Uprośćcie procedury, to pokażemy, że jesteśmy innowacyjni – apelują do władz przedstawiciele małych i średnich firm.
Oczekiwaliśmy, że dzięki środkom z Unii Europejskiej działalność innowacyjną w 2013 r. będzie prowadziło 60 proc. przedsiębiorstw produkcyjnych. Doszliśmy do blisko 30 proc. – twierdzi Jerzy Kwieciński, minister ds. rozwoju regionalnego w gospodarczym gabinecie cieni Business Centre Club i były wiceminister rozwoju regionalnego. Dodaje, że choć rząd oczekiwał również, iż nakłady na badania i rozwój osiągną w ubiegłym roku 1,5 proc. PKB, to także się nie udało.
Niespełna 11 proc. małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce prowadzi działalność produkcyjną, z czego wprowadzenie jakichś innowacji deklaruje mniej niż co piąte. – Konkursy po dotacje ze środków Unii są niedostosowane do naszych potrzeb. By zwiększyć nasze szanse i otrzymać więcej punktów, musieliśmy nawiązać współpracę z zewnętrznym instytutem badawczym, choć sami mamy laboratorium pracujące na nasze potrzeby – opowiada dyrektor ekonomiczna średniej wielkości firmy chemicznej. Dodaje, że współpraca szła jak po grudzie i spółka sama sobie wytworzyła innowacyjne rozwiązania, choć musiała płacić naukowemu partnerowi i uwzględniać jego zaangażowanie w projekt przy rozliczaniu kolejnych etapów inwestycji. Inaczej straciłaby dotację. Pani dyrektor tłumaczy też, że konstrukcja wniosków jest zupełnie niezrozumiała, a na pytania, jak ją interpretować przy konkretnych rodzajach działalności, pracownicy jednostki wdrożeniowej nie odpowiadają, by nie być posądzeni o faworyzowanie firmy. – Biorąc pod uwagę nakład pracy, poświęcony czas i koszty, ostatecznie mamy wątpliwości, czy sięganie po środki z UE było opłacalne – twierdzi nasza rozmówczyni. Wątpi, czy teraz, gdy MSP będą zmuszone tworzyć konsorcja z jednostkami naukowymi, jej firma pokusi się o start w kolejnych konkursach.
Zdarza się, że problemów przedsiębiorcom nastręczają kwalifikacje osób oceniających wnioski. – Nasz przepadł, bo ekspert oceniający wniosek nie rozróżniał pojęć i myślał, że w firmie najpierw powstaje prototyp, a dopiero potem model demonstracyjny – tłumaczy Jacek Rydzewski, prezes Grupy Technicznej CODI, producenta systemów ochrony budynków. I dodaje, że ten ekspert finansowania nie przyznał, ponieważ wydawało mu się, że projekt jest na zbyt wczesnym stadium rozwoju. Dopiero po dwóch latach procesów przed trzema sądami firma ostatecznie wygrała i wsparcie zostało jej przyznane.
Za kuriozum można uznać przypadek firmy Eko Snails Garden, największego producenta ślimaków w Polsce. – Z punktu widzenia weterynarzy hodujemy ryby, ale z punktu widzenia środków unijnych – już nie – śmieje się prezes Grzegorz Skalmowski. Chodzi o to, że dla nadzoru weterynaryjnego firma jest traktowana jako działająca w branży akwakultury. Natomiast Skalmowski nie mógł sięgnąć po środki unijne na rozwój hodowli, bo te przeznaczone były tylko dla hodowców ryb. Inaczej niż we Francji, gdzie silne „ślimaczane” lobby wywalczyło uwzględnienie w środkach na akwakulturę także swoich hodowli.
W dodatku, jak twierdzą przedsiębiorcy, wystarczy przejrzeć listę dofinansowanych projektów, by mieć wątpliwości co do tego, na ile naprawdę przyczyniają się one do zwiększenia innowacyjności gospodarki. Bo czy zakup „innowacyjnej maszyny do wypieku chleba” naprawdę coś technologicznie zmienia? – Rzut okiem na listę projektów dofinansowanych z Unii każe podejrzewać, że część z tych środków jest wydawana na naciągane projekty – ocenia polski przedsiębiorca z branży high-tech. – Proszę nie zrozumieć mnie źle: nie twierdzę, że pieniądze są sprzeniewierzane, ale ich wartość innowacyjną można podać w wątpliwość. Oczywiście bez przeczytania pełnej specyfikacji danego projektu nie możemy wiedzieć do końca, czy tak jest na pewno – zastanawia się biznesmen.
– Nie chcemy zakupu paciorków z importu za środki Unii Europejskiej. To, co jest pompowane w produkty sprowadzane, powinno być przeznaczone dla MSP produkujących w Polsce. Bo jesteśmy innowacyjni – apeluje prezes Rydzewski.
Jerzy Kwieciński podkreśla, że proces przyznawania środków z UE małym i średnim firmom mógłby przebiegać zdecydowanie lepiej i faktycznie pobudzać ich innowacyjność. – Domagamy się uproszczenia procedur ubiegania się o fundusze unijne i realizacji projektów dla podmiotów starających się o niewielkie kwoty wsparcia, szczególnie tych małych – zaznacza. – Wymogi biurokratyczne powinny być uzależnione od wysokości wsparcia i od tego, czy jest ono kierowane do dużych czy małych beneficjentów. Zbyt wygórowane powodują, że MSP albo nie startują, albo przepadają w konkursach – dodaje.
Na szczęście jest również wiele przykładów udanych, innowacyjnych projektów dofinansowanych przez Brukselę. – Solaris Optics za unijne środki zakupiło aparaturę do wytwarzania obiektywów do urządzeń służących do fotolitografii bezmaskowej, procesu używanego do wytwarzania układów scalonych i diod. Dzięki temu będziemy w stanie dostarczać na rynek jeszcze więcej lepszych obiektywów do takich maszyn – informuje szef działu badawczo-rozwojowego tej firmy Arkadiusz Swat.
Wprowadzenie innowacji deklaruje mniej niż co piąta firma produkcyjna