Czy sektor wyjdzie z dołka? Poza rosnącymi kosztami pracy i długimi terminami płatności doszedł właśnie kolejny czynnik ryzyka: koronawirus.
Budownictwo – zwłaszcza infrastrukturalne – to od lat drugi obok handlu dział gospodarki, który, według większości raportów firm ubezpieczających należności, jest obarczony największym ryzykiem zatorów. Ale to może się zmienić. Grzegorz Kwieciński, dyrektor departamentu ryzyka ubezpieczeniowego w Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, zwraca uwagę, że w branży zaczęło się odczuwać coraz większy optymizm. Firmy zaczęły raportować np. poprawiające się wyniki finansowe.
– Dużą zasługę w tym ma łagodna zima, dzięki czemu praktycznie nie przerywano prac na budowach. Można oceniać, że większość dużych kontraktów infrastrukturalnych z lat 2015–16, które wykonawcom przynosiły straty, została już zrealizowana, a obecnie prowadzone projekty są rentowne, bowiem zawierają klauzule waloryzacyjne oraz uwzględniają wzrosty cen robocizny i materiałów z ostatnich lat – mówi Kwieciński. Zwraca uwagę, że w tym roku nadal prowadzone są duże inwestycje drogowe i kolejowe, finansowane z pieniędzy unijnych. Dopiero w kolejnych latach, w wyniku zmiany priorytetów w budżecie UE, trzeba będzie przygotować się na ograniczenie środków na infrastrukturę drogową.
– W budownictwie mieszkaniowym mamy boom i szybko rosnące ceny, co podnosi zyskowność takich inwestycji również dla wykonawców – mówi dyrektor Kwieciński.

Polska specyfika

Swój raport o kondycji sektora opublikowała właśnie firma Atradius. W ocenie stanu branży jest on bardziej sceptyczny niż przewidywania KUKE. Ale daje obraz kondycji polskiej budowlanki na europejskim tle. Wynika z niego, że problemy polskich firm nie są niczym szczególnym.
– Niskie marże, podobne podejście sektora publicznego jako inwestora czy dość duży odsetek upadłości w branży to cechy charakterystyczne dla większości rynków. Na wielu z nich występują kłopoty z płatnościami i zatorami, które dotykają szczególnie mniejsze firmy – mówi Aleksandra Gliszczyńska, dyrektor departamentu oceny ryzyka w Atradiusie. Dodaje, że w Polsce dochodzą inne czynniki, np. sposób waloryzowania cen przy publicznych kontraktach, wprowadzenie obowiązkowego split paymentu VAT oraz rosnące płace, a przez to wyższe koszty pracy.
– Specyfika polskiej branży budowlanej to również z jednej strony wysoki popyt praktycznie we wszystkich podsektorach, szczególnie w budownictwie mieszkaniowym, z drugiej zaś presja na wzrost wynagrodzeń, które powodują wyższe koszty prowadzenia działalności – mówi Gliszczyńska.
Inna charakterystyczna cecha: niski udział kredytów w strukturze finansowania działalności. Odbywa się ono głównie poprzez dostawców. Przeciętnie na zapłatę czeka się 75 dni.
– Są firmy, które płacą szybciej. Ale są też takie, gdzie termin ten jest znacznie dłuższy – dodaje Gliszczyńska. Jej zdaniem branża będzie nadal borykać się z rosnącymi kosztami pracy, a duża podwyżka płacy minimalnej, jaką wprowadził rząd w tym roku, będzie to potęgować.
– Problem z brakiem dostępnej i wykwalifikowanej siły roboczej też raczej szybko nie zniknie. W dłuższej perspektywie wyzwaniem będzie też zapewne kończący się za kilka lat Program Budowy Dróg Krajowych i Autostrad na lata 2014–2023 – uważa Gliszczyńska. Według niej dobrze radzić sobie powinno budownictwo mieszkaniowe. Inwestycja w mieszkanie na wynajem uważana jest za dobrą lokatę kapitału, zwłaszcza biorąc pod uwagę rosnące ostatnio ceny wynajmu. Za wzrostem w sektorze przemawiają też fundamenty: nasycenie liczbą mieszkań na 1000 mieszkańców jest mniejsze niż średnia w Unii Europejskiej, co oznacza, że popyt na mieszania w Polsce jeszcze przez jakiś czas będzie wysoki.

Możliwe przerwy

Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zwracają jednak uwagę na nowy czynnik ryzyka, który pojawił się w ostatnich dniach. Mowa o epidemii koronawirusa i jej wpływie na gospodarkę. Ich zdaniem, nie sposób teraz przewidzieć, jaki to będzie miało wpływ na poszczególne sektory.
– Przewidujemy wzrost upadłości w polskiej gospodarce w 2020 r., jednak ostatnie wydarzenia związane z rozprzestrzenianiem się epidemii COVID-19 i jej wpływu na globalne łańcuchy dostaw nie pozwalają na bardziej dokładne prognozy poziomu upadłości w 2020 r. – mówi Aleksandra Gliszczyńska.
– Trudno ocenić wpływ epidemii koronawirusa na budowlankę, ale nie można wykluczyć kilkutygodniowych przerw w realizacji inwestycji, jeśli firmy zostaną zmuszone przez sytuację do wysłania pracowników na przymusowe urlopy – dodaje Kwieciński. Problem może pogłębić otwarcie niemieckiego rynku na pracowników m.in. z Ukrainy, co nastąpiło kilka dni temu.
– Zagrożenie stwarza również kontynuacja ożywienia gospodarczego i poprawa warunków życia u naszego wschodniego sąsiada, co czyni pracę w Polsce mniej atrakcyjną. Nie powinny to być jednak zmiany gwałtowne, a na nie branża odpowiada wprowadzaniem mniej pracochłonnych technologii – uważa dyrektor z KUKE.