Będzie więcej pieniędzy i więcej inwestycji. Dlatego ceny na rynku także muszą wzrosnąć. Budowlańcy wiedzą swoje i nie wierzą uspokajającym zaklęciom producentów.
ikona lupy />
Producenci materiałów budowlanych liczą na poprawę cen i marż / Dziennik Gazeta Prawna
Będzie nowe rozdanie funduszy unijnych, więc szykuje się boom w inwestycjach budowlanych. Skorzystać chcą firmy oferujące tego typu usługi oraz producenci materiałów budowlanych. Ci ostatni niedawno musieli mierzyć się ze spadkiem popytu, co przekładało się na niskie ceny, a tym samym i marże. Firmy budowlane liczą jednak na zdrowy rozsądek dostawców, czyli umiarkowane podwyżki.
– Wierzę, że nie dojdzie do wzrostów, jakie miały miejsce przy poprzednim rozdaniu funduszy. Wówczas asfalt zdrożał o ponad 50 proc. Podobnie jak stal. Więcej trzeba było też płacić za cegły i piasek – tłumaczy Dariusz Blocher, prezes zarządu Budimexu.
Leszek Gołąbiecki, prezes Unibepu, dodaje, że podwyżek cen należy oczekiwać też w usługach podwykonawczych. – Firmy działające na tym rynku mają jeszcze rezerwy, jednak nie za duże. To oznacza, że mogą się skończyć, gdy nastąpi kumulacja w zakresie inwestycji. A można jej oczekiwać w zakresie realizacji projektów dróg i mostów – uzupełnia.
Dla firm budowlanych taka perspektywa oznacza poważne wyzwanie. Już teraz biorą udział w przetargach na inwestycje, które potrwają przez najbliższe 3–4 lata. Niestety branży nie udało się wywalczyć tego, by w zamówieniach publicznych uwzględniany był wskaźnik waloryzacji cen, np. w przypadku znacznego wzrostu kosztów surowców. Niektórzy starają się zabezpieczyć przed niepewną przyszłością na własną rękę. Jednym z rozwiązań jest negocjowanie stałych cen materiałów budowlanych. – Kiedyś można było wynegocjować stałą cenę dostaw na 3–4 miesiące. Dziś nawet na rok – zauważa Leszek Gołąbiecki.
W przypadku asfaltu czy stali można je uzyskać na cały czas realizacji kontraktu. – Ale nie jest to możliwe w przypadku wszystkich materiałów. Stal i asfalt odpowiadają w naszym przypadku tylko za 5–7 proc. rocznych kosztów. Zabezpieczenie nie jest więc duże – ubolewa Dariusz Blocher.
No i mogą sobie na nie pozwolić tylko najwięksi gracze. Od mniejszych producenci wymagają zabezpieczenia. W praktyce oznacza to kary w przypadku nieodebrania na czas zamówionych na preferencyjnych warunkach materiałów: nawet ponad 50 proc. ceny tony towaru.
Innym zabezpieczeniem jest podnoszenie ceny realizacji kontraktu o 1–3 proc. W przypadku zamówień publicznych cena wciąż stanowi, obok długiego okresu gwarancji, główny czynnik decydujący o wyborze oferty.
Budowlańcy starają się też robić zapasy materiałów. Ale nie wszystkie można kupić z wyprzedzeniem. I nie każdy może sobie pozwolić na zamrożenie gotówki.
– Zdarza się nam kupować na zapas kruszywa. Gromadzimy je jednak tylko wówczas, gdy przewidujemy, iż mogą być trudności z ich transportem – tłumaczy Blocher.
Na ciekawy ruch zdecydowało się ZUE, specjalizujące się w m.in. budowie i modernizacji torowisk tramwajowych i kolejowych. W kwietniu firma przejęła spółkę Railway, dostawcę materiałów do budowy i remontów torowisk.
– Umożliwi nam to większy wpływ na stabilność cen niektórych materiałów i produktów używanych w procesie budowlanym – zapowiada Wiesław Nowak, prezes ZUE.
Sami producenci materiałów budowlanych z niecierpliwością czekają, aż worek z kontraktami finansowanymi z aktualnego budżetu Unii rozwiąże się na dobre. I uspokajają, że nie przewidują szaleństwa cenowego. Andrzej Balcerek, prezes Górażdże Cement, wskazuje, że moce produkcyjne zarówno w branży cementowej, jak i betonowej zdecydowanie przewyższają najbardziej optymistyczne scenariusze na najbliższe lata. I nawet jeśli w jakiejś części Polski zabraknie chwilowo konkretnej frakcji kruszyw, uda się ją dostarczyć z innej.
– Nie ma żadnego powodu, aby nasi kontrahenci obawiali się czy to braku produktów, czy drastycznego wzrostu ich cen, choć ich niewielka korekta będzie musiała nastąpić – tłumaczy w rozmowie z DGP.
Andrzej Balcerek zaznacza też, że dzisiejsza sytuacja jest nieporównywalna do tej z lat 2011–2012, kiedy pod presją Euro 2012 doszło do kumulacji inwestycji na nieprzygotowanym do nich rynku. Teraz i producenci materiałów budowlanych, i wykonawcy są zdecydowanie lepiej przygotowani.
W najbliższym czasie nie należy też spodziewać się wyraźnych podwyżek cen stali. Eksperci monitorujący ten rynek podkreślają, że te spadają niemal bez przerwy od końca 2011 r., choć popyt na ten wyrób i w Polsce, i na świecie rośnie.
Ale przedstawiciele branży budowlanej nie bardzo chcą wierzyć w te zapewnia. Choćby dlatego, jak zauważają, że przez ostatnie lata producenci z powodu osłabienia na rynku budowlanym nie zwiększali specjalnie mocy produkcyjnych.
– Dlatego obawiamy się, że ceny materiałów wzrosną, a popyt będzie większy niż podaż. Sądzę, że górki popytowej można się spodziewać w drugiej połowie 2018 r. i w pierwszej 2019 r. Nasze analizy wskazują, że w tym okresie może nastąpić największe spiętrzenie i kumulacja projektów – ocenia Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.