Chociaż Google od lat na rynku wyszukiwarek internetowych jest niemal monopolistą, drobna konkurencja radzi sobie coraz lepiej.

Kiedy w 2009 roku stworzona przez Microsoft wyszukiwarka MSN Search została przemianowana na Binga miała wprowadzić nową jakość i stać się poważną konkurencją dla giganta z Mountain View. Dzisiaj podobnie jak konkurencja Bing stanowi system zintegrowanych usług takich jak poczta czy mapa. I dociera do mniej niż 20 proc. użytkowników w USA. To jednak wystarcza aby w Internecie był drugą siłą. Trzecie miejsce na podium zajmuje używany przez 13 proc. Amerykanów portal Yahoo. W Polsce sytuacja jest jeszcze bardziej klarowna. Jak wynika z danych Gemiusa z Google'a korzysta niemal 96 proc. internautów.

Wbrew pozorom świat internetowych wyszukiwarek jest znacznie bogatszy, a obok powszechnie znanych serwisów istnieje zdobywająca coraz większą popularność grupa stron, które zamiast porywać się z motyką na słońce i kopiować rozwiązania Google.

Sztandarowym przedstawicielem tego trendu jest DuckDuckGo, który obiecuje pełne poszanowanie dla prywatności użytkownika. Co to oznacza w praktyce? Podczas gdy Google skrupulatnie zbiera informacje o prawie wszystkim co nas dotyczy, firmowana twarzą kreskówkowej kaczki wyszukiwarka z Pensylwanii po zakończeniu sesji nie pamięta nic na nasz temat. Na serwerze nie zostają nawet logi z adresem IP.

Z 709. miejscem w rankingu Alexy w marcu 2015 roku DuckDuckGo może nie prezentuje się imponująco, ale zatrudniająca 20 osób firma przynosi dochody. Już w 2012 roku stronę odwiedzało codziennie ponad 1,3 mln osób. W 2013 liczba ta wynosiła już 4 miliony, a pod koniec marca w ten sposób informacji codziennie szukano 9 milionów razy.

Google'em wschodu niewątpliwie chce zostać Rosyjski Yandex. Istniająca od 1997 roku wyszukiwarka na zachodzie jest znana głównie z nazwy, ale w ojczyźnie Tołstoja pochłonęła już około 60 proc. rynku. Główną przewagą nad amerykańskim gigantem są mechanizmy sprofilowane pod rosyjskojęzycznego odbiorce. Dzięki temu Yandexa używa także 1/3 Ukraińców, Kazachów i Białorusinów. Korzystając z analogicznych rozwiązań niedawno Yandex wkroczył do Turcji. Nieprzekraczalna dla dominacji Google jest także granica Chin, gdzie, zgodnie z danymi StatCounter.com, wyszukiwarki Baidu i 360 Search razem zajęły 85 proc. rynku.

Jak sytuacja wygląda nad Wisłą? Dominacja Google'a jest niezaprzeczalna. Nie tylko korzystają z niego niemal wszyscy internauci, ale wyszukiwarkę z Mountain View umieścił także największe portale, takie jak Onet czy WP, która w 2012 roku zrezygnowała z usług polskiego Netsprinta. W 2011 roku działalność po dekadzie zakończył Szukacz, a rok później Netoskop, czyli pierwsza rodzima wyszukiwarka. Czy dzisiaj możemy jednak liczyć na polski odpowiednik Yandexa? Niedawno wszystkich zaskoczyła wysoka liczba odsłon adresu Szukaj.com. Megapanel podawał informację o prawie 7 mln użytkowników. Jak się okazało ten odpowiednik Trouver.fr tak wysoką pozycję zawdzięczał jednak nie wysokiej jakości usługom, ale złośliwemu oprogramowaniu, które podstępnie zmieniało stronę domową niczego nieświadomych użytkowników, a obecnie jest niefunkcjonalna.

Na tym tle ciekawie wygląda NEKST, czyli Narzędzia EKsploracji Semantycznej Tekstów, który, zgodnie z nazwą, udziela użytkownikom odpowiedzi na pytania w języku naturalnym. Projekt ma obsługiwać katalog miliarda polskojęzycznych dokumentów (Google według szacunków PAN obsługuje jedynie 1/5 tej liczby). Obecnie zaindeksował z tego połowę.

Jak podał niedawno Bankier.pl udział Google'a na całym świecie wynosi obecnie 75 proc. Chociaż zasię sztandarowego produktu Erica Schmidta i Lerry'ego Page'a notuje niewielkie spadki nic nie wskazuje jednak, aby konkurencja mogłą poważnie zagrozić jego pozycji. Prawdziwa wojna więc rozgrywa się o srebrny i brązowy medal. Tu na szczęście użytkownicy mają z czego wybierać.