Nawet 1,4 tys. zł na miesiąc można pożyczyć za darmo w niektórych firmach pożyczkowych. To sposób na złapanie klienta i zarabianie na kosztownym przedłużaniu terminów spłaty – oceniają konkurenci z branży.
Nawet 1,4 tys. zł na miesiąc można pożyczyć za darmo w niektórych firmach pożyczkowych. To sposób na złapanie klienta i zarabianie na kosztownym przedłużaniu terminów spłaty – oceniają konkurenci z branży.
/>
Na rynku działa kilka firm pożyczkowych, najczęściej funkcjonujących w internecie, które oferują pierwszą pożyczkę za darmo. Jako pierwszy tę metodę promocji zastosował Vivus – i to właśnie ta firma ogłosiła ostatnio, że zwiększa limit darmowej pożyczki do 1,4 tys. zł. Pieniądze bez kosztów można też pożyczyć na miesiąc na przykład w Net Credit (do 1 tys. zł), Filarum (do 500 zł) czy w OK Money (maksymalnie 500 zł). 2 tys. zł można dostać w Kredito24, ale pożyczka jest darmowa, jeśli zostanie spłacona w ciągu tygodnia.
– Wystartowaliśmy z promocją darmowej pożyczki, żeby spopularyzować możliwość zaciągnięcia jej całkowicie online. Dodatkowo gdy wchodziliśmy na rynek, jego reputacja była bardzo zła, do czego przyczyniły się też działania niektórych graczy. Ludzie bali się pożyczania i nie wierzyli, że firma pożyczkowa może zaoferować wysoki standard obsługi i brak ukrytych kosztów – mówi Loukas Notopoulos, prezes Vivusa. Sposób sprawdzał się na tyle dobrze, że Vivus już trzykrotnie od początku swojej działalności podwyższał limit dla darmowej pożyczki.
Jednak konkurencja nie zostawia na tej metodzie suchej nitki. – Podwyższanie limitów na pierwszą darmową pożyczkę to chytry zabieg biznesowo-marketingowy, który z jednej strony powoduje zwiększone zainteresowanie ofertą, a z drugiej poprawia wynik biznesowy – mówi Jarosław Chęciński, dyrektor wykonawczy w Profi Credit. Jego zdaniem darmowa pożyczka to sposób na pozyskanie klienta, który z dużym prawdopodobieństwem nie będzie w stanie spłacić zaciągniętego zobowiązania w terminie. – W efekcie będzie zmuszony do skorzystania z płatnej opcji przedłużenia terminu spłaty lub rolowania długu kolejną wysoko oprocentowaną chwilówką – ocenia Chęciński. Bo przedłużenie spłaty pożyczek darmowe już nie jest. Przykładowo: w Net Credit wydłużenie o 7 dni terminu spłaty tysiączłotowej pożyczki kosztuje 223 zł. W Vivusie przy 1,4 tys. zł za tydzień opóźnienia trzeba zapłacić trochę ponad 137 zł.
Roman Jamiołkowski z Providenta wylicza, ile kosztowałby zwrot 1250 zł darmowej miesięcznej pożyczki po trzech miesiącach. Dlaczego po trzech? Jamiołkowski przytacza wyniki badań, jakie na zlecenie Federacji Konsumentów zrobiła firma ARC Rynek i Opinia. Ponad 72 proc. respondentów wskazało, że jest w stanie uzbierać taką kwotę przez dłużej niż trzy miesiące. Z tego wniosek, mówi przedstawiciel Providenta, że dopiero po tym terminie osoby te byłyby w stanie spłacić zaciągnięty dług.
– Przedłużenie spłaty pożyczki u jednej z większych na rynku firm udzielających chwilówek kosztuje 280 zł. Skoro klient potrzebuje statystycznie trzech miesięcy, żeby odłożyć taką kwotę, to w tym okresie za same przedłużenia zapłaci... 560 zł. Tylko wtedy odłoży 690 zł zamiast deklarowanych 1250 zł na spłatę zadłużenia. Zamiast odkładać trzy miesiące, będzie potrzebował już ponad pół roku i ostatecznie spłaci w sumie 3 tys. zł. A wszystko zaczęło się od 1250 zł, które za darmo miał zwrócić w 30 dni – wylicza Jamiołkowski.
Loukas Notopoulos odrzuca zarzuty konkurentów. Jak mówi, liczba osób, które skorzystały z przedłużenia terminu spłaty pożyczki darmowej, jest zbliżona do liczby tych, którzy przedłużali spłaty płatnych pożyczek. – To znaczy, że nie ma żadnych przesłanek sugerujących, że klienci korzystający z pierwszej darmowej pożyczki robią to nierozsądnie i nadmiernie się zadłużają – mówi Notopoulos. Prezes Vivusa uważa też, że przykład z badań jest nietrafiony – bo raczej dotyczy klientów, którzy biorą pożyczki ratalne. – Naszymi klientami są zazwyczaj osoby, które potrzebują krótkoterminowej płynności. Wiedzą, że kwotę potrzebną do spłaty będą miały za tydzień, dwa albo miesiąc – wyjaśnia prezes Vivusa.
OPINIA: Piotr Czepulonis, ekspert Federacji Konsumentów
Taki model, czyli przyciągnięcie klienta darmową ofertą, jest dozwolony prawnie. Tyle że skuszony klient zawiera zazwyczaj coś w rodzaju umowy ramowej, w ramach której tylko pierwsza pożyczka jest za darmo, następne są obciążane standardowymi kosztami. Co prawda nie ma obowiązku zaciągać kolejnych, ale jest to z jego punktu widzenia łatwiejsze, bo ma już kontakt z danym przedsiębiorcą i przeszedł proces weryfikacji. Problem zaczyna się wówczas, gdy klient musi zaciągnąć kolejne zobowiązanie, bo nie jest w stanie spłacić pierwszej, darmowej pożyczki na czas. Wtedy przestaje ona być darmowa, bo dochodzą opłaty za przedłużenie terminu spłaty lub wysokie koszty windykacyjne. Skarg od osób, które dały się na to złapać, nie jest wiele, ale mamy takie sygnały z rynku.
Istotne jest, aby konsumenci mieli świadomość, że tak naprawdę nie zawierają zwykle umowy pojedynczej pożyczki, tylko wiążą się z pożyczkodawcą na dłużej. Konsument musi zdawać sobie sprawę, że w przypadku problemów ze spłatą darmowa pożyczka w istocie może się okazać bardzo droga.
Firmy pożyczkowe często nie informują należycie potencjalnych klientów o tych niuansach. Patrząc na to, jak firmy komunikują się z konsumentami przez reklamę, widać, że główny nacisk kładzie się na to, że pożyczka jest darmowa.
Prawdopodobieństwo, że konsument, biorąc na przykład 1000 zł pożyczki na miesiąc, nie będzie w stanie jej spłacić, jest spore. Pożyczkodawcy co prawda zapewniają, że solidnie weryfikują zdolność kredytową swoich klientów, ale faktem jest, że o pożyczki krótkoterminowe zwracają się często osoby w trudnej sytuacji, które mają problemy z płynnością finansową. Jeśli ktoś musi zaciągnąć pożyczkę na tak krótki okres, to zazwyczaj robi to, by sfinansować podstawowe potrzeby życiowe, a nie wydatki, bez których można się obejść. Ryzyko, że wpadnie w pętlę zadłużenia, jest bardzo duże.
Przy tzw. pożyczkach darmowych konsument powinien dokładnie sprawdzić, jakie są sankcje za zwłokę w spłacie. Powinien odpowiedzieć sobie, czy jest w stanie spłacić pożyczkę w terminie i czy rzeczywiście nie jest w stanie obejść się bez zaciągania długu. Trzeba pamiętać, że opłaty windykacyjne często są bardzo wysokie. Jeżeli monity wzywające do spłaty kosztują 50 zł – co nie jest rzadkością – a SMS-y przypominające są po 10 zł, to wystarczy kilka takich działań windykacyjnych i może się okazać, że dodatkowe koszty będą w krótkim czasie stanowić równowartość nawet połowy pierwotnej kwoty.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama