Najbardziej radykalny jest kierunek dyskusji wskazujący na możliwość unieważnienia umów frankowiczów. Takie rozwiązanie miałoby zmierzać z jednej strony do zwrotu przez bank całej świadczonej przez frankowicza kwoty spłacanego kredytu, a z drugiej strony frankowicz powinien z kolei zwrócić całość środków pieniężnych, które otrzymał w dniu zawarcia umowy. Marchewką dla takiego rozwiązania jest przewalutowanie kredytu po kursie z dnia jego zaciągnięcia.
Dodatkową zachętą jest możliwość powołania się przez frankowicza na przedawnienie roszczenia banku o zwrot udzielonej kwoty kredytu, co w praktyce oznaczałoby, że frankowicz nie musiałby już nic spłacać. Atrakcyjne, prawda? Ale trzeba uczciwie powiedzieć, że takie rozwiązanie nie zostało jeszcze praktycznie przetestowane. Tzn. nie zostało zakończone prawomocnym orzeczeniem sądowym korzystnym dla frankowicza, bo póki co to w rękach sądów pozostaje los frankowiczów. Ostatnie orzeczenie sądowe w sprawie Pana Tomasza Sadlika wskazuje, że niezwykle trudno wykazać jest nieważność klauzul stosowanych w umowach zawieranych przez banki z frankowiczami. Nie wystarczy powołanie się na wprowadzanie przez bank na błąd co do ewentualnego ryzyka kursowego przy zaciąganiu kredytu, nie jest też wystarczające powołanie się na zasady współżycia społecznego.
Jak argumentował sąd w sprawie jak wyżej, osoba pokroju Pana Sadlika (wykształcona, inteligentna i o ponadprzeciętnej wiedzy ekonomicznej) powinna mieć rozeznanie w warunkach umowy, jaką podpisuje. Sąd wskazał ponadto, że zaistnienie błędu, który skutkowałby unieważnieniem umowy, kredytobiorca powinien zgłosić do roku od zawarcia umowy, a nie po sześciu latach od jej zawarcia. Inne koncepcje bazujące na nieważności całych umów „walutowych” jak na razie nie doczekały się rozstrzygnięcia w sądach. Ostatni pozew zbiorowy wytoczony przez frankowiczów p-ko Getin Noble Bank został niestety przez sąd odrzucony z przyczyn formalnych.
Kolejny model wzruszania przez frankowiczów zawartych z bankami umów, to unieważnienie, albo uznanie za nieskuteczne tych postanowień umownych (fragmentów umów), które powodowały przewalutowanie ich zobowiązania pieniężnego wyrażonego w złotówce, w zobowiązanie, które każdorazowo przy spłacie raty kredytu odnoszone jest do aktualnego kursu waluty obcej (np. franka właśnie). Celem tych działań jest pozostawienie w mocy zawartej umowy kredytu, ale takie jej zmodyfikowanie, żeby stała się „zwykłą” umową „złotówkową”. Oczywiście tu również konieczna jest ingerencja sądu, który rozważy, czy podnoszone przez frankowiczów argumenty za wyeliminowaniem pewnych zapisów umowy są słuszne, ale jeżeli się to uda, taki kredytobiorca będzie miał wobec banku roszczenie o zwrot nadpłaconych przez siebie rat kredytu. Kwestią wymagającą sprecyzowania, a w zasadzie ustalenia oczekiwań frankowicza, jest ustalenie do czego doprowadzi taka operacja.
Jeżeli przyjmiemy, że klauzula w umowie kredytu, na podstawie której co miesiąc aktualna rata do spłaty ustalana była na podstawie aktualnego kursu waluty w ogóle nie obowiązuje, to de facto mamy kredyt złotówkowy, oprocentowany jak walutowy. Wtedy nadpłacone raty kredytu to potencjalne roszczenie przeciętnego frankowicza. To jest marchewka. A kijek? Na etapie sądowym, bo ugoda tu raczej nie wchodzi w rachubę, trzeba będzie udowodnić, że postanowienie umowy kredytu, które odpowiadało za comiesięczną indeksację raty w odniesieniu do kursu franka było nieważne, albo bezskuteczne. W sprawie uznania takiego zapisu za nieważny odesłać można do powołanego jak wyżej orzeczenia w sprawie Pana Sadlika. Natomiast w sprawie uznania takiej klauzuli za bezskuteczną, a wpływającym na linię orzeczniczą sądów powszechnych istotnym okazać się może niedawny wyrok Sądu Najwyższego z dnia 19 marca 2015 r. (sygn. IV CSK 362/140).
Co takiego stwierdził w tym orzeczeniu ten sąd? Na podstawie doniesień medialnych (bo pisemnego uzasadnienia jeszcze nie ma) upraszczając można powiedzieć, że dochodzenie roszczeń w dwustopniowym postępowaniu sądowym, czyli najpierw o uznanie takiego postanowienia za nieskuteczne, a dopiero potem o zapłatę nadpłaconych rat kredytu może być utrudnione. Sąd Najwyższy w tym orzeczeniu stwierdził bowiem, że wsteczne ustalenie, że jakiś zapis umowny jest nieważny, kiedy nastąpiło już wykonanie zobowiązania kredytobiorcy (zapłata raty kredytu) powoduje, że kredytobiorca nie ma legitymacji do żądania takiego ustalenia przez sąd. Co więcej, Sąd Najwyższy stwierdził też, że na skutek nowelizacji prawa bankowego z sierpnia 2011 r. postanowienia dotyczące umów o kredyt denominowanych lub indeksowanych do waluty innej niż waluta polska nie można uznać za nieważne, bo wprost zezwala na to znowelizowane prawo.
Co zmienia ten wyrok? Po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia tego orzeczenia najprawdopodobniej banki będą się na nie powoływać, wskazując, iż nie można w procesie ustalać sytuacji zaszłej, kiedy nastąpiła już zapłata raty kredytu.
Czy oznacza to, iż próby frankowiczów uregulowania swojej sytuacji za okresy wsteczne skazane są na porażkę? Odpowiedzi udziela sam Sąd Najwyższy (choć na razie są to notatki prasowe), który wskazuje, że kwestią której nie rozstrzygał, był sposób dokonywania przeliczeń, tj. czy były one zgodne z prawem. Tą kwestię można rozstrzygnąć rozpatrując inne powództwo, np. o zapłatę nienależnie zapłaconych kwot.
Co do kwestii sposobu dokonywania przeliczeń, sądy (w tym SOKiK) wypowiadały się już wielokrotnie. W ocenie wielu już prawomocnych orzeczeń zapisy umów kredytowych odnoszących się do zmiany wysokości oprocentowania kredytu, która może nastąpić w przypadku zmiany stopy referencyjnej określonej dla danej waluty oraz zmiany parametrów finansowych rynku pieniężnego i kapitałowego w kraju (lub krajów zrzeszonych w Unii Europejskiej), którego waluta jest podstawą waloryzacji nie wiążą klientów i są podstawą do wyroków zasądzających zwrot nienależnie uiszczonych kwot.
Obserwując zmagania frankowiczów z bankami i mając na uwadze orzeczenia, które zapadają w tej sprawie, najprostsze wydaje się więc rozwiązanie oparte o najzwyklejsze żądanie zapłaty skierowane przeciwko bankowi.