Rozwiązaniem konfliktu o kopalnię Turów jest polubowne załatwienie sporu, wypłacenie Czechom 50 mln euro i tym samym wycofanie środków tymczasowych, które zarządził TSUE – przekonywała w środę posłanka KO Małgorzata Tracz. „Rząd PiS tego rozwiązania odmawia. To jest przepis na porażkę” – dodała.
Trybunał Sprawiedliwości UE postanowił w poniedziałek, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych z maja i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.
„Polski rząd musi usiąść do rozmów z Czechami, musi załatwić tę sprawę polubownie, zgodzić się na zapłacenie Czechom 50 mln euro. Lepiej zadbać o dobre relacje sąsiedzkie, niż płacić frycowe Komisji Europejskiej, które wynika z błędów popełnionych przez polską dyplomację” - przekonywała na środowej konferencji prasowej we Wrocławiu przewodnicząca Partii Zieloni, posłanka Małgorzata Tracz.
Jak dodała, „Turów nie spadł z nieba”, a problem pojawił się już w 2019 roku, gdy Czesi zaczęli podnosić kwestie braku wody w regionach przygranicznych. „My jako partia Zieloni ostrzegaliśmy rząd, gdy tylko Czesi zaczęli zgłaszać swoje wątpliwości. Ostrzegaliśmy rząd PiS także w lutym tego roku, gdy Czesi zapowiedzieli złożenie skargi do TSUE. 30 marca zwołaliśmy komisję sejmową właśnie poświęconą sprawie Turowa i na tej komisji usłyszeliśmy stek bzdur w wykonaniu ministrów rządu PiS” – mówiła.
Zdaniem posłanki KO, gdyby rząd w porę posłuchał ekspertów, to nie bylibyśmy dzisiaj w tej sytuacji, w której jesteśmy. „Od trzech miesięcy polski rząd negocjuje z Czechami sprawę Turowa i te negocjacje zakończyły się fiaskiem, porozumienia jak nie było, tak nie ma, a dodatkowo TSUE nałożył na Polskę 0,5 mln euro kary dziennie” – wskazała.
Według Tracz polską racją stanu jest obecnie ochrona tysięcy miejsc pracy w regionie turoszowskim. „Ta nieudolna polityka rządu PiS dorowadziła do tego, że region turoszowski może czekać terapia szokowa rodem z lat 90. To premier Morawiecki, minister Sasin, a z regionu Marzena Machałek i Anna Zalewska ponoszą odpowiedzialność za obecną sytuację i być może to właśnie ci politycy powinni płacić z własnych pieniędzy kary do Komisji Europejskiej” – mówiła.
Dodała przy tym, że pieniądze, które obecnie polski rząd jest zobowiązany płacić Komisji Europejskiej to pieniądze z kieszeni podatnika. „Natomiast te 50 mln euro, które Czesi chcą od polskiej strony za polubowne rozwiązanie sporu, to są pieniądze, które w dużej mierze płaciłaby PGE, ale także lokalny samorząd i rząd. Tak naprawdę rząd chroni PGE, która jest odpowiedzialna za tę sytuację” – oceniła posłanka. Jej zdaniem zapłacenie Czechom to zainwestowanie w przyszłość regionu. „Czesi te 50 mln euro chcą przeznaczyć głownie na niwelowanie szkód górniczych spowodowanych działalnością kopalni odkrywkowej Turów, chcą wybudować wodociągi, studnie, tak, by zapewnić ludziom w regionie wodę” - podkreśliła.
„Wypłacenie Czechom 50 mln euro to najprostsza droga, nie są nią działania podejmowane przez rząd PiS, które prowadzą do nadwyrężenie relacji sąsiedzkich, do izolowania Polski na arenie międzynarodowej, do otwierania kolejnych frontów walki, zarówno z Czechami, jak i z Komisją Europejską. To, o co musi teraz zadbać rząd to dobre relacje z Czechami, zainwestowanie w przyszłość regionu i myślenie już teraz o planach sprawiedliwej transformacji” – podsumowała Tracz.
Poniedziałkowe postanowienie TSUE to wynik skargi, jaką Czechy wniosły do TSUE przeciwko Polsce w lutym. Czechy uważają, że kopalnia Turów ma negatywny wpływ na regiony przygraniczne, gdzie zmniejszył się poziom wód gruntowych. W maju TSUE nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni Turów, należącej do spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia skargi Czech.
We wtorek premier Mateusz Morawiecki powiedział, że „polski rząd nie wyłączy kompleksu Turów, a decyzja o nałożeniu kary jest pozbawiona adekwatności i proporcjonalności”. Jak dodał, "zobaczymy", czy Polska będzie musiała płacić kary.