Choć pogłoski o odejściu CEO Apple bądź rychłym wyrzuceniu go z firmy okazały się mocno przesadzone, Tim Cook nie ma wielkich powodów do radości. Kiedy w 2011 roku, Cook obejmował schedę dyrektora zarządzającego koncernu z Cupertino po ustępującym wizjonerze i twórcy największych sukcesów i przełomowych produktów z jabłuszkiem, Stevie Jobsie, nikt nie miał złudzeń. Cook nigdy nie zastąpi Jobsa, drugiego takiego geniusza nigdy już nie będzie.
Dlatego od początku Cook miał z jednej strony łatwiej, gdyż nie musiał silić się na pokonanie wizji Jobsa. Jednocześnie musiał podtrzymać sukces, który zapoczątkowały sztandarowe produkty Apple z nowoczesnym ekranem dotykowym: iPhone, iPad i iPod Touch. O ile nikt od Cooka nie wymagał przełomowych produktów na miarę iPhone’a, o tyle roztrwonienie sukcesu Jobsa byłoby karygodne.
Po ogromnym sukcesie iPada 2, a w szczególności iPhone’a 4 wszyscy liczyli, że kolejne generacja telefonów z jabłkiem okaże się rewelacją. Apple pilnie strzeże informacji o sprzedaży poszczególnych modeli iPhone’a. Wiadomo jednak, że w dwóch pierwszych kwartałach 2013 roku Apple sprzedało 84 mln egzemplarzy telefonów, o 12 mln więcej niż w 2012 r. w analogicznym okresie. Jednak drugi kwartał 2013 roku, okazał się gorszy od pierwszych trzech miesięcy, aż o ponad 10 milionów sztuk. Jasną sprawą jest, że sprzedaż iPhone’a 5 ostro hamuje. Telefon okazał się zbyt słaby i zbyt drogi jak na oferty konkurencji z Samsunga czy HTC.
Dlatego Apple postanowiło „odgrzać kotlety”, proponując klientom… no właśnie, co takiego przełomowego zaprezentowało Apple? W zasadzie nowy iOS7, hit konferencji deweloperów, to według ekspertów nic innego jak tylko nakładka, aktualizacja starego systemu z niewielkimi modyfikacjami jak Air Drop czy nowe aplikacje typu iTunes Radio. Choć sprzęt Apple zyska nowe funkcje, to nie zmieni się diametralnie funkcjonowanie tych urządzeń.
Jeszcze bardziej krytykowane są komputery zaprezentowane podczas WWDC w San Francisco. Nowa seria MacBooków została wzbogacona jedynie o bardziej trwałą baterię, a MacPro zaprezentowała co prawda niezwykły design, ale już stare „wnętrze”. Wszak poprzednia wersja stacjonarnego komputera Apple też zawierała opcję do 12 rdzeni, a przerażała ceną powyżej 10 tysięcy złotych. Pytanie, które zadają sobie ludzie z branży brzmi, ile zażyczą sobie włodarze Apple za produkt, obsługujący aż 3 ekrany o rozdzielczości 4K na raz. Dodajmy technologii niedostępnej poza częścią krajów azjatyckich, USA i Francją.
Kiedy Google pracuje nad najbardziej pożądanym gadżetem ostatnich miesięcy, czyli interaktywnymi okularami Google Glass, Apple próbuje przekonać nas do nic nie znaczącego produktu, jakim niewątpliwie będzie iWatch. Zegarek, jakich wiele na rynku, trudno nawet ocenić co spektakularnego będzie potrafił nowy gadżet z jabłuszkiem. Technologia odbioru telefonu za pomocą elektronicznego czasomierza czy powiadomienia Facebookowe działają już w wielu rozwiązaniach tego typu. Oglądanie telewizja za pośrednictwem zegarka natomiast to pieśń przyszłości, w wielu krajach po prostu na razie technologicznie niemożliwa.
Najlepszym papierkiem lakmusowym na konferencji Apple jest giełda. A ta nieubłaganie wskazuje Cookowi źle obrany kierunek. Kiedy o godz. 19.00 polskiego czasu rozpoczynała się konferencja Apple w San Francisco, cena jednej akcji technologicznego potentata kosztowała na Nasdaq 446,85 dolarów. Cztery dni później o tej samej godzinie cena akcji wynosi już tylko 433,84 dolarów. Oznacza to, że konferencja jak i zaprezentowane produkty nie zadowoliły inwestorów.
Przebywający w minionym tygodniu na Forum IAB w Warszawie Don Strickland, ex-wiceprezes Apple w latach 90., stwierdził, że wielką firmę poznaje się po tym, kiedy potrafi powtórzyć swój sukces. W 1997 roku po tłustych latach dobrej sprzedaży komputerów Macintosh, Apple stanęło nad przepaścią. Jednak w firmie ponownie pojawił się Steve Jobs i jak magik odczarował złą passę. Czy bez Jobsa firma z Cupertino będzie potrafiła powtórzyć sukces na miarę iPhone’a i iPada?
Wydaje się, że najlepszą radą dla Tima Cooka byłoby nie tworzenie specjalnej otoczki wobec nic nie znaczącego iWatcha. Błędem zapewne będzie również premiera nowego, starego iPhone’a 5S. Istnieje szansa, że jego debiut zbiegnie się z wprowadzeniem nowego iOS 7, czyli jesienią 2013 roku. Pytanie tylko, po co wrzucać na rynek znany już wszystkim telefon po lekkim liftingu. Aby zdeklasować konkurencję, Apple musi stworzyć coś nowego, spektakularnego i oryginalnego. I musi wrócić do korzeni i podstaw wizji Jobsa: „Ludziom trzeba zaproponować produkt, którego pragną, choć sami jeszcze o tym nie wiedzą”.