Mimo możliwości startu w przetargach organizowanych przez Pakt Północnoatlantycki, unijną agencję Frontex i wojska amerykańskie nad Wisłą polski biznes nie kwapi się do tych zleceń.
Na budowaną właśnie amerykańską bazę wojskową w Redzikowie nieopodal Słupska wydane zostaną setki milionów złotych. I nie chodzi tu nawet o sprzęt stricte wojskowy (w przeważającej liczbie przypadków wojska amerykańskie korzystają w tej dziedzinie z dostawców z USA i nie ma tutaj miejsca dla Polaków), ale o samą wartość infrastruktury. Chodzi o hangary, budynki dla obsługi czy choćby budowę kanalizacji. Tymczasem wśród siedmiu głównych wykonawców bazy nie ma ani jednej polskiej firmy.
Jednym z głównych jest amerykański AMEC Foster Wheeler Environment & Infrastructure, który zlecił pracę m.in. Mostostalowi Zabrze (zlecenie warte 90 mln zł netto). Bazę w Redzikowie buduje też notowana na giełdzie Elektrobudowa (zlecenie warte 40 mln zł), która również pracuje dla AMEC. Ale nie wszyscy podwykonawcy są z Polski. Głośno było w mediach o tureckiej firmie, która miała problemy w Redzikowie ze znalezieniem polskich pracowników z powodów zbyt niskich stawek.
Jak najszerszym łukiem
– Największe marże zawsze mają główni wykonawcy. Dlatego warto się o to bić, a polski biznes na razie tego nie robi – tłumaczy Ron Farkas, założyciel i prezes firmy Poland-US Operations, która pomaga przedsiębiorcom w składaniu dokumentacji przetargowych związanych z obronnością i jednocześnie jest największym polskim zleceniobiorcą amerykańskiego departamentu obrony.
Od września 2015 r. do września 2016 r. polskie przedsiębiorstwa w roli głównego wykonawcy uzyskały zlecenia z departamentu obrony o wartości ledwie ok. 6 mln zł.
Amerykańskie kontrakty w Polsce nie kończą się na jednostce w Redzikowie. Na inwestycje w wojskowe lotniska w Powidzu i Łasku w ramach European Reassurance Initiative (specjalny amerykański program wzmacniania obecności wojskowej USA w Europie, którego finansowanie niedawno zostało zwiększone) amerykańska administracja przeznaczy w 2017 r. prawie 40 mln zł. W latach 2018–2019 kilkadziesiąt projektów związanych z rozbudową infrastruktury wojskowej, m.in. w Powidzu i Żaganiu, Amerykanie przeznaczą ponad 200 mln zł.
Polskie firmy omijają nie tylko amerykańskie przetargi wojskowe. To samo dotyczy zleceń przyznawanych przez NATO Support Procurement Agency (NSPA), czyli agencję Sojuszu odpowiedzialną w dużej mierze za zakupy związane z obsługą logistyczną wojsk sojuszniczych. Jak wynika z raportu rocznego, w 2016 r. NSPA wydała 13 mld zł, z czego ok. 90 proc. w przetargach otwartych. Tymczasem w większych przetargach o wartości powyżej 3 mln zł w ub. roku startowały tylko dwie polskie firmy i żadnej z nich nie udało się wygrać. Jeśli potwierdzą się informacje o tym, że na rozbudowę bazy w Powidzu ma być przeznaczonych dodatkowo (oprócz pieniędzy amerykańskich) kilkaset milionów złotych z funduszy natowskich, to pula zamówień, po które mogą sięgnąć polscy przedsiębiorcy na rodzimym rynku usług okołowojskowych, wzrośnie skokowo.
Trzeba się wgryźć
O ile niechęć do przetargów urządzanych przez amerykański departament obrony czy ulokowaną w Luksemburgu NSPA można tłumaczyć odległością, to już takie wytłumaczenie zupełnie nie działa w przypadku Frontexu, czyli Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej, mającej od lat siedzibę główną w Warszawie.
Tydzień temu odbył się Europejski Dzień Strażników Granicznych – konferencja branżowa połączona z prezentacją sprzętu firm – obecne były m.in. francuski Airbus, włoskie Leonardo czy izraelskie Elbit Systems. Tymczasem mimo że w Polsce produkowane są m.in. bezzałogowce czy niezłej jakości urządzenia służące do obserwacji, żadne z rodzimych przedsiębiorstw nie promowało swojej oferty. Trudno wyrokować, czy przedsiębiorcy o tym wydarzeniu nie wiedzieli, czy nie wystawiali się, bo i tak nie wierzą w możliwość zdobycia tego typu zamówień. – W tych przetargach są dosyć ostre wymagania kontraktowe, a cała procedura jest po angielsku. Trzeba również przejść procedurę prekwalifikacji – tłumaczy Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. – Myślę, że barierami dla polskich firm są właśnie prekwalifikacje oraz niewiedza. Ale nie ma się czego bać. To po prostu nieco inny system i trzeba poświęcić trochę czasu, by się w niego wgryźć. Budimex to robi, startujemy np. w konkurencji na rozbudowę lotniska w Łasku.
– Nie wiem, jak działa rynek zbrojeniowy. Nie badaliśmy tego. Ale bardzo dokładnie badaliśmy sprawę budowy dróg w Polsce, gdzie również wygrywają głównie wykonawcy zagraniczni. W 80 proc. jest to wina polskich urzędników. W przetargach biorą udział tylko wielkie instytucje, które stać na finansowanie olbrzymich projektów, bo np. budowa trwająca 3 lata jest płatna po 120 dniach od zakończenia całego projektu – wyjaśnia Cezary Kaźmierczyk, szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – W systemie budowy dróg polski rząd jasno preferuje wielkie koncerny kosztem małych i średnich – po prostu urzędnicy tworzyli wymagania, które spełnić mogli tylko najwięksi gracze. Być może tak jest też przy zamówieniach wojskowych – zastanawia się prezes ZPP.
Nieco inaczej problem widzi Ron Farkas.
– To raczej kwestia nieznajomości przepisów i procedur związanych z przetargami. Wiadomo, że dokumentów, które trzeba złożyć, jest wiele, ale to wszystko jest do przejścia. Trzeba próbować, a polskie firmy rzadko są tym zainteresowane – stwierdza przedsiębiorca.
Polska niemoc w pozyskiwaniu zleceń związanych ze zbrojeniami wkrótce może być jeszcze bardziej bolesna, ponieważ w ostatnich miesiącach widać wyraźne ożywienie w kwestiach wspólnej polityki obronnej niektórych krajów UE (m.in. Niemiec i Włoch). O ile na razie przeznaczono prawie 300 mln zł na badania, to w najbliższych latach pieniądze mają być wydane na projekty, które z tych badań będą czerpać. A wtedy korzyści, po które mogą sięgnąć polscy przedsiębiorcy w tej dziedzinie, będą liczone w miliardach złotych. ⒸⓅ
Największe marże zawsze mają główni wykonawcy