Mówi Jan, właściciel firmy sprzedającej maszyny i urządzenia budowlane: – To był zupełny przypadek. Na podłodze jednego ze swoich służbowych samochodów znalazłem potwierdzenie przelewu do ZUS. Wpłacającym był mój pracownik, handlowiec. A konkretnie jego firma.
– Dowód przelewu musiał mu wypaść z teczki albo zostawił go przez zwykłe gapiostwo. Były tam wszystkie dane – NIP, REGON – więc bez problemu mogłem sprawdzić w rejestrze działalności gospodarczej, z czym tak naprawdę mam do czynienia. I co się okazało? Z trzech lat, jakie ten facet u mnie pracował, ostatni rok działał też na własne konto. Na moją szkodę – jeździł moim samochodem, używał mojego telefonu i w tym samym czasie załatwiał swoje sprawy.
– Poszedłem do prawnika z pytaniem, co mam dalej z tym robić. A on mi na to, że każdy ma prawo przecież prowadzić swoją działalność. I musiałbym mu udowodnić, że poniosłem przez to straty. Oczywiście mój „pracownik” się bronił, że swój biznes prowadził po godzinach. I nie było sposobu, żeby udowodnić mu kłamstwo. Musiałbym chyba założyć podsłuch, jakiś monitoring, żeby mieć twardy dowód.