w KRS rządzą sędziowskie „spółdzielnie” bądź, szerzej, „salon”.
Po 2015 r. do walki o kontrolę nad sędziowskimi kadrami włączyli się czynnie politycy, którzy zapragnęli mieć decydujący wpływ na obsadę rady i łamiąc art. 187 ust. 1 Konstytucji RP oraz zasadę trójpodziału władzy, wybrali mocą uchwały sejmowej jej 15 sędziowskich członków. Ówczesny minister sprawiedliwości z rozbrajającą szczerością stwierdził wówczas, że do KRS zostali wybrani sędziowie gotowi do współpracy z obozem (wtedy) rządzącym. Co ciekawe, zdecydowaną większość z nich stanowili sędziowie sądów rejonowych, choć nie na długo. Gdy się bowiem patrzy na biogramy sędziów wybranych do rady przez Sejm w latach 2018 i 2022, rzucają się w oczy ich niemal błyskawiczne awanse do sądów wyższych instancji.
Jaki wybór nowej rady?
W ustawie praworządnościowej – skierowanej właśnie po ponad dwuletniej bezczynności do parlamentu – dla Krajowej Rady Sądownictwa przeznaczono istotną rolę przeprowadzenia ponownych konkursów na wadliwie obsadzone przez dwa poprzednie składy rady stanowiska. Usunięcie wadliwości tych nominacji to klucz do zażegnania kryzysu praworządnościowego. Warto nadmienić, iż projektodawca zadanie to chce powierzyć nowemu składowi KRS, którego wybór powinien nastąpić do maja 2026 r. Jest jednak niemal przesądzone, że ten plan się nie powiedzie. Prezydent zdążył już bowiem oświadczyć, że nie pozwoli na jakąkolwiek weryfikację neosędziów.
Wszystko również wskazuje na to, iż mimo szumnych zapowiedzi, które również swego czasu formułował obecny minister sprawiedliwości, jeszcze nim nie będąc, aktualny, niekonstytucyjnie wyłoniony skład rady dotrwa do końca kadencji. Założenie, że uchwała Sejmu ze stycznia 2024 r., wzywająca neo-KRS do zaprzestania działalności, osiągnie zamierzony skutek, było nie tyle życzeniowe, ile skrajnie naiwne. Warto sobie w tym kontekście uzmysłowić istotny i brzemienny w skutki fakt, który nie dość mocno przebija się w publicznym dyskursie: wstrzymanie ogłaszania wakatów na wyższe stanowiska sędziowskie w sądach okręgowych i apelacyjnych jeszcze przez poprzedniego ministra sprawiedliwości, a kontynuowane przez obecnego, nie spowoduje wstrzymania entropii systemu wymiaru sprawiedliwości. Przecież dalsze trwanie neo-KRS mimo buńczucznej w treści uchwały Sejmu to powolne, acz systematyczne „dobijanie” Sądu Najwyższego. Wynika to z faktu, że o liczbie wakatów w SN decyduje nie minister sprawiedliwości, lecz prezydent. A neo-KRS w tym zakresie wręcz modelowo współpracowała z poprzednim prezydentem i współpracuje z aktualnym, wciąż przeprowadzając konkursy do SN.
Szansę na zmianę zapisów ustawowych określających sposób wyboru sędziowskiej części rady wydają się dzisiaj również iluzoryczne. Chociażby dlatego, że prezydent nie godzi się na przerwanie kadencji neo-KRS. Nowy gospodarz Pałacu Prezydenckiego obiecał, że przedstawi swoją propozycję w zakresie zmiany sposobu wyboru sędziów do KRS. Na razie jednak tego nie uczynił, a z jego dotychczasowych oświadczeń – chociażby w odniesieniu do przyrzeczenia, że będzie powoływał i awansował wyłącznie sędziów, którzy swym orzecznictwem czynią zadość jego autorskiej interpretacji konstytucji i zasady praworządności – można wywnioskować, że powrotu do wyboru swoich przedstawicieli do rady wyłącznie przez sędziów raczej nie będzie.
Prawybory w sądach? Brak podstaw prawnych
Z opisanych wyżej powodów presja na znalezienie sposobu obsadzenia do maja 2026 r. niezbędnego dla funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości organu z biegiem kolejnych miesięcy będzie już tylko rosła. Konsekwencją powyższego jest pojawienie się w przestrzeni publicznej pomysłów zmierzających do osiągnięcia celu, jakim jest wyłonienie nowego składu KRS bez stosownych zmian ustawowych. Jednym z nich – jak się wydaje, w ostatnim czasie najpoważniej rozważanym – jest koncept zorganizowania swoistych prawyborów w sądach powszechnych, które doprowadziłyby w końcu do wyłonienia 15 sędziowskich członków rady.
Trzeba zważyć, że obecnie brak jest podstawy prawnej do przeprowadzenia elekcji przedstawicieli sędziów w KRS w poszczególnych sądach.
Nie ma w systemie prawnym przepisów, które by taką ewentualność regulowały. W tym kontekście pojawia się kilka pytań. Na czyje polecenie owe prawybory miałyby się odbyć: ministra sprawiedliwości, prezesów sądów? Czy sędziowie mieliby głosować na zgromadzeniach, a może mógłby zostać do tego wykorzystany komputerowy system sądowy z użyciem jednej z platform obiegu dokumentów? Kto ma kontrolować głosowanie i przeliczać głosy?
Jako jeszcze poważniejsze jawią się zagadnienia związane z określeniem legitymacji biernej oraz czynnej sędziów. Kto zadecyduje bez stosownych regulacji ustawowych, czy głosować będą mogli wszyscy sędziowie, w tym także wadliwie powołani z rekomendacji neo-KRS po 2017 r.? Czy ci ostatni będą mogli również kandydować do konstytucyjnego organu mimo wątpliwości związanych z ich statusem? Kto i na jakiej podstawie prawnej ustali parytety w obsadzie sędziowskiej części rady? Ilu ma w niej zasiąść sędziów szczebla rejonowego, okręgowego czy apelacyjnego? To tylko garść podstawowych wątpliwości.
Szansą jest jednolity urząd sędziowski
Rysujący się dość wyraźnie w bliskim czasie kryzys związany z wyborem nowego składu KRS należy bezwzględnie wykorzystać do przemodelowania jej funkcji i zadań. Wobec zapowiedzianego niepodpisania przez prezydenta ustawy praworządnościowej i tym samym braku realnej weryfikacji przez KRS wadliwych nominacji sędziowskich jedynym obszarem potencjalnego kompromisu wydaje się koncept jednolitego urzędu sędziowskiego. Istotą tego rozwiązania jest trwała eliminacja sędziowskich awansów, o których decydowała dowolnie KRS.
Gdy się uważnie przyjrzeć zapisom konstytucji, można dostrzec, że w jej treści nic nie ma o konieczności ukształtowania systemu sądowego wymiaru sprawiedliwości na podstawie elementów kultury korporacyjnej, wyrażającej się siatką awansową. Konstytucja nie rozróżnia sędziów rejonowych, okręgowych czy apelacyjnych. W ogóle nie ma w niej mowy o sądach rejonowych, okręgowych bądź apelacyjnych. Urząd sędziowski winien być jeden, zaś nominacja na niego winna się rozciągać na całe życie zawodowe sędziego.
Brak jasnych kryteriów awansowych zawsze będzie powodem niezadowolenia i tlącego się buntu, którego efekt widzieliśmy w ciągu ostatnich lat, gdy czujący się pomijani w zawodowych awansach sędziowie aspirowali do wadliwych nominacji na wyższe stanowiska – z pełną świadomością powiększania w ten sposób chaosu w systemie prawnym i narażania bezpieczeństwa prawnego obywateli. Przy takim ujęciu KRS miałaby wyłącznie kompetencję rekomendacji na stanowisko sędziego sądu powszechnego.
Osobną kwestią pozostaje oczywiście konieczność przeprowadzania konkursów na stanowiska w Sądzie Najwyższym, jako że ten ostatni do systemu sądownictwa powszechnego nie należy.
Przyszłe kryzysy praworządności
Tymczasem w poczynaniach Ministerstwa Sprawiedliwości widać już od dość dawna wyraźną determinację w doprowadzaniu do odtworzenia układu sił sprzed 2015 r. również w zakresie Krajowej Rady Sądownictwa, zorientowanej na zabezpieczenie interesu „salonu sędziowskiego”. A przecież nawet gdy uda się wybrać nowy skład rady w zgodzie z ustawą zasadniczą, to zostanie zlikwidowany wyłącznie skutek, a nie przyczyna obecnego kryzysu wymiaru sprawiedliwości.
Powrót do „spółdzielni” w łonie KRS jest wyłącznie kwestią czasu, tak jak przyrost w środowisku sędziowskim niezadowolenia z przyznawania awansów po uważaniu. Zarzewie przyszłego kryzysu wymiaru sprawiedliwości tli się zatem już w obecnych poczynaniach zorientowanych na petryfikację sędziowskiej kultury korporacyjnej, której KRS jest niezbędnym narzędziem. ©℗