Uchwalone w ekspresowym tempie przepisy, które mają na celu utrzymanie na niezmienionym poziomie rachunków za prąd, są warte 9 mld zł w skali tylko jednego roku. Procedowanie tak ważnych zmian, jak zmniejszenie akcyzy na energię elektryczną i opłaty przejściowej, wydanie 4 mld zł, czyli 80 proc. wpływów z handlu CO2 na rekompensaty dla spółek obrotu, czy wreszcie zmuszenie zarządów koncernów energetycznych do renegocjacji umów z przedsiębiorcami i samorządami zajęło posłom i senatorom niespełna 16 godzin. Ministerstwa na konsultacje ostatecznego tekstu dokumentu miały dokładnie 22 minuty – w piątek od godz. 21.53 do godz. 22.15. Podczas głosowania w Sejmie nawet ktoś, kto na bieżąco śledził temat, nie był w stanie zorientować się, jaka poprawka jest w danym momencie głosowana. Nie wierzę, że posłowie wiedzieli, o czym konkretnie decydują podnosząc rękę.
Napisany na kolanie projekt zawierał mnóstwo błędów (także zwykłych, redakcyjnych), ale i budził wiele wątpliwości. Choć minister energii zapewniał, że przepisy są zgodne z unijnym prawem, to do dziś nie wiemy, czy Bruksela nie zapyta, dlaczego 80 proc. z puli spieniężonych praw do emisji CO2 przeznaczamy na wsparcie spółek obrotu, które muszą zamrozić ceny, a nie na inwestycje niskoemisyjne, na które zgodnie z prawem ma iść połowa środków z handlu emisjami.
Dopóki nie będzie rozporządzeń ministra energii, czyli przepisów wykonawczych do znowelizowanej ustawy, m.in. o podatku akcyzowym, to nie dowiemy się, jak w praktyce mają wyglądać renegocjacje umów z firmami i samorządami. Nie wiemy też, jak zostanie ukształtowana nowa taryfa G, czyli dla gospodarstw domowych.
Do dziś koncerny energetyczne miały czas na korektę złożonych w listopadzie taryf, które musi zatwierdzić prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Tymczasem wczoraj po południu URE wydał kolejny komunikat: „regulator z dużym zaniepokojeniem przyjmuje uszczuplenie kompetencji organu regulacyjnego w zakresie ustalania cen i stawek opłat dla odbiorców w gospodarstwach domowych (...). Szczególny niepokój budzi «zamrożenie» opłat dystrybucyjnych w kontekście konieczności realizacji szeregu prowadzonych przez przedsiębiorstwa sieciowe inwestycji (…). Ustawowe uprawnienia regulatora wynikające z Prawa energetycznego polegające na ustalaniu taryf dla energii elektrycznej w 2019 r. zostały w praktyce znacznie ograniczone” – czytamy. A URE czeka na nowe taryfy dostosowane do nowych przepisów. Co ciekawe, w prawie nie istnieje coś takiego jak „wycofanie wniosków taryfowych z URE”. Można je jednak zmienić – u energetyków praca wre, bo naprawdę nikt nie wie, jak zjeść tę żabę.
Niedostosowanie się szefostwa spółek energetycznych do żądań rządu, który steruje rynkiem energii, by jak najwięcej ugrać przed eurowyborami i wyborami parlamentarnymi, grozi ścięciem głów. Nie ukrywał tego europoseł PiS prof. Karol Karski, który powiedział w Polsacie wprost, że jak prezesi się nie dostosują, to znajdzie się takich, którzy to zrobią. Przecież PGE, Enea, Energa i Tauron są kontrolowane przez Skarb Państwa. Doskonale zresztą pamiętam tę metodę za poprzedniej władzy. Może w mniejszej skali, ale jednak. Prezes Tauronu Dariusz Lubera odmówił ratowania kopalni Brzeszcze, czyli jej zakupu za symboliczną złotówkę. Został odwołany, a jego następca Jerzy Kurella problemu z transakcją nie miał. Późniejsza premier Beata Szydło (z Brzeszcz) jednak nie doceniła tego gestu i Tauron znów miał nowego prezesa.
Zastanawia mnie jednak to gaszenie pożaru przez PiS, ponieważ wzrost cen energii obserwowaliśmy niemal od roku. Rząd jednak, a głównie minister energii Krzysztof Tchórzewski, zaklinał rzeczywistość, mówiąc, że żadnych podwyżek cen prądu nie będzie, że to bujda na resorach. Ba, premier Mateusz Morawiecki w październiku wprost mówił w RMF o „histerii niektórych mediów”. A przecież można było się wcześniej przygotować do obniżki akcyzy z 20 na 5 zł za megawatogodzinę czy nawet do obniżki opłaty przejściowej, którą zresztą rząd ostatnio głównie podwyższał, tłumacząc, że po rozwiązaniu KDT, czyli kontraktów długoterminowych, energetyka potrzebuje rekompensaty, bo przed nią wielkie inwestycje. Tymczasem dziś te inwestycje są naprawdę zagrożone, bo rekompensaty uchwalone z prędkością dźwięku nie zbilansują branży kosztów.
Dlaczego prąd drożeje? 80 proc. w Polsce produkujemy z węgla. Surowiec ten zdrożał, a w dodatku jest on najbardziej emisyjnym paliwem, czyli przy jego spalaniu powstaje więcej CO2 niż z innych paliw kopalnych. A ceny praw do emisji w unijnym systemie EU ETS rosły, ponieważ system ten jest obecnie reformowany, w efekcie czego darmowych uprawnień ma być coraz mniej, a niższa podaż ma prowadzić do wzrostu cen, by zniechęcać do korzystania z węgla.
Obecna władza oskarża poprzedników o podpisanie w 2008 r. pakietu klimatycznego, którego efektem ma być obecny wzrost cen. Politycy Prawa i Sprawiedliwości jednak zdaje się zapomnieli, że negocjacje zaczęły się zielonym światłem na podpisanie pakietu od prezydenta Lecha Kaczyńskiego dla premiera Donalda Tuska. PiS zapomniał chyba również, że w lutym 2018 r. w europarlamencie jego przedstawiciele wstrzymali się od głosu w głosowaniu nad reformą EU ETS. Opozycja parlamentarna psioczy na ręczne sterowanie rynkiem energii, ale w Sejmie nie miała odwagi mu się sprzeciwić.
Patrząc na tempo uchwalania energetycznych zmian oraz na ich jakość, odnoszę wrażenie, że podobnie jak w przypadku ustaw dotyczących sądownictwa będziemy wkrótce mieli do czynienia z nowelizacją nowelizacji, a potem z nowelizacją nowelizacji nowelizacji etc.