Bank, który właśnie został wystawiony na sprzedaż przez austriackiego właściciela RBI, szuka kupca na złe kredyty hipoteczne warte miliard złotych. Jeżeli dobrze pójdzie, sprzeda je za jedną trzecią wartości
Raiffeisen w Polsce i w wybranych krajach regionu w 2014 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Pod koniec stycznia Raiffeisen Polbank rozesłał do największych firm windykacyjnych zaproszenie do rozmów w sprawie sprzedaży portfela kredytów walutowych i złotowych. Całość operacji zamierza zakończyć w drugim kwartale tego roku. Jeśli transakcja dojdzie do skutku, będzie to największa jednorazowa sprzedaż wierzytelności tego typu.
Ile bank może zyskać? To już zależy od efektów negocjacji z inwestorami. Ale gdyby punktem odniesienia miała być transakcja przeprowadzona między Getin Bankiem a firmą Kruk z końca marca ubiegłego roku i bankowi udałoby się uzyskać podobne warunki, to mógłby liczyć na blisko 320 mln zł przychodów ze sprzedaży złych długów. GNB sprzedał bowiem Krukowi portfel długów wartych 710 mln zł, a windykator zapłacił za niego 230 mln zł, czyli niespełna jedną trzecią wartości nominalnej zadłużenia.
Raiffeisen Polbank zdecydował się na wystawienie złych kredytów hipotecznych po zakończonej sukcesem sprzedaży kredytów konsumpcyjnych w październiku ubiegłego roku. Inwestorzy kupili wówczas portfel wart 1,7 mld zł. To element większej strategii: bank pozbywa się niepracujących kredytów ze swoich aktywów, na czym korzysta, uzyskując przychody z ich sprzedaży i poprawiając sobie wskaźniki wypłacalności. Według danych za 2014 r. udział złych kredytów w portfelu polskiej spółki Raiffeisena wynosił ok. 8,8 proc., co na tle naszych sąsiadów, gdzie austriacka grupa też prowadzi interesy, nie jest najlepszym wynikiem. W Czechach wskaźnik ten wynosił 6 proc., na Słowacji 4,5 proc., na Białorusi 3 proc.
Raiffeisen Polbank może się za to pochwalić bardzo dobrą spłatą kredytów we frankach. Na tle grupy ma ich dużo, ponad 2,8 mld euro w przeliczeniu. Wskaźnik kredytów zagrożonych w tym portfelu to ok. 2 proc. Dla porównania np. w węgierskim oddziale udział kredytów zagrożonych w portfelu frankowym to aż 42 proc. przy wartości portfela rzędu 131 mln euro, w Chorwacji 18 proc. (267 mln euro), a w Rumunii 15 proc. (350 mln euro).
Przedstawiciele banku w nieoficjalnych rozmowach stanowczo podkreślają, że przygotowywana transakcja sprzedaży hipotecznych długów nie ma związku z planowaną przez centralę w Wiedniu sprzedażą Raiffeisen Polbanku. Według naszych rozmówców czyszczenie portfela kredytowego nie jest poprawianiem wskaźników, którymi będzie można się pochwalić przed potencjalnym kupcem, jest to raczej skutek porządkowania aktywów po zakończeniu fuzji z Polbankiem, co operacyjnie nastąpiło w maju ubiegłego roku.
– Robiliśmy to niezależnie od centrali, pierwszy duży pakiet sprzedaliśmy przecież w październiku, kiedy jeszcze nikt nie mówił, że Raiffeisen Polbank będzie wystawiony na sprzedaż – zwraca uwagę jeden z naszych rozmówców.
O tym, że wiedeńska centrala może szukać nabywcy na swoje polskie aktywa, zaczęto mówić w grudniu, ale nikt tego do tej pory oficjalnie nie potwierdzał. Menedżerowie polskiego banku zaczęli podejrzewać, że coś jest na rzeczy, gdy kilka dni temu z Wiednia zaczęły napływać sygnały o konieczności obniżenia najbardziej ryzykownych aktywów (Ukraina i Azja) i wycofywaniu się z niektórych rynków. Oficjalnie Raiffeisen International Bank ogłosił swoje plany w poniedziałek późnym wieczorem.
– Czasem musisz przyciąć kwiaty, by mogły one jeszcze piękniej rozkwitnąć – skwitował najnowszą strategię RBI jego prezes Karl Sevelda.
RBI podał, że musi szukać sposobów na poprawę wskaźników kapitałowych, zwłaszcza wskaźnika funduszy podstawowych najwyższej kategorii CET 1 (obecnie wynosi on 10 proc., Austriacy chcą, by do 2017 r. wzrósł do 12 proc.). Sprzedaż banku w Polsce to jeden z głównych punktów tego planu. Z wyliczeń centrali wynika, że podniesie jej to wskaźnik CET1 o 1,1 pkt proc.
Inwestorzy dobrze przyjęli te zapowiedzi – kurs akcji RBI wzrósł we wtorek o 5 proc. Bank jest też chwalony za ten ruch przez analityków, np. Goldman Sachs. „Determinację RBI, by dokonać wzmocnienia kapitałowego i zmniejszyć jego złożoność, należy ocenić pozytywnie. Choć przyjęte metody nie są zaskakujące, to teraz składają się w wyraźną całość, które mogą wzmocnić wiarygodność kierownictwa banku. Kluczowa będzie jednak realizacja planu” – napisali eksperci Goldman Sachs w swoim raporcie cytowanym przez Bloomberga.
Pod względem wielkości aktywów Raiffeisen Polbank jest liczącym się podmiotem w grupie (prawie 14 mld euro w 2014 r., najwięcej ze wszystkich banków grupy działających w regionie), ale pod względem osiąganych zysków sytuacja jest daleka od idealnej. W ubiegłym roku zysk netto wyniósł ok. 84 mln euro. Dla porównania słowacki Raiffeisen zarobił 107 mln euro, rumuński 97 mln euro, a czeski 74 mln euro.
Poza tym Raiffeisen Polbank jest ósmym co do wielkości bankiem na polskim rynku z czteroprocentowym udziałem w nim. Żeby nawiązać walkę z czołówką, musiałby się zaangażować w kolejne akwizycje – a to wymaga miliardów euro inwestycji. Jego sprzedaż uwalnia za to dużo kapitału w krótkim czasie. RBI nie tylko może zyskać jakieś 2–2,5 mld euro na samej transakcji (to wartość szacunkowa, wyliczona na podstawie wartości księgowej banku i aktualnego wskaźnika cena do wartości księgowej dla całego sektora), ale również zaoszczędzi na corocznym finansowaniu swojej polskiej spółki córki. W 2014 r. wypłaciło jej 2,6 mld euro. Sprzedając polski oddział, RBI pozbędzie się również 7,7 mld euro aktywów ważonych ryzykiem (wliczając w to również leasing).
Z zapowiedzianą sprzedażą Raiffeisen Polbank jest tylko jeden problem. Austriacki właściciel zobowiązał się przed Komisją Nadzoru Finansowego, przejmując grecki Polbank, że wprowadzi nowo powstały bank na warszawską giełdę. I zrobi to nie później niż do końca czerwca 2016 r. KNF nadal oczekuje, że RBI będzie honorował to zobowiązanie – czyli wprowadzi Raiffeisen Polbank na giełdę, zanim go sprzeda. – Komisja przywiązuje dużą wagę do składanych zobowiązań. A te pozostają nadal aktualne – mówi Maciej Krzysztoszek z Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego.

W Raiffeisenie zagrożonych jest tylko 2 proc. kredytów w CHF