Rząd przyjął projekt, przeciwko któremu jest Solidarna Polska, ale w parlamencie powinien on zyskać szerokie poparcie.

Rada Ministrów zaakceptowała wczoraj - wyczekiwany przez branżę wiatrakową, spółki energetyczne czy samorządy - projekt nowelizacji ustawy dotyczącej elektrowni wiatrowych. Liberalizacji przepisów z 2016 r. sprzeciwia się Solidarna Polska. Zwolennicy zmian mogą jednak być spokojni - poprze je opozycja.
Zasada 10H zakłada, że wiatrak musi znajdować się w odległości co najmniej równej 10-krotności wysokości całej instalacji od zabudowań. Nowelizacja rodziła się w bólach. Zapowiedziała ją, równo dwa lata temu, ówczesna wicepremier, minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Projekt złagodzenia przepisów anty-wiatrakowych powstał w resorcie rozwoju pod nadzorem wiceminister Anny Korneckiej. Jego konsultacje zakończyły się rok temu, a wkrótce potem Kornecką odwołano. Pałeczkę w tej sprawie przejął od niej wiceminister Artur Soboń, któremu w grudniu udało się doprowadzić do zaakceptowania propozycji przez Komisję Wspólną Rządu i Samorządu Terytorialnego. Następnie - wobec zamrożenia prac w resorcie rozwoju - w połowie kwietnia inicjatywę tę przejęło Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Po niespełna trzech miesiącach - mimo sprzeciwu koalicyjnej SP - udało mu się osiągnąć sukces.
Za przyjęciem projektu przemawiało m.in. to, że wiatr na lądzie to w tej chwili najtańsze źródło energii, a bez dostępu do zielonej energii nasz przemysł już niedługo nie znajdzie odbiorców swoich produktów za granicą. Poza tym nie przyciągniemy do Polski nowych inwestycji.
Co więcej - jak zauważa wiceszef Federacji Przedsiębiorców Polskich Arkadiusz Pączka - widać duże zainteresowanie zagranicznych koncernów, ale też funduszy inwestycjami w energetykę wiatrową, w tym produkcję u nas komponentów. - Patrząc na ceny energii, widać, że jest to bardzo pożądany kierunek. Szkoda, że tak ważny projekt tak długo się ciągnie, tylko i wyłącznie przez spór polityczny. Zmian oczekuje nie tylko sektor prywatny, ale też państwowy - podkreśla. Dodaje też, że przeciąganie się prac nad dokumentem było wynikiem sporu między PiS a SP. - Liczymy na szybkie skierowanie go do Sejmu, gdzie - jak się spodziewamy - zyska szerokie poparcie - mówi.
Paweł Poncyljusz z klubu Koalicji Obywatelskiej potwierdza, że jego ugrupowanie jest za liberalizacją prawa dotyczącego wiatraków. - To dobry kierunek. Pamiętajmy jednak, że te przepisy przyniosą efekt za pięć-siedem lat, gdy w tym reżimie powstaną nowe przedsięwzięcia - dodaje.
Także Maciej Konieczny z klubu Lewicy podkreśla, że do liberalizacji zasady 10H powinno dojść już dawno temu. - To, że PiS tak długo blokował rozwój energetyki wiatrowej na lądzie, to jest skandal. Jeżeli będzie ustawa, która realnie odblokuje energetykę wiatrową, to oczywiście ją poprzemy - zapowiada.
Również Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050 deklaruje, że jej formacja jest za odblokowaniem rozwoju energetyki wiatrowej. - To kierunek konieczny i pożądany - mówi. Jak wskazuje, Polska 2050 na dniach złoży w Sejmie swoją propozycję zmiany przepisów. - Chcemy, by obywatele mogli zachować komfort życia. Proponujemy, by turbiny można było stawiać w odległości od domów zgodnie z normami ISO. Minimalna odległość wiatraka od budynku mieszkalnego będzie wynosić 400 m, ale starsze wiatraki, które generują więcej hałasu, powinny być stawiane w większej odległości - opisuje. Jak dodaje, zakłada, że w toku prac sejmowych te propozycje mogą znaleźć poparcie szerszej grupy parlamentarzystów.
Projekt przyjęty wczoraj przez rząd trafi teraz do Sejmu. Zgodnie z zapowiedzią nadzorującego go wiceministra klimatu, pełnomocnika rządu ds. OZE Ireneusza Zyski, nowe prawo może wejść w życie jesienią.
Co zmienią nowe przepisy? Jak wskazywał w niedawnym wywiadzie dla nas minister Zyska, mają one dwa zasadnicze cele - zlikwidowanie obecnie obowiązujących barier w rozwoju lądowej energetyki wiatrowej poprzez uelastycznienie sztywnej zasady 10H oraz umożliwienie rozwoju budownictwa mieszkaniowego na terenach wiejskich, gdzie zlokalizowane są farmy wiatrowe.
Zasada 10H nadal generalnie będzie obowiązywać, ale gminy będą jednak mogły, w drodze uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, dopuścić budowę wiatraków minimum 500 m od domów. Nowych instalacji nie będzie można stawiać na podstawie decyzji o warunkach zabudowy.
Rząd zapewnił kontrolę nad inwestycjami społecznościom lokalnym. Oprócz konsultacji publicznych dotyczących projektu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, będą organizowane specjalne spotkania z mieszkańcami. - Chodzi o to, by mieszkańcy terenów, gdzie istnieje potencjał do lokalizowania elektrowni wiatrowych, mogli zapoznać się ze szczegółami projektu, porozmawiać z inwestorami i ekspertami, a dzięki temu uzyskać wiedzę, która pozwoli na akceptację inwestycji - tłumaczył minister Zyska.
Na etapie rozpatrywania projektu przez Stały Komitet Rady Ministrów wprowadzono do niego zasadę, że odległość instalacji wiatrowej od sieci najwyższych napięć będzie musiała wynosić co najmniej 2H lub 3D (2 x wysokość elektrowni wiatrowej lub 3 x średnica rotora wirnika), czyli ok. 300 m. Zdaniem branży propozycja te idzie jednak zbyt daleko.
Ekspert ZPP Włodzimierz Ehrenhalt przekonuje, że ta ustawa jest bardzo ważna. - Choćby ze względów wizerunkowych, by Polska przestała być postrzegana jako kraj zamknięty na energetykę wiatrową na lądzie - argumentuje.
W jego ocenie nie spowoduje ona jednak rewolucji. - Konsultacje z mieszkańcami dotyczące lokalizowania takich inwestycji w praktyce potrafią bowiem być bardzo trudne. Szczególnie teraz, przed wyborami, wójtowie mogą mieć opory przed forsowaniem nowych projektów. Jest dużo barier, które będą trudne do pokonania - akcentuje. ©℗