Sieci franczyzowe obniżają koszty nawiązania współpracy. Żeby uruchomić firmę pod znanym logo, nie trzeba wcale dysponować dużymi oszczędnościami. Ale warto dokładnie przyjrzeć się ofercie
Franczyzę można już dziś bez mrugnięcia okiem określić mianem biznesu na każdą kieszeń. Jeszcze parę lat temu tylko nieliczne sieci oferowały przedsiębiorcom nawiązanie współpracy za kwotę mniejszą niż 50 tys. zł. Obecnie, by zaistnieć na rynku pod znanym logo, wystarczy zainwestować nawet mniej niż 20 tys. zł. Przyczyniła się do tego rosnąca z roku na rok konkurencja, która zmusza istniejące sieci do coraz większej rywalizacji o potencjalnego franczyzobiorcę.
Niski wkład własny jest najskuteczniejszym wabikiem na potencjalnych franczyzobiorców. Drugim jest czas zwrotu zainwestowanych pieniędzy oraz miesięczny zarobek. Spadek kosztów dla przedsiębiorców nowo przyjmowanych do grona partnerów sieci to też efekt coraz większej elastyczności w zakresie warunków współpracy ustalanych przez franczyzodawców. Przykładem są okresowe promocje związane z obniżeniem kwoty wejścia do systemu lub rozłożeniem kosztów na raty, czy też zupełnego zniesienia opłaty wstępnej. Coraz więcej przedsiębiorców może sobie pozwolić na takie praktyki, bo przybywa tych, którym udało się osiągnąć zakładaną skalę działalności. Wreszcie przyczyniła się do tego zmiana polityki przez wielu franczyzobiorców. Popularną metodą obniżania kosztów dla przyszłych partnerów okazało się skierowanie oferty do mniejszych miast oraz zaproponowanie systemu w tańszej wersji.
W efekcie na przełomie kilku ostatnich lat liczba tanich systemów wzrosła o kilkanaście procent. – W 2012 r. funkcjonowało ok. 385 konceptów, w których inwestycje początkowe nie przekraczały 50 tys. zł netto. Natomiast placówek w tych systemach było ponad 22,8 tys. Obecnie 21,5 proc. sieci wymaga nakładów nie większych niż 20 tys. zł, a kolejne 23,1 proc. od 20 do 50 tys. zł – wyjaśnia Karina Korczyńska, prawnik, menedżer działu doradztwa we franczyzie w Profit System. Dla porównania wszystkich sieci na polskim rynku jest obecnie ok. 900.
Za mniej niż 20 tys. zł
Mając niewielkie oszczędności, można uruchomić nie tylko punkt usługowy, ale i handlowy pod znanym logo. Zwłaszcza oferta tych ostatnich bardzo się zwiększyła, co jest zapewne na rękę przyszłym franczyzobiorcom, którzy przygodę z biznesem wolą zaczynać od handlu.
Wystarczy już 10 tys. zł, by otworzyć w centrum handlowym „wyspę” specjalizującą się w sprzedaży kosmetyków do pielęgnacji paznokci pod marką Neonail. Przy nakładzie tego rzędu stoisko dostarczone przez firmę nie staje się jednak własnością franczyzobiorcy, a jest mu tylko oferowane na wynajem. Dlatego miesięczne koszty prowadzenia działalności są większe o 500 zł z tytułu opłaty za użytkowanie. W sytuacji gdy przedsiębiorca chce nabyć stoisko na własność, koszty inwestycji rosną do 25 tys. zł. Niewiele więcej, bo 13,5 tys. zł, wystarczy, by zaistnieć na rynku pod marką Printeria. Działające pod nią punkty usługowe specjalizują się w sprzedaży materiałów eksploatacyjnych do drukarek oraz w świadczeniu usług regeneracji kartridży atramentowych i kaset z tonerem. W kwocie inwestycji zawiera się opłata licencyjna, towar, urządzenia wykorzystywane w procesie regeneracji oraz oprogramowanie wspomagające handel, gospodarkę magazynową i rozliczanie płatności. Kilkanaście tysięcy złotych to też kwota, która z powodzeniem wystarczy do tego, by zaistnieć w jednej z najdynamiczniej rozwijających się obecnie branż. Mowa o e-papierosach. Współpracę za mniej niż 20 tys. zł oferują sieci Prince, eSmoking World, Cigger. W każdej z nich biznes zwraca się również szybko, średnio już po ok. 1-2 miesiącach. To zasługa wysokich marż, które uzyskuje się w tej branży, a które sięgają 100 proc. Ale tylko na markowych produktach.
Również w usługach
W sektorze usługowym za mniej niż 20 tys. zł współpracę można nawiązać z biurem tłumaczeń, firmą specjalizującą się w zajęciach dodatkowych dla dzieci, czy jedną z firm działających na rynku reklamy. BK Solutions to największa w Polsce sieć reklam na torbach na pieczywo. Co ważne, można do niej przystąpić, nie mając własnego biura. Działalność można bowiem z powodzeniem prowadzić z domu. Opłata wstępna wynosi 5 tys. zł, a miesięczna – 510 zł. Jak zapewniają jej przedstawiciele, środki ze sprzedaży reklam trafiają bezpośrednio na konto franczyzobiorcy. To oznacza, że nie ma prowizji od pozyskanych zleceń. Inną tanią siecią z branży reklamowej jest Liftboards. Jej członkowie sprzedają powierzchnię reklamową w windach. Sieć wymaga inwestycji na poziomie 8 tys. zł. Jak wylicza, przy zakupie licencji na 80 wind można liczyć na sprzedaż rzędu 10 tys. zł, z czego ok. połowa pokrywa koszty prowadzenia działalności. BTP Tłumaczenia to firma, która na rynku istnieje od 1991 r. Jednak dopiero od niedawna odsprzedaje swoje know-how. Pieniądze przy tym biznesie są potrzebne na zakup komputera, skanera, drukarki, łącza internetowego. Sieć pobiera jeszcze opłatę za licencję w wysokości 5 tys. zł netto. Potem franczyzobiorca jest zobowiązany płacić abonament w wysokości od 300 do 500 zł netto miesięcznie. – W zamian przechodzi szkolenie, na którym uczy się rozpoznawać dokumenty oraz dowiaduje gdzie może pozyskiwać zlecenia. Otrzymuje poza tym bazę tłumaczy, z usług których będzie korzystał w swojej pracy – wyjaśnia Jacek Kopeć z BTP Tłumaczenia. Jak dodaje, osoby, którym uda się wziąć pod swoją opiekę firmę lub instytucję, mogą liczyć na bardzo przyzwoite zarobki, bo sięgające nawet kilkunastu tysięcy złotych w skali miesiąca. – Zyskowność w tej branży jest bowiem cięgle wysoka. Wynosi od 5 do 30 proc. – twierdzi Kopeć.
Niewiele większa kwota wystarczy na otwarcie warsztatów dla dzieci pod logo TwójRobot.pl. Na zajęciach najmłodsi budują i programują najprawdziwsze roboty, poznając za ich pomocą świat techniki, informatyki, fizyki i matematyki. Koszt wyposażenia placówki w podstawowy sprzęt dydaktyczny to 19 tys. zł. Przy posiadaniu własnego lokalu można rozpocząć działalność bez wkładu finansowego, gdyż sieć świadczy usługę wynajmu sprzętu i instruktorów. Oprócz tego przyszli franczyzobiorcy muszą zapłacić za licencję. Dla partnerów z dużych miast jej koszt to 7 tys. zł, a z mniejszych 4 tys. zł. Działalność nie jest jednak tania w utrzymaniu. Franczyzobiorca z dużego miasta jest zobowiązany płacić sieci 750 zł netto opłaty stałej, 150 zł netto na zakup materiałów promocyjnych oraz raz na kwartał wpłacać 3 proc. od uzyskanych obrotów. Franczyzobiorcy z mniejszego miasta są obciążani opłatą stałą na poziomie 450 zł netto, a zakup materiałów promocyjnych kosztuje ich 100 zł netto miesięcznie. Również płacą 3 proc. od obrotu.
Warto dodać, że ta sieć kieruje swój koncept do osób z wykształceniem kierunkowym z takich dziedzin jak informatyka, robotyka lub gotowych zatrudnić takie w swojej placówce.
Za ponad 30 tys. zł
Wybór się zwiększa, gdy na własny biznes można przeznaczyć ok. 30 tys. zł. Przedsiębiorcy, którzy mają właśnie tyle do zainwestowania, mogą wprost przebierać w ofertach. Kwota ta wystarczy zarówno na sklep odzieżowy, spożywczy, jak i własną placówkę bankową. Okay Multibrand specjalizuje się w sprzedaży ubrań takich marek jak Diverse, Heavy Duty, Autentic Style, Cornette, Madame, Fashion Friends. Koszty inwestycji w sklep pod tą marką jest obecnie wyceniany na 25 tys. zł, z czego 19 999 zł jest przeznaczane na zakup towaru, a 5 tys. zł na wyposażenie placówki w meble, manekiny, kotary do przymierzalni. Jak deklaruje właściciel, koszty te to efekt zastosowanej promocji. Mają one nie tylko przyciągnąć do sieci w okresie kryzysu nowych franczyzobiorców, lecz także zapewnić im szybsze osiągnięcie zysku z działalności. Najlepiej multibrandowe sklepy odzieżowe radzą sobie przy granicach (szczególnie na Wschodzie). Chętnych na tanią, ale dobrej jakości odzież jest tak dużo, że niektóre placówki zaczynają zarabiać na siebie już po miesiącu.
Podobnej kwoty, czyli 25 tys. zł, wymaga od swoich franczyzobiorców Koneser Smaku, będący siecią detalicznej sprzedaży szlachetnych herbat, kaw oraz ziół i akcesoriów. Firma Premium Group Polska, która jest właścicielem marki, przekazuje partnerowi na własność gotowy punkt w postaci wyspy handlowej wraz z towarem. Nie pobiera żadnych opłat stałych oraz okresowych za przystąpienie do sieci jaki udział w niej. Jedynym zobowiązaniem partnera w czasie trwania umowy jest zaopatrywanie swojego punktu w towary z magazynu firmy PGP oraz przejście szkolenia w zakresie obsługi klienta oraz zarządzania sklepem. Jak deklaruje właściciel sieci, w zależności od lokalizacji, warunków najmu powierzchni oraz zaangażowania właściciela zwrot inwestycji następuje w ciągu 4–8 miesięcy.
W usługach przygodę z biznesem pod znanym logo, mając w kieszeni 30 tys. zł, można rozpocząć, uruchamiając szkołę z lekcjami matematyki pod marką MathRiders. Wykorzystywana w niej metoda nauczania została opracowana przez dobrze znaną na świecie Grupę Edukacyjną Helen Doron, według zasad, na których działa w Polsce też szkoła językowa. Inwestycja w ten biznes to koszt 22 tys. zł.
– Tyle wynosi opłata franczyzowa, którą wnosi przedsiębiorca otrzymujący w zamian know-how. Do tego dochodzi jeszcze koszt remontu i wyposażenia lokalu, w którym będą prowadzone zajęcia. To wydatek ok. 10 tys. zł – wylicza Małgorzata Grymuza z firmy Omega, rozwijającej tę sieć w Polsce. Współpracę może nawiązać każdy. Najlepiej jednak mieć doświadczenie w branży edukacyjnej. Wówczas bowiem łatwiej jest pozyskać nauczycieli, którzy będą prowadzili zajęcia.
– Zajęcia kosztują 100–135 zł od osoby. Trzeba mieć ponad 100 słuchaczy miesięcznie, by biznes się opłacał. Dlatego dobrze jest nawiązać współpracę ze szkołami i z przedszkolami – dodaje Małgorzata Grymuza.
W powszechnym przekonaniu franczyza bankowa i turystyczna uchodzą za jeden z droższych rodzajów działalności. Tymczasem na nie również wystarczy 30 tys. zł. Sieć Multi Agencji Turystycznych wymaga 18 tys. zł nakładu na biuro i jego wyposażenie w meble i sprzęt komputerowy oraz 9 tys. zł netto opłaty licencyjnej. By zaś zaistnieć pod marką OstatnieMiejsca.pl należy wyłożyć 4 tys. zł na sprzęt komputerowy i 14,5 tys. zł na opłatę licencyjną. Zaletą takiej współpracy jest to, że sprzedaje się wycieczki należące do różnych touroperatorów. Można dzięki temu szybciej reagować na zmieniające się potrzeby klientów. Trzeba jednak wiedzieć, ze rynek turystyczny nie należy do łatwych. Jest sezonowy, w związku z tym od kwietnia do września zarabia się na pozostałe miesiące roku. Poza tym konkurencja jest całkiem spora, przez co coraz trudniej pozyskać stałych klientów. Jak deklarują działający już w tej branży przedsiębiorcy minimum 2-3 tys. zł można w skali miesiąca na własnej agencji zarobić. Podobnie zresztą, jak na franczyzie bankowej, która również nie należy do łatwych, głownie z powodu dużej konkurencji i zaostrzonych warunków w zakresie udzielania pożyczek. Bo na nich do niedawna zarobić można było najwięcej. W tej chwili, sukces w tym sektorze osiągną ci, którzy zaproponują szeroki wybór produktów, począwszy od rachunków, lokat terminowych, kart debetowych, po usługi bankowości elektronicznej.
– Trzeba też wiedzieć, że bazę klientów buduje się nie raz, ale każdego dnia. Polacy coraz chętniej przechodzą z instytucji do instytucji. Ma to miejsce zwłaszcza w dużych miastach. Dlatego stale trzeba też zabiegać o lojalność klientów – wyjaśnia jeden z właścicieli placówki bankowej. Dlatego też franczyza bankowa przestała być już dla każdego. Cenione jest doświadczenie w sprzedaży i znajomość branży. Getin Bank oczekuje minimum dwóch lat w zarządzaniu. A ile to kosztuje? BZWBK wymaga inwestycji rzędu 25 tys. zł, podobnie jak Meritum Bank, a w Getin Banku jest to 35 tys. zł. Jak informuje ostatni z banków, w kwocie tej mieści się zakup mebli, wizualizacja, komputery, sejf, ubezpieczenie oraz jednorazowa, bezzwrotna opłata licencyjna w wysokości 10 tys. zł + VAT. Dodatkowy koszt to dostosowanie lokalu – szacowany indywidualnie. Czas uruchomienia placówki nie jest długi, wynosi na ogół 1,5–2 miesiące. Na pierwsze zyski czeka się średnio ok. 10 miesięcy. To 4 miesiące dłużej niż jeszcze 2-3 lata temu. Warto jednak zauważyć, że po opanowaniu głównych ulic w największych aglomeracjach banki coraz częściej szukają franczyzobiorców w małych miejscowościach. Meritum Bank ogłasza, że interesują go lokalizacje od 30 tys. mieszkańców, a BZ WBK, że od 10 tys. mieszkańców.
Tanio tylko na wstępie
Zapewne wielu inwestorów zastanawia się, czy warto zainwestować w nowy, ale tani biznes. Jak już zostało udowodnione, w niektórych przypadkach z tego właśnie powodu można uzyskać zarobek już po miesiącu od uruchomienia działalności.
– Kwota inwestycji w biznes franczyzowy nie musi mieć wpływu na bezpieczeństwo, a profesjonalny koncept nie musi być drogi – zauważa Karina Korczyńska. Wszystko zależy od specyfiki danej branży. Poza tym warto wiedzieć, że niektóre systemy franczyzowe lub agencyjne, w których kwota inwestycji zamyka się w 20 tys. złotych, wymagają wysokiego zapasu gotówki. Dzieje się tak, ponieważ osiągnięcie progu rentowności, czyli momentu, w którym przychody pozwolą pokryć bieżące koszty działalności, zajmuje wiele czasu. Bywa też, że towar, który w tanich biznesach oferują sieci, wystarcza na krótki czas. Dlatego trzeba liczyć się z jego dokupieniem już po tygodniu, co ma często miejsce w branży papierosów elektronicznych.
Sukces biznesu o niskiej kwocie wejścia w dużej mierze zależy od zdolności sprzedażowych samego franczyzobiorcy i jego zaangażowania. – Dlatego tak ważne jest, aby przed wyborem franczyzy sprawdzić i porównać, jakie koszty i prognozowane przychody deklaruje właściciel licencji, a co wynika z własnych analiz. Najlepiej przygotować własny biznesplan, który pozwoli przewidzieć realne koszty i prognozowane zyski z inwestycji. Nie należy opierać się wyłącznie na informacjach uzyskanych od franczyzodawcy – podkreśla Karina Korczyńska.