- Projekt włączenia błękitnego paliwa do unijnej taksonomii – katalogu zrównoważonych inwestycji – jest oparty na logice, która straciła rację bytu wraz z rosyjską inwazją - uważa Inna Sovsun, deputowana Rady Najwyższej Ukrainy.

ikona lupy />
Inna Sovsun, deputowana Rady Najwyższej Ukrainy, członkini parlamentarnej komisji ds. energii, wiceminister oświaty i nauki w latach 2014-2016 / Materiały prasowe
Według ostatnich szacunków wartość dostaw rosyjskich surowców energetycznych dla UE tylko od początku wojny sięga już ok. 65 mld euro. Europa współodpowiada za rosyjską agresję?
To nie ulega wątpliwości. Bez zależności UE od rosyjskiego gazu, a do pewnego stopnia także ropy naftowej, decyzję Władimira Putina o wkroczeniu na ukraińskie terytorium trudno byłoby sobie wyobrazić. To eksport paliw do Europy umożliwił i wciąż umożliwia Rosji finansowanie wojny. Ale to nie wszystko. Surowcowa zależność była także główną przyczyną bierności państw UE wobec coraz bardziej agresywnych poczynań Moskwy w ostatnich latach. Otrzeźwienie powinno było przyjść już dawno: po ataku na Gruzję, aneksji Krymu, rozpętaniu konfliktu na Donbasie. Tak się jednak nie stało i nie ulega wątpliwości, że przesądziła o tym właśnie energia.
Co powinno się wydarzyć?
Szybki odwrót od paliw kopalnych z Rosji. To jedyny sposób, żeby uniemożliwić jej dalsze prowadzenie wojny i mordowanie setek Ukraińców każdego dnia. UE powinna przestać finansować rosyjską agresję przeciwko mojemu krajowi.
Dziś Parlament Europejski zdecyduje, czy gaz i atom będą traktowane w Unii jako zielone źródła, a w konsekwencji czy będą cieszyć się preferencyjnymi warunkami finansowania. Pani wzięła udział w kampanii przeciwko tej propozycji. Dlaczego?
Skontaktowała się ze mną grupa eurodeputowanych Zielonych i Europejskiej Partii Ludowej, należących do bliskich sojuszników Ukrainy, oraz organizacje pozarządowe z mojego kraju. Dla obu stron było oczywiste, że głosowana dziś propozycja będzie błędem - nie tylko z punktu widzenia celów klimatycznych UE. Cały ten dokument jest oparty na logice, w której Europa korzysta nadal z taniego rosyjskiego gazu.
Jest pani przeciwko energetyce gazowej i jądrowej doktrynalnie? Czy chodzi tylko o Rosję?
Priorytetem jest dla mnie odejście od gazu rosyjskiego, choć jestem zdania, że odejście od tego paliwa w ogóle też powinno nastąpić najszybciej, jak to możliwe, ze względu na klimat. Przyszłość planety jest dla mnie ważna, mam syna i chcę dla niego dobrego życia. Gaz z całą pewnością nie jest zielonym źródłem energii. Jestem za odważniejszym dążeniem do zielonego ładu i wsparciem OZE.
A atom?
Z atomem sprawa jest bardziej skomplikowana, ale dla Ukrainy energia jądrowa i inwestycje z nią związane są problematyczne z punktu widzenia bezpieczeństwa. Wiemy, że Rosja kontroluje jedną z naszych elektrowni jądrowych, wiemy, że nie waha się prowadzić ostrzałów rakietowych nawet bardzo blisko tych instalacji. Nawet jeśli wziąć w nawias kwestie środowiskowe, związane z utylizacją odpadów nuklearnych, akurat nasz kraj powinien być bardzo ostrożny z tych właśnie powodów. Tak długo, jak Rosja jest sąsiadem Ukrainy, reaktory będą potencjalnym celem ataków. Nie sądzę, żebyśmy powinni na niego stawiać w najbliższej przyszłości. Przynajmniej do czasu, kiedy staniemy się pełnoprawną częścią zachodnich struktur bezpieczeństwa.
W kampanii przeciwko aktowi, który ma wciągnąć inwestycje gazowe i jądrowe pod zielony parasol, mówiono m.in. o śladach aktywności lobbingowej Rosji podczas przygotowania dokumentu.
Nie mam wątpliwości, że taksonomia w proponowanym kształcie jest w interesie Moskwy. Wiem, jak potężne jest rosyjskie lobby. W przeszłości z sukcesem udawało mu się wpływać na kształt regulacji w wielu krajach UE, przede wszystkim oczywiście w Niemczech. Zresztą nie sprowadza się to do gazu. Rosja potrafi niezwykle sprawnie manipulować opinią publiczną i wpływać na myślenie europejskiej klasy politycznej. Jedyne, co mnie dziwi, to fakt, że nie poprzestali jedynie na działaniu zakulisowym i opowiedzieli się za gazem w taksonomii również publicznie, zresztą zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem inwazji.
Zgoda na włączenie do taksonomii gazu i atomu była rezultatem długich negocjacji między państwami członkowskimi. Wydawało się, że sprawa jest już zamknięta - aż do czerwca, kiedy przeciwko „kompromisowi” opowiedziały się komisje PE ds. gospodarki i środowiska.
Wydawała się zamknięta i chyba rzeczywiście taka była. Za propozycją opowiedziała się szeroka koalicja na czele z Niemcami i Francją, reprezentującymi odpowiednio zainteresowanych inwestycjami gazowymi i atomowymi. Ale dyskusja rozgorzała na nowo wskutek geopolitycznych przewartościowań związanych z wojną. Nowa rzeczywistość musi być wzięta pod uwagę. To, co mogło wydawać się możliwe do zaakceptowania przed 24 lutego, dziś już nie powinno być zaakceptowane.
Polska pozostaje jednym z orędowników przyznania zielonego statusu obu technologiom. I to ponad politycznym podziałem. O tym, że będzie walczył o zgodę eurodeputowanych, mówił mi ostatnio przedstawiciel opozycyjnej PO w europarlamencie, były premier Jerzy Buzek. Nasi politycy uznają, że włączenie gazu pomoże sfinansować UE niezbędne inwestycje wspierające dywersyfikację.
Rzecz w tym, że ten kształt taksonomii nie daje szans na przychylne traktowanie kluczowych inwestycji tego typu, chociażby w terminale do odbioru gazu skroplonego. W praktyce oznacza to, że kluczowym sposobem pozyskiwania gazu w Europie mają pozostać rurociągi, a te gwarantują Rosji utrzymanie dominacji.
Pojawiają się też argumenty, że w błękitną infrastrukturę warto inwestować, bo już wkrótce będzie służyła gazom odnawialnym, takim jak zielony wodór czy biometan.
To dlaczego nie pójść w tym kierunku już teraz? Niestety mam wrażenie, że w tle jest nadzieja największych graczy, na czele z Berlinem, na wymuszenie na Ukrainie porozumienia pokojowego z Rosją i powrót do gazowego „business as usual”. Taksonomia w tym kształcie będzie oznaczać ograniczenie ambicji Europy - zarówno tych klimatycznych, jak i dotyczących polityki wschodniej.
Wróćmy do atomu. Jest to jednak źródło, które wielu krajom, takim jak Polska, daje szansę na wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego, ograniczenie zależności od Rosji, a jednocześnie redukcję emisji CO2.
Dostrzegam, że energia jądrowa może być rozwiązaniem dla niektórych krajów. Z perspektywy dzisiejszej Ukrainy jest jednak inaczej. Nie znaczy to, że chciałabym rezygnować z istniejących jednostek atomowych, które są dziś kluczowym źródłem taniej energii w naszym kraju. Trudno sobie wyobrazić, żebyśmy mieli rezygnować z działających już bloków, mimo realnych obaw o bezpieczeństwo. ©℗
Rozmawiał Marceli Sommer