Wrocławska firma LiveChat wie, jak w internecie złapać klienta i już go nie puścić. Narzędzie docenili Polacy, ale prawdziwą furorę zrobiło w Stanach. Jest tak dobre, że właściciel, Mariusz Ciepły, grosza nie wydaje na marketing
Jeden z działających na polskim rynku ubezpieczycieli rozważał kiedyś zakup produktu LiveChat. Wtedy wszystko, co było związane z internetem, miało jeszcze status nowinki, więc zainteresowanie wykazał sam prezes, osobiście pojawiając się na prezentacji. Kiedy zobaczył, jak działa LiveChat, stwierdził, że coś takiego studenci zrobiliby w dwa tygodnie, a doświadczeni panowie z firmowego działu IT, którzy przecież na co dzień zajmują się znacznie bardziej skomplikowanymi programami, napiszą to na kolanie.
Prezes LiveChat Mariusz Ciepły wspomina, że po tym spotkaniu wiedział już, że mają klienta. – To nie jest takie proste: napisać prosty program – mówi. Faktycznie, jakiś czas później ten ubezpieczyciel zgłosił się do firmy i jest jej klientem do dziś. Coś musi być w prostocie oferowanego przez LiveChat produktu, w Polsce do kontrahentów firmy należały bowiem takie instytucje jak Polkomtel, mBank czy ING. Jeszcze bardziej imponująca jest lista klientów zagranicznych, przede wszystkim z USA: producenci AGD Roku, sprzętu sieciowego Netgear, sprzętu gospodarstwa domowego Bosch czy oprogramowania antywirusowego Kaspersky. Z LiveChat korzystają szacowne amerykańskie uczelnie, takie jak Stanford i UCLA. Łącznie oprogramowania firmy używa 6 tys. firm na całym świecie, dzięki czemu zysk producenta rośnie rocznie o 100 proc.