Spółka Restrukturyzacji Kopalń ogłosiła przetarg na zakład. Wartość majątku – 300 mln zł. Drugie tyle zwrot pomocy publicznej.
Chętni do zakupu kopalni mogą składać propozycje do końca miesiąca, ceny minimalnej nie ustalono. Wartość zakładu jest szacowana na 300 mln zł, ale wycena będzie dopiero przeprowadzana. Sęk w tym, że nawet gdyby ktoś kupił zakład za symboliczną złotówkę, to i tak musiałby zapłacić przynajmniej 250 mln zł. Jak to możliwe?
Kopalnia Makoszowy po rozdzieleniu od kopalni Sośnica trafiła ponad rok temu do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Porozumienie ówczesnego rządu ze stroną społeczną zakładało, że jeśli nie znajdzie się inwestor, zostanie zamknięta. Tyle tylko że kopalnia na sprzedaż została wystawiona oficjalnie dopiero teraz, a minister energii Krzysztof Tchórzewski w rozmowie z PAP przyznał, że jeśli nie znajdzie się kupiec, będzie wygaszana. O inwestora może być trudno, ponieważ kopalnia w SRK korzysta z dozwolonej pomocy publicznej dla zakładów przeznaczonych do likwidacji – to tzw. dopłata do strat produkcyjnych. Jeśli więc byłaby „wyjmowana” z SRK, to nowy właściciel musiałby tę pomoc zwrócić, gdyż jest ona dozwolona wyłącznie dla kopalń przeznaczonych do zamknięcia. W tej chwili do zwrotu byłoby ok. 230–240 mln zł, na koniec tego roku suma może sięgnąć nawet 265 mln zł.
Licząca 1359 osób załoga zabrzańskiej fabryki walczy jak może. Na razie jednak bezskutecznie.
– Daliśmy się zwodzić wiele miesięcy, teraz jest przetarg, potem powiedzą, że nikt nas nie chciał, a tak naprawdę nic nie zostało zrobione, choć my się zrestrukturyzowaliśmy i kopalnia naprawdę wychodzi na prostą. Jedyną osobą, która się nami w ogóle interesuje, jest posłanka PiS Barbara Dziuk – mówi DGP Marek Jóźwiak ze Związku Zawodowego Pracowników Dołowych kopalni Makoszowy.
– Po to ogłaszamy przetarg, by dowiedzieć się, czy i jakie są propozycje rynkowe. A zwrot pomocy publicznej jest warunkiem, który nie będzie podlegać negocjacjom. Ewentualny oferent, który nie zapewni spełnienia tego warunku, nie będzie mógł liczyć na sukces w negocjacjach – zaznacza Witold Jajszczok, rzecznik SRK.
We wrześniu spodziewana jest decyzja Komisji Europejskiej w sprawie polskiego programu dla górnictwa. Przypomnijmy: Bruksela godzi się do końca 2018 r. tylko na dotowanie kopalń węgla kamiennego przeznaczonych do zamknięcia, a nie ich ratowanie. Stąd możliwe są urlopy górnicze czy odprawy dla górników, którzy odchodzą z likwidowanych zakładów.
– Do tego czasu tak naprawdę żadna ze stron nie podejmie decyzji. Przy czym trzeba powiedzieć brutalnie, że stronie rządowej są potrzebne jakieś likwidacje kopalń, żeby obronić osłony socjalne – przyznaje Wacław Czerkawski, wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce. – Pani premier obiecała jednak na rocznicy porozumień jastrzębskich, że nie pozwoli niszczyć polskiego górnictwa. Zobaczymy. Liczymy na to, że zostanie to ustalone w nowej strategii dla górnictwa, nad którą pracujemy (pisaliśmy o jej zarysie w poniedziałkowym DGP – red.) – dodaje.
Kopalnia Makoszowy od 2005 r. była połączona z kopalnią Sośnica. Jeszcze jako jeden zakład były na liście kopalń do zamknięcia w pierwszej wersji planu ratunkowego dla Kompanii Węglowej ze stycznia 2015 r. Po negocjacjach rządu ze związkowcami Sośnica dostała szansę i wciąż działa w Polskiej Grupie Górniczej (następczyni Kompanii). Jeśli do końca stycznia 2017 r. nie poprawi wyników, także trafi do SRK i będzie likwidowana.
Makoszowy od razu trafiły do SRK i przez ponad rok ani poprzedni rząd, ani obecny nie podjęły decyzji, co dalej z tą kopalnią i jej załogą.