Chcąc obniżyć koszty wydobycia, koncern wybrał się na koniec świata. I wygrał.
Na przełomie lat 2011 i 2012 informacje o tym, że KGHM Polska Miedź przejmuje kanadyjską firmę Quadra FNX Mining, nie schodziły z czołówek gazet i pasków w telewizjach informacyjnych. Nic w tym dziwnego – mieliśmy przecież do czynienia, jak to wszędzie podkreślano, z największą zagraniczną inwestycją polskiej firmy. Cena 2,83 mld dol. (2,87 mld dolarów kanadyjskich) przebiła bowiem sumę, jaką za przejęcie rafinerii w Możejkach zapłacił kilka lat wcześniej PKN Orlen. Porównanie nasuwało się samo. Dlatego też powszechnie zadawano pytanie, czy tym razem inwestycja będzie bardziej trafiona niż zakup litewskiego zakładu przez koncern paliwowy z Płocka. Przypomnijmy, że przez wiele lat Możejki były kulą u nogi Orlenu i nawet próby sprzedania rafinerii nic nie dały, bo nie było chętnych, aby wyłożyć sumę, na jaką mógłby przystać zarząd PKN.
Jednak warto wiedzieć, że KGHM decydując się na zakup Quadry, wpisał się w wyraźny trend, jaki dało się zauważyć w surowcowym biznesie. Zarząd uznał – słusznie, jak później podkreślali analitycy – że lepiej kogoś przejąć, niż dać się przejąć komuś innemu.
Polski koncern stać było na to, żeby pieniądze na ten zakup wyłożyć z własnej kieszeni, bez konieczności zaciągania kredytu. Nie było więc ryzyka wzrostu zadłużenia długoterminowego z tytułu pożyczek, kredytów czy leasingu. Zysk netto KGHM w 2011 r. przekroczył 11,1 mld zł, co stanowiło równowartość ok. 3,4 mld dol.
Kanadyjska firma była dochodowa. Jej przychody sięgały prawie 1 mld dol., zaś czysty zysk wynosił 170 mln dol. Jest to firma młoda, powstała zaledwie w 2002 r. (jako Quadra Resources, która połączyła się w 2010 r. w FNX Mining Company). Ta fuzja dała spółce dostęp do złóż niklu, miedzi, palladu, platyny, złota oraz rud innych metali na północy Ontario.
Kluczowe dla atrakcyjności kanadyjskiego podmiotu były jednak prowadzone już przedsięwzięcia poszukiwawczo-wydobywcze. Chodziło m.in. o Victorię w basenie Sudbury czy prawa do złóż molibdenu we wschodniej Grenlandii. Za perłą w koronie analitycy uznali jednak projekt Sierra Gorda w miedziowym zagłębiu w Chile. Jeszcze w 2010 r. Quadra poszukiwała partnera do tego przedsięwzięcia i utworzyli spółkę jv, z japońskim Sumitomo.
Dzięki inwestycji do projektu przystąpił też KGHM. Obecnie ma w przedsięwzięciu 55-proc. udział, a japońskie spółki Sumitomo Metal Mining i Sumitomo Corporation – odpowiednio 31,5 i 13,5 proc. Od kilku miesięcy kopalnia Sierra Gorda, którą uruchomiono kosztem 4,16 mld dol., prowadzi już komercyjną produkcję zarówno miedzi, jak i molibdenu. W pierwszych latach działalności roczna produkcja ma wynosić ok. 120 tys. ton miedzi, 50 mln funtów molibdenu i 60 tys. uncji złota. Prognozowane średnioroczne wytwarzanie przez ponad 20-letni okres eksploatacji kopalni, uwzględniając uruchomienie drugiej fazy projektu, wyniesie z kolei ok. 220 tys. ton miedzi, 25 mln funtów molibdenu i 64 tys. uncji złota.
Najważniejsze jednak jest to, że dzięki chilijskiej inwestycji koszty produkcji miedzi w KGHM znacząco się obniżą, przez co koncern stanie się bardziej konkurencyjny na światowym rynku. Firma chwali się tym, że Sierra Gorda należy do 10 proc. najtańszych pod tym względem kopalń miedzi na świecie.
– Na południowoamerykańskiej pustyni miedź leży dosłownie pod powierzchnią ziemi, dzięki temu kopalnia jest odkrywkowa. To obniży koszty produkcji, bo w polskim zagłębiu miedziowym rudę wydobywa się z głębokości nawet 1,2 tys. metrów, a to bardzo podnosi koszty – tłumaczył Jarosław Romanowski, wiceprezes KGHM ds. finansów. – Dzięki uruchomieniu produkcji w Sierra Gorda zdołamy obniżyć średnioważony jednostkowy koszt produkcji w całej Grupie KGHM – dodał.