Waluta Szwajcarii spadnie o prawie 8 proc. i w grudniu będzie kosztowała tylko minimalnie powyżej 3 zł. Dla frankowych kredytobiorców mieszkaniowych oznacza to w miarę spokojny rok. Dość mocno będzie się trzymał za to amerykański dolar. Dzisiaj w DGP prognoza dziewięciu banków dotycząca kursów walut.
Waluta Szwajcarii spadnie o prawie 8 proc. i w grudniu będzie kosztowała tylko minimalnie powyżej 3 zł. Dla frankowych kredytobiorców mieszkaniowych oznacza to w miarę spokojny rok. Dość mocno będzie się trzymał za to amerykański dolar. Dzisiaj w DGP prognoza dziewięciu banków dotycząca kursów walut.
Euro 4 zł, frank 3,14 zł, dolar 3,05 zł – tyle pod koniec roku mogą kosztować waluty według ekonomistów czołowych polskich banków. W efekcie raty kredytów denominowanych w walutach będą niższe
/>
Eksperci są wyjątkowo jednomyślni. Niemal wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, oczekują umocnienia złotego do końca roku wobec euro i franka. Z dolarem może być trudniej, bo przez koniec programu drukowania waluty przez Fed amerykański pieniądz może być dość mocny. Stąd eksperci oczekują stabilizacji kursu złotego do dolara.
Nasza waluta będzie zyskiwać, bo polska gospodarka wypada bardzo dobrze na europejskim tle, a szczególnie w porównaniu z innymi krajami regionu. Prognoza wzrostu PKB o 3–3,5 proc. w Polsce to więcej niż czeskie 1,7 proc., słowackie 2,2 proc. czy węgierskie 1,8 proc. A inwestorzy bardzo lubią takie porównania.
– Ostatnie tygodnie pokazały, jak dużą rolę w kreowaniu kursu złotego odgrywają mocne fundamenty polskiej gospodarki. Nawet przy dużej nerwowości na rynku wywołanej kłopotami tureckiej liry czy argentyńskiego peso złoty stracił relatywnie niewiele i bardzo szybko odrobił straty – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millenium. A Marcin Mazurek, ekonomista mBanku, podaje kolejny dowód: złoty zwykle zachowuje się tak jak gospodarczy cykl. A skoro w tym roku wzrost będzie nam systematycznie przyspieszał, to i waluta będzie się umacniać.
– Zakładamy, że odpływy kapitału nie będą dotyczyć Polski w takim stopniu, jak inne emerging markets. Również dlatego, że jesteśmy przez inwestorów postrzegani jako satelita strefy euro – ocenia analityk.
Drugą przyczyną siły złotego jest fakt, że rząd coraz częściej będzie mógł się chwalić przed inwestorami coraz lepszą sytuacją w finansach publicznych. Pierwsze sygnały to nieporównywalnie mniejszy od planowanego deficyt samorządów w ubiegłym roku. Wyniósł on niecałe 55 mln zł, a planowano, że przekroczy aż 8,8 mld zł. To daje podstawy, by sądzić, że dziura w finansach już w ubiegłym roku była mniejsza, niż szacowała to Komisja Europejska (4,8 proc. PKB). W tym roku dodatkowo wynik systemu poprawi się dzięki przeniesieniu ponad połowy aktywów OFE do ZUS. Ale nie tylko. Eksperci uważają, że tegoroczny deficyt budżetowy został zaplanowany z dużym zapasem i w rzeczywistości będzie nawet o ok. 5 mld zł mniejszy niż 47,5 mld zł zapisane w ustawie. Pierwszy symptom to dane o wykonaniu budżetu za styczeń (ponad 24-proc. wzrost wpływów z VAT, deficyt na poziomie 2,6 mld zł w porównaniu z 8,5 mld zł przed rokiem).
Złoty będzie zyskiwał również dlatego, że Rada Polityki Pieniężnej prawdopodobnie pod koniec roku zacznie podwyższać stopy procentowe. Wyższe stopy – a dokładniej rosnąca różnica między nimi a wielkością stóp w strefie euro – będą zachęcać inwestorów do kupowania na przykład polskich obligacji ze względu na ich rosnącą rentowność. Żeby to zrobić wcześniej, będą musieli kupić złote, co pozytywnie wpłynie na jego kurs.
– Jeśli złoty będzie przechodził jakieś trudniejsze chwile, to raczej w pierwszym półroczu, gdy inne rynki wschodzące będą nadal ciężko znosić wyprzedaż aktywów związaną ze zmianą polityki Fed. W takiej sytuacji nasz pieniądz może dostać rykoszetem. Ale z biegiem czasu sytuacja powinna się uspokajać i w drugiej połowie roku zawirowania zapewne ustąpią – mówi Piotr Bujak z Banku Nordea.
Nordea ma jedną z bardziej optymistycznych prognoz kursu złotego wobec franka, szacując go na 3,08 zł na koniec roku (choć ekonomista zastrzega, że może to być więcej, bo szwajcarska gospodarka zaskakująco dobrze sobie radzi z mocną walutą). Prawie 8-proc. spadek wartości franka, czego spodziewają się analitycy, to chyba najlepsza wiadomość z prognoz analityków, które zebraliśmy. Przynajmniej dla posiadaczy kredytów hipotecznych denominowanych w tej walucie (według danych NBP frankowe pożyczki to ok. 80 proc. walutowych kredytów mieszkaniowych, ich łączna wartość na koniec grudnia ub.r. wyniosła 135,8 mld zł).
– Mniej niepokojów na rynku związanym z Fed, czy przyspieszenie gospodarcze w strefie euro – czego spodziewamy się w drugiej połowie roku – powinno skłonić inwestorów do sprzedawania franka. Nie będzie powodów, by go trzymać – szwajcarskie aktywa są przewartościowane, oprocentowania praktycznie nie ma. To powinno spowodować osłabienie franka wobec euro do 1,29 za euro na koniec roku. W efekcie „szwajcar” straci też wobec złotego – mówi Piotr Popławski, analityki Banku BGŻ.
O ile spadnie ta rata? Marcin Krasoń, analityk Home Brokera, wylicza, że ci, którzy zaciągali 300 tys. zł kredytu denominowanego we frankach w połowie 2008 r. (czyli po stosunkowo niekorzystnym kursie), dziś płacą ok. 1730 zł raty. Jeśli frank osłabi się, tak jak szacują eksperci, to na koniec roku rata spadnie do niespełna 1600 zł.
Mniej zyskają ci, którzy zaciągali kredyty w euro w 2010 r., gdy sprzedaż tego typu pożyczek była największa. Rata 300-tysięcznego kredytu dziś to niespełna 1390 zł. Pod koniec roku mogłaby ona wynosić 1333 zł.
Złoty uzbrojony w niski deficyt gotów do zawieruchy – analiza na Forsal.pl
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama