Ponad 12,3 mld zł może w przyszłym roku uzyskać budżet z aukcji uprawnień do emisji dwutlenku węgla.
To szacunki, które znalazły się w najnowszym Wieloletnim Planie Finansowym Państwa (WPFP). Zakłada on, że w 2020 r. rząd mógłby sprzedać ponad 130 mln uprawnień, z czego prawie 50 mln to uprawnienia dodatkowe z lat 2013–2019, które nie zostały wykorzystane. Efekt? Wpływy z aukcji byłyby rekordowe: 12,3 mld zł. Dla porównania plan na ten rok to około 5,7 mld zł wpływów z podobnych aukcji. Dużą kwotę rząd chciałby uzyskać również w 2021 r., bo około 6,6 mld zł.
Eksperci od pewnego czasu zwracają uwagę, że Polska zgromadziła sporą pulę darmowych uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Jesteśmy jednym z krajów UE, który miał prawo przyznawać prawa do emisji firmom energetycznym w zamian za przeprowadzane przez nie inwestycje. Pula, jaką dysponuje rząd, to – oprócz uprawnień przyznawanych w danym roku – również te niewykorzystane, które trzeba jakoś zagospodarować. Do końca tego roku można je jeszcze przekazywać firmom, ale biorąc pod uwagę stan inwestycji w sektorze, bardziej prawdopodobna jest ich sprzedaż na aukcji lub przeniesienie na kolejny okres rozliczeniowy (czwarty etap) na lata 2021–2030.
Założenia wpisane do WPFP wskazują, że Ministerstwo Finansów opowiada się raczej za wariantem sprzedaży. To zrozumiałe, bo wpływy z niej stanowią dochód sektora finansów publicznych i mogą jednorazowo poprawić jego wynik. Co nie jest bez znaczenia w obliczu napięć związanych z finansowaniem piątki Kaczyńskiego. Obok 19,3 mld zł z podatku od przekształcenia otwartych funduszy emerytalnych w indywidualne konta emerytalne, wpływy z aukcji to najważniejsze źródło dodatkowych dochodów w 2020 r.
Choć ich wpływ zarówno na deficyt finansów publicznych, jak i wielkość limitu wydatków nie będzie taki bezpośredni jak w przypadku podatku od OFE, w których całość wpływów zostanie uwzględniona już w przyszłym roku. W przypadku sprzedaży uprawnień do emisji CO2 limit wydatków będzie można podnieść o kwotę uzyskaną z uprawnień zaoszczędzonych przez rząd w poprzednich latach. Według planu w 2020 r. to 4,7 mld zł. Natomiast całość – czyli 12,3 mld zł – obniży deficyt finansów publicznych. Ale też dopiero w 2021 r., czyli rok po przeprowadzeniu aukcji. Mimo to dzięki dodatkowym miliardom dochodów łatwiej będzie zmieścić w limicie wydatków – przynajmniej przejściowo – nowe pozycje, jak rozszerzenie programu 500 plus.
Żeby plan się powiódł, muszą jednak zostać spełnione dodatkowe warunki. Pierwszy: trzeba o zamiarach sprzedaży uzbieranych wcześniej uprawnień poinformować Komisję Europejską. Wynika to wprost z przepisów unijnych. Warunek drugi to cena. Ministerstwo Środowiska zakłada, że średnia cena uprawnienia na aukcji wyniesie w przyszłym roku 22,79 euro za tonę CO2. Przy szacowanym kursie euro na poziomie 4,15 zł dałoby to właśnie 12,3 mld zł. Na razie rynkowa cena jest wyższa. W drugiej połowie kwietnia płacono 26,80 euro za tonę. A polski rząd na aukcji, która odbyła się 10 kwietnia, sprzedał 4,4 mln uprawnień po 26,21 euro. Z drugiej strony mamy za sobą rajd cen uprawnień i to bardzo szybki. W 2018 r. ceny niemal się potroiły, nie można więc wykluczyć odreagowania na rynku i korekty cen. Przedsmak takiej korekty mieliśmy na początku roku: notowania na giełdzie EEX zjechały z 25 euro za tonę na początku stycznia, do 19 euro w połowie lutego.
Przed zbyt głęboką korektą ma zabezpieczać system Rezerwy Stabilności Rynkowej (MSR). To mechanizm polegający na zdejmowaniu z rynku nadwyżek liczby uprawnień i zamrażaniu ich. Ograniczenie podaży ma stabilizować ceny. Z punktu widzenia polskiego budżetu najlepiej byłoby, gdyby MSR nie był uruchamiany przez najbliższe dwa lata, a ceny na rynku utrzymywały się na obecnych poziomach. Na razie popyt na uprawnienia jest duży, na aukcji 10 kwietnia niemal dwukrotnie przewyższał podaż. Z punktu widzenia polityki klimatycznej UE narzędzie, jakim jest handel uprawnieniami do emisji CO2, będzie skuteczne, gdy cena tych uprawnień nie będzie zbyt niska. Im wyższa tym lepiej, bo zmusza emitentów gazów cieplarnianych do inwestycji, których efektem byłoby ograniczenie emisji.
Ale utrzymywanie wysokich cen to obosieczna broń. Co prawda w krótkim terminie rząd może na tym skorzystać, inkasując dodatkowe wpływy do państwowej kasy dzięki aukcjom, ale za cenę rosnących kosztów, zwłaszcza w energetyce. To właśnie ze względu na wysokie ceny uprawnień polskie firmy energetyczne chciały podnieść ceny prądu od początku tego roku, co zmusiło rząd do przygotowania w awaryjnym trybie programu rekompensat tych podwyżek. Aukcje mają być jednym ze źródeł jego finansowania.