Dobiegają końca konsultacje w sprawie projektu nowej ustawy o odpowiedzialności karnej spółek i innych podmiotów zbiorowych. Wynika z nich, że nie tylko przedsiębiorcy są niezadowoleni z przepisów przygotowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
Zastrzeżenia mają także inne resorty, w których kompetencjach leżą kwestie związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Dotyczy to zwłaszcza resortu przedsiębiorczości, który, choć chwali kierunek inicjatywy, to ostrzega, że w proponowanym kształcie mogłaby spowodować niewspółmierne koszty dla biznesu, zwłaszcza tego mniejszego.
Jedna z głównych wątpliwości wiąże się z otwarciem możliwości pociągnięcia spółki do odpowiedzialności za przestępstwo będące pokłosiem złego systemu organizacji czy wadliwego nadzoru. Innymi słowy firma stanie przed perspektywą sowitej kary finansowej nie tylko na skutek nielegalnych działań (lub zaniechań) swoich menedżerów, lecz także wtedy, gdy okaże się, że nie wprowadziła odpowiednich procedur compliance, np. nie ustanowiła zasad postępowania na wypadek wystąpienia nieprawidłowości. Co więcej, spółka nie uniknie surowych konsekwencji za przestępstwo swojego kooperanta, jeśli wyjdzie na jaw, że nie prześwietlała należycie kontrahentów i zapobiegawczo nie minimalizowała ryzyka nadużyć z ich strony.
Zdaniem resortu kierowanego przez Jadwigę Emilewicz takie postawienie sprawy oznacza przesadny formalizm, który najbardziej uderzy w drobny biznes. „Trudno wymagać, aby mikroprzedsiębiorstwa i małe firmy opracowały sformalizowane procedury nakierowane na przeciwdziałanie przestępczości. W niewielkich firmach, w których ryzyko nadużyć związanych z prowadzoną działalnością jest niewielkie, nawet niepisane, lecz przyjęte w praktyce »zdroworozsądkowe« zasady działania mogą skutecznie zapobiegać nadużyciom” – tłumaczy w swojej opinii do projektu Ministerstwo Przedsiębiorczości. Z tego powodu sugeruje, że należałoby uzależnić zakres odpowiedzialności i wymagania wobec spółki od jej rozmiaru i ryzyka związanego z profilem jej działalności, tak jak ma to miejsce np. w przepisach o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu czy rozporządzeniu o ochronie danych osobowych (RODO).
– Nigdzie tak nie ma na świecie. Jest co najwyżej różny poziom wymaganych procedur compliance. A w naszym projekcie wysokość kary jest przecież uzależniona od obrotu – przekonuje wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, który pilotuje projekt.
Sankcje przewidziane dla podmiotów zbiorowych „winnych” przestępstw to kolejna kwestia, która wzbudza wątpliwości. Odnosi się to zwłaszcza do stworzenia możliwości rozwiązania albo likwidacji spółki i przekazania jej majątku na rzecz Skarbu Państwa. W założeniu taka kara ma być stosowana jedynie w wyjątkowych, najbardziej rażących przypadkach nieprawidłowości. Ministerstwo Przedsiębiorczości uważa jednak, że podstawy rozwiązania bądź likwidacji podmiotu zbiorowego są niejasne. Możliwe, że w praktyce trudno będzie ocenić, czy cała korporacja była uwikłana w nielegalny proceder, czy też tylko jeden z jej kluczowych pionów.
Analogicznie resort krytykuje nadmierną represyjność innych sankcji. Chodzi m.in. o zakaz promocji lub reklamy, korzystania ze wsparcia pochodzącego z pieniędzy publicznych czy udziału w zamówieniach publicznych. Ograniczenia te będą mogły zostać nałożone na spółkę nawet na 10 lat (dziś maksymalnie pięć lat). „Większość z tych środków może skutkować zakończeniem działalności firmy” – czytamy w opinii Ministerstwa Przedsiębiorczości. Jego zdaniem należy też wykluczyć sytuacje, w których spółka zostanie pociągnięta do odpowiedzialności z powodu niezachowania ostrożności, nawet jeśli nie da się ustalić, kto jest sprawcą.