Tylko co piąta firma działająca w ramach tych instytucji w latach 2010–2012 wdrożyła nową technologię
W Polsce są 54 parki technologiczne. Pod tą nazwą kryją się instytucje tworzone po to, by lepiej przepływały wiedza i technologie między firmami a naukowcami. Większość z nich zajmuje się jednak głównie dbaniem o to, by jakoś przetrwać. Innowacyjność jest na dalszym planie.

Ośmiu technoparkom przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli. Według jej oceny nie przynoszą one znaczących rezultatów dla gospodarki, mimo iż ich utworzenie pochłonęło ponad 800 mln zł, a kolejne 175 mln zł wydano na działalność w okresie objętym kontrolą.

Eksperci NIK jako jeden z najpoważniejszych grzechów tych instytucji wymieniają to, że zarządzający parkami oferują przedsiębiorcom niewielką pomoc w pozyskiwaniu środków na finansowanie innowacyjnych przedsięwzięć oraz na poszukiwanie nowych technologii. W rezultacie w latach 2010–2012 jedynie co piąta firma (87 spośród 421) działająca w skontrolowanych parkach wdrożyła nowe rozwiązania technologiczne. Oznacza to, że nie realizują one swojego głównego zadania.
Jednym z najostrzej ocenionych jest Lubelski Park Naukowo-Technologiczny, któremu NIK zarzuca, że żył właściwie głównie z wynajmowania pomieszczeń i to firmom, które z innowacjami nie mają wiele wspólnego. „W rezultacie, mimo upływu trzech lat od rozpoczęcia działalności parku, żaden z lokatorów nie wdrożył nowych technologii” – czytamy w dokumencie. NIK wylicza też, że płace dla pracowników tego parku (a konkretnie pięciu osób) pochłonęły w pierwszym półroczu 2012 r. 21 proc. kosztów operacyjnych spółki.
– Raport NIK był dla nas poważnym ostrzeżeniem, teraz zaczęliśmy bardzo aktywnie działać na tym polu. Współpracujemy m.in. z prof. Grażyną Ginalską, której pomagamy w komercjalizacji jej wynalazku, czyli sztucznej kości – zapewnia Urszula Hasiec z LPNT. – Rozpoczęliśmy też szkolenia dla innobrokerów, czyli ekspertów, którzy mają pomagać w łączeniu się biznesu, i naukowców – dodaje Hasiec.
Być może i obietnice technoparku z Lublina zostaną wypełnione, ale na razie obraz tej i podobnych instytucji nie jest szczególnie optymistyczny. Pierwszym polskim parkiem technologicznym był Poznański Park Naukowo-Technologiczny, który powstał w 1995 r. Od tamtej pory powołano 66 podobnych inicjatyw, część jednak nie wytrzymała próby czasu i dziś działają zaledwie 54 takie ośrodki. Jak wynika z opracowania przygotowanego przez Stowarzyszenie Organizatorów Ośrodków Innowacji i Przedsiębiorczości w Polsce, ta ilość niekoniecznie przekłada się na jakość. Zaledwie nieco ponad połowa parków od czasu swojego powstania przynajmniej raz realnie dokonała usługi wspierającej transfer technologii między naukowcami a biznesem.
Jak podlicza NIK, aż 85 proc. wdrożeń wynalazków w skontrolowanych parkach miało miejsce w przedsiębiorstwach ulokowanych w jednym tylko miejscu: Wrocławskim Parku Technologicznym. Na pozostałe 53 przypada więc 15 proc.
Ale nawet wrocławski prymus przyznaje, że jest źle i koniecznie trzeba wprowadzić zmiany w funkcjonowaniu tych instytucji. Marek Winkowski, dyrektor ds. inwestycji badań i rozwoju z WPT, mówi otwarcie: – Głównym problemem jest to, że parków jest za dużo. Jest ich prawie 60, a powinno być nie więcej niż 10. Liczba firm w Polsce zajmujących się innowacyjną technologią jest niewielka. Najracjonalniejszym rozwiązaniem byłoby skoncentrowanie ich w kilku miejscach, a nie tak duże rozproszenie. Parków jest dużo, a nasycenie firmami małe. Stąd w niektórych są wynajmowane pomieszczenia takim przedsiębiorstwom, które mają niewiele wspólnego z innowacyjnością – tłumaczy Winkowski. Według NIK jedynie co trzeci przedsiębiorca prowadzący działalność w ramach technoparków prowadzi firmę technologiczną. Reszta to przeróżne przedsiębiorstwa konsultingowe, marketingowe czy PR-owe. I to one utrzymują technoparki, choć z wynalazkami nie mają nic wspólnego.

Parków technologicznych jest za wiele. Zamiast 54 wystarczyłoby 10