Premier postanowił dać spółkom PGE Paliwa i Węglokoks więcej czasu na kupienie i sprowadzenie węgla do Polski. Znów słychać głosy, że atmosfera w rządzie zrobiła się nerwowa.

Węgiel ma zostać zakupiony przez spółki do końca października 2022 r. i sprowadzony do Polski do końca kwietnia 2023 r. – wynika z nowej decyzji szefa rządu, do której dotarł DGP. Nowa wersja, datowana na 8 sierpnia, zmienia wcześniejszą decyzję premiera wydaną 13 lipca. Tamta dawała czas na zakup do końca sierpnia br., a na rozwiezienie – do końca października br. Nowe polecenie dotyczy tych samych spółek, czyli PGE Paliwa i Węglokoksu. Poza terminami zmienia się także wolumen, który oba podmioty mają ściągnąć do kraju – wzrósł z 4,5 mln t do 5 mln t.
Poprzednia decyzja Mateusza Morawieckiego, wydana 13 lipca, stanowiła odpowiedź na potencjalne problemy z zaopatrzeniem kraju w węgiel, co od momentu wybuchu wojny w Ukrainie sygnalizowali minister klimatu Anna Moskwa oraz wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Decyzja szefa rządu zakładała, że dwie spółki mają do końca sierpnia 2022 r. kupić wyznaczoną ilość surowca (PGE Paliwa – 2,5 mln t, Węglokoks – 2 mln t), a następnie ściągnąć go do kraju w terminie do 31 października br.
Jednak 8 sierpnia szef rządu zmienił decyzję. Przede wszystkim wydłużył wcześniej wyznaczone terminy dla obu spó-łek. Aktualna dyspozycja mówi, że mają kupić węgiel do 31 października 2022 r., a sprowadzić go do 30 kwietnia 2023 r. To oznacza, że cała operacja zostanie wydłużona o pół roku w stosunku do pierwotnych założeń.
Kolejna zmiana dotyczy ilości węgla. Teraz PGE Paliwa ma ściągnąć nie 2,5 mln t, lecz 3 mln t. W przypadku Węglokoksu oczekiwany wolumen nie uległ zmianie. W nowej decyzji wykreślono też zapis z wersji lipcowej, który zakazywał obu spółkom sprzedaży węgla opałowego do prywatnych pośredników.
Zmienia się także opis dotyczący źródeł finansowania całego przedsięwzięcia. Wcześniejsza wersja mówiła o środkach przewidzianych w ustawie z 23 czerwca 2022 r. o szczególnych rozwiązaniach służących ochronie odbiorców niektórych paliw stałych w związku z sytuacją na rynku tych paliw, Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Nowa wersja decyzji premiera wskazuje bardziej ogólnie, że finansowanie tych poleceń nastąpi „ze środków budżetu państwa oraz funduszy celowych” na podstawie umów zawartych przez Skarb Państwa, a konkretnie ministra klimatu i środowiska.
Dlaczego premier zmienił wcześniejszą decyzję? Nasi rozmówcy z rządu przekonują, że nie wynika to z jakichś istotnych problemów z kupowaniem węgla. – Chodzi o rozciągnięcie możliwości działania spółek w trybie decyzji premiera na cały sezon grzewczy – twierdzi rozmówca z rządu. Inny dodaje, że jeszcze przed wydaniem decyzji premiera z 13 lipca spółki zamówiły łącznie 6,5 mln t węgla. – W ciągu kilku dni wpłynie pierwszy statek z surowcem objętym tamtą decyzją premiera – zapewnia rozmówca DGP.
Jak słyszymy, intencją było to, by spółki mogły działać w ekstraordynaryjnym trybie, na który zezwala im decyzja premiera, przez cały okres grzewczy, a nie tylko do końca października br. – Do premiera były kierowane takie prośby, więc on wyszedł im naprzeciw. Jednocześnie pracuje nad decyzjami administracyjnymi dla kolejnych podmiotów, by ułatwić im przewóz węgla. Firmy mają często już zajęte wagony, które trzeba opróżnić, by załadować węgiel. Takie decyzje administracyjne ułatwią im działanie – przekonuje osoba z otoczenia Mateusza Morawieckiego.
Jednocześnie słyszymy, że podczas rządowych narad w sprawie problemów z węglem znów momentami robi się nerwowo, a wszystko rozbija się o przepustowość polskich portów i możliwości rozwiezienia węgla po kraju.
– Premier ma już trochę tego dość. Z jednej strony wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk twierdzi, że w portach są wolne sloty, z drugiej wicepremier Jacek Sasin twierdzi, że nie ma. Co innego mówią spółki portowe, a co innego węglowe. Widać też, że Sasin ma ogromny żal za przypisywane mu nieudane wybory kopertowe z 2020 r. i teraz nie chce być kojarzony z kolejnym trudnym tematem – relacjonuje osoba z otoczenia szefa rządu.
Nasi inni rozmówcy z kręgów rządowych wskazują, że należy uniknąć sytuacji, w której węgiel zakupiony i sprowadzony z Kolumbii czy Indonezji będzie „dryfował po Bałtyku”, zamiast być na bieżąco rozwożony po kraju. – Postój statku w porcie kosztuje jakieś 35 tys. zł dziennie. Wyobraźmy więc sobie koszty w sytuacji, w której załadowany węglem statek stoi bezczynnie przez miesiąc czy dwa – zwraca uwagę rozmówca DGP. ©℗
Rząd nie chce, by statki z węglem miały przestoje w portach