Tak może być wtedy, gdy komandytariusze są jednocześnie członkami zarządu spółki z o.o. będącej komplementariuszem. Ich odpowiedzialność za zobowiązania może być znacznie szersza, niż zaplanowali.
Dziennik Gazeta Prawna
Inaczej niż to było jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, obecnie spółka komandytowa cieszy się dużą popularnością. Coraz częściej właśnie taka formuła wybierana jest do wykonywania działalności. [ramka] Spółka taka ma bardzo poważne zalety, bo przy zachowaniu transparentności podatkowej pozwala w istotny sposób ograniczać ryzyko finansowe części wspólników, związane z prowadzoną działalnością gospodarczą. Jak się jednak okazuje, ochrona nie zawsze jest tak dobra, jak mogłoby się wydawać.
Zalety decydują o popularności
Spółka komandytowa jest spółką osobową, funkcjonującą na podstawie przepisów ustawy z 15 września 2000 r. – Kodeks spółek handlowych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1030 ze zm.; dalej k.s.h.). Jest to niemal doskonała forma wykonywania działalności w przypadku, w którym jeden podmiot ma pomysł, zapał do pracy, a drugi ma środki, które jest w stanie zaangażować w przedsięwzięcie i gotów jest nimi zaryzykować, licząc jednak na to, że finalnie osiągnie zarobek. W takim przypadku jest znacznie lepsza niż spółka kapitałowa.
Wynika to z istoty spółki komandytowej. Wspólnicy w tego typu podmiotach dzielą się na dwie kategorie: komandytariuszy i komplementariuszy. Wspólnicy z pierwszej grupy (komandytariusze) odpowiadają za zobowiązania spółki w sposób ograniczony, do wysokości ustalonej w umowie spółki komandytowej, w praktyce najczęściej odpowiada ona wartości wkładu do spółki (ale nie musi tutaj występować znak równości). Drudzy ponoszą nieograniczoną odpowiedzialność za zobowiązania spółki (komplementariusze). W tym miejscu trzeba wyjaśnić, że jeżeli suma komandytowa jest równa albo niższa od wartości wkładu komandytariusza – to tym sposobem jego odpowiedzialność nie wykracza ponad wniesiony wkład.
Tym, co dodatkowo stanowi o atrakcyjności spółki komandytowej, jest brak powiązania udziału w zysku z wkładami do spółki czy z zakresem odpowiedzialności poszczególnych wspólników. Zatem możliwy jest bardzo wysoki udział komandytariusza w zysku spółki, nawet jeżeli wniesiony przez niego wkład lub suma komandytowa determinująca zakres odpowiedzialności są bardzo ograniczone.
Jeżeli do tego dołożymy transparentność podatkową spółki komandytowej, czyli fakt, że podatnikiem podatku dochodowego nie jest spółka, ale wspólnicy (co oznacza brak podwójnego opodatkowania typowego dla spółki kapitałowej i spółki komandytowo-akcyjnej), to w pewnych okolicznościach nie można przecenić spółki komandytowej.
Oby niezbyt „kreatywnie”
Formuła spółki komandytowej jest coraz częściej wykorzystywana w praktyce obrotu gospodarczego, a w niektórych branżach (zwłaszcza tych obarczonych wysokim ryzykiem finansowym w przypadku niepowodzenia przedsięwzięcia) funkcjonuje wiele takich podmiotów.
Niestety, nie zawsze wspólnicy pamiętają o prawidłowym ukształtowaniu umowy spółki komandytowej. Dzieje się tak najczęściej w tych przypadkach, w których głównym celem jest wykorzystanie takiej struktury głównie dla optymalizacji podatkowej poprzez transparentność podatkową, a z zachowaniem ograniczonej odpowiedzialności.
Można bowiem się spotkać (i wcale nie należy to do rzadkości) ze spółkami komandytowymi, w ramach których komplementariuszem jest spółka z o.o., a komandytariuszami – osoby fizyczne będące wspólnikami, a czasem nawet członkami zarządu owego komplementariusza.
W takiej sytuacji wydaje się, że osoby fizyczne mają bezpieczną sytuację w przypadku roszczeń finansowych, bo jako komandytariusze ponoszą odpowiedzialność za zobowiązania spółki jedynie do sumy komandytowej, a główny ciężar ryzyka spoczywa na spółce z o.o. A w tej drugiej – jako wspólnicy – ponoszą odpowiedzialność jedynie do wysokości wkładów do spółki z o.o. Jeżeli do tego dołożymy np. to, że spółka z o.o. ma minimalny kapitał zakładowy (5 tys. zł) i sama w sobie jest „wydmuszką” stworzoną na potrzeby istnienia spółki komandytowej, to faktycznie mogłoby się wydawać, że ewentualny wierzyciel spółki komandytowej jest na straconej pozycji. Jednak – niekoniecznie.
Jeżeli bowiem okazałoby się, że komandytariusze są jednocześnie członkami zarządu spółki z o.o. będącej komplementariuszem, to ich odpowiedzialność za zobowiązania spółki z o.o., a przez taką spółki komandytowej, może być znacznie szersza, niż to zaplanowali.
Zarząd odpowiada za długi
Przypomnieć należy, że na podstawie art. 299 par. 1 k.s.h. członkowie zarządu spółki z o.o. mogą być pociągnięci do odpowiedzialności za zobowiązania spółki, jeżeli egzekucja przeciwko spółce okaże się bezskuteczna, a członek zarządu nie uwolni się od niej poprzez wykazanie, że:
wwe właściwym czasie zgłoszono wniosek o ogłoszenie upadłości lub wszczęto postępowanie układowe albo
wniezgłoszenie wniosku o ogłoszenie upadłości oraz niewszczęcie postępowania układowego nastąpiło nie z jego winy albo
wpomimo niezgłoszenia wniosku o ogłoszenie upadłości oraz niewszczęcia postępowania układowego wierzyciel nie poniósł szkody.
Zwłaszcza w przypadku spółki z o.o. celowo zawiązanej na potrzeby spółki komandytowej z niskim kapitałem zakładowym uwolnienie się od odpowiedzialności może się okazać bardzo trudne, a wręcz niemożliwe.
Fiskus też może mieć pretensje
Zatem niektóre „kreatywne” działania, niepodparte fachowym przygotowaniem umowy spółki i jej struktur, mogą nie tylko nie uchronić przed odpowiedzialnością, wydłużając jedynie proces egzekucyjny i podnosząc jego koszty, ale mogą dodatkowo sprowadzić na wspólników problemy fiskalne.
Luki w prawie podatkowym (dzisiaj już w większości wyeliminowane), a także zamieszanie legislacyjne związane z ustalaniem, kto jest, a kto nie jest podatnikiem CIT, doprowadziły do tego, że organy podatkowe dość podejrzliwie spoglądają w stronę spółek komandytowych.
Od początku 2015 r. prawodawca zmodyfikował przepisy ustaw o podatkach dochodowych, wyraźnie wskazując, że za transakcję, wobec której może istnieć obowiązek sporządzenia dokumentacji podatkowej właściwej dla podmiotów powiązanych, uznać należy m.in. zawiązanie przez podmioty powiązane według PIT lub CIT umowy spółki niebędącej osobą prawną (zatem również komandytowej). W konsekwencji konieczne może być udowodnienie, że warunki, jakie zostały zapisane w umowie spółki, a w szczególności udział w zysku i podział ryzyka, są zgodne z warunkami, jakie ukształtowałyby podmioty niezależne.
W konsekwencji w przypadku spółki komandytowej o strukturze opisanej powyżej (tj. komplementariuszem jest spółka z o.o., a komandytariuszami – jej udziałowcy) ryzykowne mogą być takie konstrukcje, w których udział komandytariuszy w zysku jest nieadekwatny do wniesionych wkładów i do odpowiedzialności. Może się okazać, że taka konstrukcja nie tylko nie chroni komandytariuszy przed wierzycielami spółki komandytowej, ale dodatkowo niesie ze sobą duże ryzyko fiskalne.
Oczywiście powyższe nie ujmuje atrakcyjności spółce komandytowej, ale powinno skłonić do właściwego przygotowania, zarówno od strony podatkowej, jak i cywilnoprawnej umów spółki komandytowej.
Już 15 600 podmiotów. Rekordowe wzrosty
Aż o 23,7 proc. wzrosła w 2014 r. liczba spółek komandytowych – wynika z danych GUS. 31 grudnia 2014 r. było w Polsce zarejestrowanych 15 652 takie podmioty (podczas gdy na koniec 2013 r. – 12 658). Ich liczba dynamicznie rośnie już od kilku lat, np. w 2013 r. wzrost wyniósł 20,6 proc., a w 2012 r. – 26,8 proc. Dla porównania liczba spółek z ograniczoną odpowiedzialnością i akcyjnych rośnie w tempie kilku procent rocznie, np. tych pierwszych przybyło w ub.r. 8,6 proc., a tych drugich – 3,9 proc. Od 2012 r. spółka komandytowa jest trzecim pod względem popularności typem spółek prawa handlowego, ustępując liczebnością jedynie spółkom z o.o. (w końcu 2014 r. funkcjonowało ich 345 135) oraz spółkom jawnym (15 652), wyprzedzając spółki akcyjne (10 895).