Pozyskiwanie funduszy w nowej perspektywie będzie trudniejsze. Barierą jest też własny wkład finansowy
Mniej niż 13,7 proc. małych przedsiębiorstw deklaruje start w konkursach na środki z Unii Europejskiej z budżetu 2014–2020 – wynika z danych Instytutu Badań i Analiz OSB. To jeszcze mniej niż w ubiegłym roku, kiedy o pozyskiwaniu z UE pieniędzy na inwestycje myślało 14,2 proc. takich firm. Co znaczące, spośród przedsiębiorców pytanych teraz tylko 18 proc. jeszcze nie podjęło decyzji, czy spróbuje o fundusze zawalczyć. A wszyscy pozostali zdecydowanie odrzucają ten pomysł.
Przedsiębiorcy podkreślają słaby dostęp do informacji o konkursach. Nie znają instytucji pośredniczących w przyznawaniu pieniędzy z Unii, a tym samym ich adresów e-mailowych i stron, na których umieszczone są informacje o prowadzonych oraz planowanych naborach wniosków. Kolejną barierą dla właścicieli małych firm jest brak wiary w możliwość uzyskania wsparcia od instytucji dysponujących pieniędzmi z UE. Nie ukrywają oni, że ich wiedza nie jest wystarczająca do tego, by samodzielnie wypełnić wnioski o dofinansowanie.
– Raz myślałem o tym, by pozyskać pieniądze z Unii na rozwój mojej działalności. Jednak okazało się, że wniosek został odrzucony ze względów formalnych. Po prostu był niewłaściwie napisany – skarży się jeden z przedsiębiorców. Zwraca uwagę na to, że formularze wniosków są tworzone hermetycznym językiem, w dodatku w wielu miejscach należy kilka razy wpisywać te same lub niemal identyczne informacje. A brak wpisu w okienku automatycznie powoduje, że wniosek jest odrzucany. Ponadto firmy nie wiedzą często o konieczności parafowania każdej kartki osobno czy o tym, że wniosku przy większości konkursów nie można złożyć tylko drogą elektroniczną, bo wymagana jest również wersja papierowa.
To, że wnioski są skomplikowane i praktycznie nie do wypełnienia przez osobę, która nie ma do tego odpowiedniego przygotowania, przyznają nawet firmy prawnicze wyspecjalizowane w doradztwie przy pozyskiwaniu funduszy i rozliczaniu projektów z UE. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości informuje, że złe wypełnienie wniosku jest częstą przyczyną tego, iż firmy odpadają w konkursach. PARP nie ukrywa też, że nie są to proste rzeczy, bo formularze przy niektórych konkursach potrafią mieć po kilkadziesiąt stron.
Rozwiązaniem jest na pewno zatrudnienie firmy doradczej. Problem polega na tym, że nie jest to tanie. Renomowane kancelarie adwokackie zwykle w ogóle nie zajmują się niewielkimi projektami. Ponadto godzina pracy ich specjalistów potrafi kosztować nawet 500 zł. Na rynku działa też sporo firm doradczych (ile, tego nie wie nikt, bo działalność ta nie jest osobno rejestrowana). Zazwyczaj pobierają one parę procent od wartości środków, o które aplikuje beneficjent. Tyle że za napisanie samego wniosku także trzeba uiścić określoną kwotę. I czasem nie gwarantuje to rzetelnego wykonania tegoż zlecenia. Na przykład pan Darek (nie chce ujawnić nazwiska), który starał się o 80 tys. zł, musiał z góry zapłacić 7 tys. Mimo to jego wniosek przepadł właśnie ze względów formalnych, czyli dlatego, że był źle wypełniony. A gdy zwrócił się o oddanie mu pieniędzy, okazało się, że firma ta już nie istnieje.
Ponadto mali przedsiębiorcy twierdzą również, że nie sięgali i nie zamierzają sięgać po pieniądze z Unii dlatego, że nie stać ich na wkład własny. Do tej pory w programach krajowych należało mieć przynajmniej 20 proc. wartości inwestycji. W programach regionalnych – nawet 50 proc. i więcej. I tak będzie również w nowej perspektywie. Tymczasem banki niechętnie finansują małe, często dopiero startujące firmy. Jeśli nie posiadają one odpowiednich zabezpieczeń, np. w postaci nieruchomości, to nie mają co liczyć na kredyt. Rozwiązaniem mogłoby być wsparcie funduszu typu seed – inwestującego w startujące przedsiębiorstwa. Tylko w tej perspektywie PARP dofinansowała środkami z UE około 80 takich funduszy. Jednak szukają one przedsiębiorstw bardzo innowacyjnych, tworzących produkty i usługi, których do tej pory na rynku nie było. Poza tym same firmy często nie wiedzą, gdzie szukać takich inwestorów.
Efekty mogą być niedobre. Podczas gdy w latach 2007–2013 z funduszy europejskich skorzystało około 17 proc. firm, w nowej perspektywie może ich być znacznie mniej. Tym bardziej że o ile możemy się spodziewać pewnych uproszczeń w samych wnioskach, o tyle o pieniądze małym przedsiębiorcom będzie nawet trudniej, niż było. Z 82,5 mld euro, które Polska ma dostać na lata 2014–2020, około 10 mld euro ma zostać przeznaczone na wsparcie przedsiębiorstw. Jednak, jak deklaruje Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, zostaną mocno ograniczone dotacje na zakup starych maszyn i technologii za granicą. Teraz przedsiębiorca będzie np. otrzymywał pieniądze na zamówienie prac badawczych czy rozwojowych u polskich naukowców. Jednak na wdrożenie ich wyników musi potem uzyskać pożyczkę lub kapitał od funduszy podwyższonego ryzyka – co wiąże się z koniecznością posiadania dodatkowych zabezpieczeń. Tak ma np. działać program operacyjny inteligentny rozwój. Natomiast w programach regionalnych gros środków skierowanych będzie do przedsiębiorstw, które planują inwestycje w tak zwanych inteligentnych specjalizacjach – czyli w wybranych przez każdy region branżach, w których władze województwa chciałyby pochodzące ze swojego terenu firmy wzmocnić. A to oznacza, że przedsiębiorcy będą musieli włożyć jeszcze więcej wysiłku w pozyskiwanie informacji na temat konkursów i dostępnych środków.

Przedsiębiorcy nie wiedzą, gdzie szukać pomocy, a oszustów nie brak