Chemikalia nie skażą wody pitnej. Ale blisko odwiertów jest za dużo metanu i etanu w źródłach.
Badania przeprowadzone w USA dowodzą, że ryzyko zanieczyszczenia wody pitnej faktycznie istnieje, choć nie jest tak duże, jak sugerują zieloni. – Nie ma powodów do niepokoju, są powody do dalszych badań – skomentował brytyjski geolog Stuart Haszeldine dla „The Telegraph”.
Wyniki analiz dziewięciu naukowców zamieszczono w najnowszym numerze pisma „Proceedings of the National Academy of Sciences of the USA”. W 82 proc. ze 141 przebadanych źródeł wody pitnej, leżących w stanie Pensylwania w okolicach złóż Marcellus, odnaleziono ślady metanu. W 12 przypadkach skażenie CH4 przekraczało poziom 28 mg/l, który amerykańskie władze określają jako wymagający natychmiastowej interwencji. 11 z tych 12 gospodarstw domowych mieściło się w odległości mniejszej niż 1 km od miejsca wydobycia gazu z łupków. Dwunaste – w odległości 1,4 km.
W 30 proc. źródeł odnaleziono etan, a w 8 proc. propan. We wszystkich przypadkach poza jednym były to gospodarstwa leżące w odległości poniżej 1 km od miejsca zastosowania szczelinowania hydraulicznego, polegającego na wstrzykiwaniu wody z piaskiem kwarcowym i chemikaliami (stanowią one 0,5–2 proc. mieszanki) pod dużym ciśnieniem między łupki. Technika ta wypycha gaz na powierzchnię. Statystycznie w ujęciach bliższych niż 1 km od odwiertów poziom metanu był sześcio-, a etanu aż 23-krotnie wyższy niż gdzie indziej.
„Dane o metanie, etanie i propanie, a także nowe dowody na obecność węglowodorów i izotopów helu wskazują, że wiercenia mogą wpływać na jakość wody pitnej” – napisał jeden z autorów pracy Robert B. Jackson z Duke University. – Chodzi o mniejszość przypadków, nie jest to wcale reguła – mówi Jackson, podkreślając, że o zauważalnym zagrożeniu skażeniem można mówić w przypadku ujęć położonych w odległości mniejszej niż 1 km od miejsca wierceń.
Odnalezienie metanu w wodzie nie musi jednak dowodzić, że winę za obecność gazu ponoszą gazownicy. Ubiegłoroczne badania Amerykańskiej Służby Geologicznej wykazały, że podwyższoną zawartość metanu można znaleźć w 1/3 pensylwańskich źródeł wody niemających żadnego związku z wydobyciem gazu łupkowego. Niektórzy badacze skrytykowali też samą metodologię. Fred Baldassare, który w służbie ochrony środowiska Pensylwanii przepracował 25 lat, w rozmowie z agencją AP zauważył, że zamiast wykorzystać do badań losową próbę źródeł wody, badacze skoncentrowali się wyłącznie na wodzie z miejsc, gdzie mieszkańcy narzekali na jej jakość.
Zespół Jacksona odrzucił z kolei tezę o możliwości skażenia wody pitnej chemikaliami stosowanymi w szczelinowaniu hydraulicznym. – Nie uzyskaliśmy potwierdzenia tego, czego ludzie najbardziej się obawiali – podkreślił naukowiec. To ważne, ponieważ w technice tej stosowane są m.in. takie środki jak chlorek potasu, kwas solny, izopropanol czy metanol. Wątpliwości co do bezpieczeństwa wydobycia gazu łupkowego zdominowały debatę publiczną w Europie. Bułgaria i Francja wprowadziły moratorium na szczelinowanie hydrauliczne. W Brukseli trwa walka o kształt regulacji łupkowych, których projekt ma być gotowy do końca roku.