Najwięcej banków ankietowanych przez NBP zamierza przykręcić kredytową śrubę małym i średnim firmom – i to w kredytach zarówno długo-, jak i krótkoterminowych. Ale nie tylko. Bankowcy zamierzają też uważniej pożyczać pieniądze dużym przedsiębiorstwom, zwłaszcza na długie terminy.
W krótkim terminie zakręcenie kurka z pieniędzmi nie spowoduje spadku wysokości inwestycji. Firmy inwestują w odtworzenie zasobów i za swoje.
Osoby prywatne pożyczają mniej niż firmy / DGP

Leasing nie kredyt

Teoretycznie to zła wiadomość dla gospodarki, bo może oznaczać problemy z finansowaniem działalności firm, a zwłaszcza ich inwestycji. Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium, nazywa te informacje „potencjalnym czynnikiem ryzyka” dla tegorocznych inwestycji. I przypomina, że właśnie na podstawie danych o kredytach można było przewidzieć to, co stało się w IV kwartale 2011 r. – przyspieszenie dynamiki inwestycji powyżej 10 proc. w skali roku. Wzrost wartości kredytów inwestycyjnych – zwłaszcza w małych i średnich firmach – był imponujący. Według danych zbieranych przez KNF wzrosła ona z 35,2 mld zł w grudniu 2010 r. do 47,5 mld zł na koniec 2011 r. W tym samym czasie we wszystkich przedsiębiorstwach kredyty inwestycyjne urosły z 65,2 mld zł do prawie 84 mld zł.
Pomruki ze strony banków nie muszą grozić wyhamowaniem inwestycji w sektorze przedsiębiorstw. Bo dziś firmy są zmuszone do prowadzenia inwestycji odtworzeniowych. Przez ostatnie lata właściwe nie wymieniały technologicznego zaplecza. Zaczęły to robić w ubiegłym roku – stąd wzrost wartości kredytów inwestycyjnych. Będą to robić i teraz, choć niekoniecznie za pożyczone pieniądze. – W czwartym kwartale najszybciej rosły inwestycje w środki transportu. A tu dominuje leasing – mówi Grzegorz Maliszewski. I dodaje, że bank zwykle łagodniej traktuje ten typ wydatków inwestycyjnych. – Finansowanie tzw. inwestycji odtworzeniowych niesie mniejsze ryzyko niż nakłady na zwiększanie mocy wytwórczych, co do których nie wiadomo, czy się zwrócą – mówi analityk.
Przemysław Ruchlicki, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej, dodaje, że małe i średnie firmy to najczęściej drobne zakłady wytwórcze i rzemieślnicy. Inwestycje w takich firmach to na ogół odnowienie parku maszynowego. Jeśli taka firma musi kupić nową maszynę, to finansuje to z własnych środków. Tymczasem depozyty wszystkich przedsiębiorstw były na koniec ub.r. warte 205,9 mld zł, o 23 mld zł więcej niż rok wcześniej. – Przedsiębiorca z sektora MSP, jeśli już zdecyduje się na inwestycje, to w pierwszej kolejności wykorzysta środki, które zgromadził, kredyt będzie jedynie uzupełnieniem – przekonuje Przemysław Ruchlicki.

Cena to nie wszystko

Kto więc straci na zaostrzeniu kryteriów kredytowych? Według eksperta przede wszystkim firmy innowacyjne, czyli głównie duże przedsiębiorstwa. – Wśród małych innowacje pojawiają się najczęściej w firmach start-up, wśród młodych, którzy nie unikają ryzyka. Ucierpią przedsiębiorcy, którzy chcą inwestować w rozwój firmy – mówi Przemysław Ruchlicki.
Tyle że to zaszkodzi nam w przyszłości. Może wpłynąć przede wszystkim na kondycję eksporterów. W tej chwili korzystają na stosunkowo słabym złotym, spowolnieniu w Unii Europejskiej, a przede wszystkim krajach strefy euro, dzięki czemu Europejczycy szukają przede wszystkim tańszych wyrobów. Dlatego teraz jesteśmy konkurencyjni. Słaby złoty sprzyja także firmom produkującym na rynek wewnętrzny, bo także Polacy z powodu pogarszającej się sytuacji na rynku pracy szukają tańszych produktów.

Nasze wyroby mogą się okazać za proste, by sprzedać je za granicą

Problem zacznie się, gdy minie kryzys, złoty trwale się umocni, a cena przestanie być podstawowym kryterium dokonywania zakupów. Wówczas na rynkach wewnętrznym i zewnętrznym nasze wyroby mogą okazać się za proste. A to może przełożyć się na wysokość zamówień, w konsekwencji kondycję firm, a finalnie na wzrost PKB.
Ale to teraz jest odpowiedni czas, by przygotować się na sytuację w przyszłości. Dlatego deklaracja banków o przykręceniu kurka z kredytami to nie jest neutralna wiadomość.