Firmy bukmacherskie zarobiłyby majątek, przyjmując zakłady dotyczące udziału poszczególnych rodzajów energii pierwotnej w ogólnym bilansie energetycznym Polski w roku np. 2030.
Trafnej odpowiedzi można by dzisiaj udzielić wyłącznie przez przypadek, bo naprawdę nikt nie wie, jak za kilkanaście lat wyglądać będzie polski miks energetyczny. Gdzie nie spojrzeć, same niewiadome – atom się opóźnia i nawet niektórzy jego gorący zwolennicy tracą powoli optymizm, opłacalność i ekologiczna przyjazność eksploatacji gazu z łupków podawana jest coraz częściej w wątpliwość, wydobywanie węgla natrafia na coraz większe ograniczenia dotyczące kosztu i emisji zanieczyszczeń, czyste technologie węglowe są w najlepszym razie na etapie pilotażowym, tradycyjna biomasa wychodzi z mody, bo niszczy drzewostan i utrudnia produkcję żywności. A ekolodzy krytykują wszystkie pomysły odbiegające od ideału generowania energii użytkowej bez jakichkolwiek skutków ubocznych, choć brak jest dzisiaj do końca przekonujących alternatyw.
Przewidywanie utrudniają dodatkowo niezdolność polityczna do przeprowadzania restrukturyzacji górnictwa, utrzymująca się niepewność w sprawie skutków wprowadzanych regulacji dotyczących OZE, niedostateczne wsparcie dla innowacyjnych inicjatyw w zakresie przetwarzania pierwotnych nośników energii, obawy o sfinansowanie starzejącej się sieci elektroenergetycznej czy wreszcie lobbing głównych graczy na rynku energetycznym.
Metodologiczne podstawy analizy są dobrze znane. Wychodząc od założeń dotyczących perspektyw rozwojowych (gospodarka, demografia) i uwzględniając możliwości poprawy efektywności energetycznej, określić należy przyszłe zapotrzebowanie na energię, biorąc pod uwagę technologiczne opcje jej pozyskiwania, przewidywane ceny surowców oraz konsekwencje dla środowiska naturalnego. Spośród wielu scenariuszy wybrać należy taki, który zapewnia dostateczną podaż mocy w krajowym systemie elektroenergetycznym przy możliwie najniższych kosztach konsumenckich i środowiskowych.
To oczywiście łatwo powiedzieć, ale trudno wiarygodnie zrealizować. Po pierwsze, miksu energetycznego nie sposób zaprojektować dokładnie, bowiem w dobrze funkcjonującej gospodarce powinien on być w dużej mierze rezultatem działań podmiotów na rynku, a nie tylko efektem wizji polityków. Po drugie, trudno jest przewidywać tempo poprawy efektywności energetycznej, czyli zmniejszania zużycia energii przez poszczególnych jej odbiorców. Dzisiejsze technologie dają nam szeroki wachlarz narzędzi służących oszczędnościom w procesach produkcji, przesyłu, dystrybucji i użytkowania energii, ale ich wykorzystanie zależy zarówno od zachęt tkwiących w regulacjach, jak i od zachowań konsumentów. Po trzecie, jest wiele elementów w niewielkim stopniu zależnych od naszych krajowych decyzji. Należy do nich także problematyka związana z tworzącym się wspólnym rynkiem unijnej energii.
Ale te trudności nie powinny być usprawiedliwieniem dla braku decyzji. Już wkrótce trzeba będzie wyłączyć w Polsce wyeksploatowane elektrownie generujące ponad 10 proc. obecnie dostępnych mocy krajowych. Gdyby nie udało się zrealizować zgodnie z harmonogramem inwestycji w nowe moce wytwórcze, mogłoby to spowodować deficyt energii i konieczność importu prądu z zagranicy, co oznaczałoby wzrost kosztu – i tak w odniesieniu do siły nabywczej Polaków jednego z najwyższych w Unii.
Tak czy inaczej, problemów nie będzie brakować. Niezbędna więc jest jasna strategia zachęcająca dalszych inwestorów. Taka, która kładąc nacisk na wzrost efektywności energetycznej i przewidując konsekwentne zwiększanie w bilansie energii udziału źródeł zero- bądź bardzo niskoemisyjnych, utrzymywać powinna węgiel jako obecnie niezbywalny element energetycznego bezpieczeństwa państwa. Warunkiem będzie jednak daleko idąca restrukturyzacja całego sektora wydobywczego, znacznie zwiększony udział technologii czystych (wzrost sprawności bloków energetycznych, spalanie węgla w tlenie, może wychwytywanie i składowanie CO2, podziemne bądź naziemne zgazowywanie węgla) oraz podwyższone standardy jakości w handlu detalicznym.
Wzrastać będzie w bilansie udział gazu, w tym niekonwencjonalnego, być może z naszych łupków. Przewidywać należy także uruchomienie energetyki jądrowej, mimo nieuniknionych trudności decyzyjnych ze względu na jej wysoki koszt inwestycyjny i społeczne obawy o bezpieczeństwo. Ważne będzie szerokie wykorzystanie poligeneracji, czyli produkcji prądu z równoczesnym otrzymywaniem ciepła i różnych produktów chemicznych. Istotnym elementem strategii powinno być przemyślane wydawanie wielomiliardowych środków przeznaczonych na energetykę w Programie Operacyjnym Infrastruktura i Środowisko, kluczem do sukcesu okaże się zaś zapewne nasza zdolność do rozwijania energetyki prosumenckiej (wzrost liczby OZE, inteligentne sieci energetyczne).
Ważne dwa elementy determinujące w dużym stopniu ostateczny kształt przygotowywanego w Ministerstwie Gospodarki dokumentu „Polityka energetyczna Polski do roku 2025” to przyjęty w październiku ubiegłego roku pakiet klimatyczno-energetyczny oraz czekający nas w grudniu bieżącego roku szczyt klimatyczny w Paryżu. Można przewidywać, że niedługo później pojawi się dokument naszego ministerstwa. Z pewnością podkreślać on będzie potrzebę zróżnicowanej struktury miksu energetycznego tak, aby poza węglem (np. kamienny ok. 35 proc. udziału, brunatny 20 proc.) uwzględnić w nim udział innych podstawowych źródeł energii na poziomie – przykładowo – atomu 15 proc., OZE 20 proc., gazu 10 proc. Właśnie taka mniej więcej struktura miksu wydaje się w rozpatrywanej perspektywie najbardziej prawdopodobna. Trzeba mieć nadzieję, że rok wyborczy nie opóźni przygotowywania przez rząd tego kluczowego dla kraju dokumentu.