Choć rząd oficjalnie nie ogłosił jeszcze polityki energetycznej Polski, a węgiel nadal ma być podstawą naszej gospodarki, to wiemy, że rozwijać będzie się także energetyka oparta na gazie, morskich farmach wiatrowych i być może atomie. Dla wielu samorządów oznacza to poważne zmiany, wyzwania logistyczne, społeczne, a także finansowe.
Choć rząd oficjalnie nie ogłosił jeszcze polityki energetycznej Polski, a węgiel nadal ma być podstawą naszej gospodarki, to wiemy, że rozwijać będzie się także energetyka oparta na gazie, morskich farmach wiatrowych i być może atomie. Dla wielu samorządów oznacza to poważne zmiany, wyzwania logistyczne, społeczne, a także finansowe.
Generalnie dobrodziejstwa dla samorządów związane są przede wszystkim z odprowadzaniem wysokich podatków do gminnej kasy przez firmy górnicze i energetyczne. Dziś zarówno kopalnie węgla, jak i większość dużych elektrowni położone są w południowej części kraju. Klasycznym przykładem jest od lat najbogatsza w Polsce gmina Kleszczów, na terenie której znajdują się zarówno bełchatowska kopalnia, jak i elektrownia.
Dziś w Polsce ok. 85 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla kamiennego i brunatnego. Jesteśmy największym producentem tego pierwszego w UE, a w przypadku tego drugiego jesteśmy w światowej dziesiątce. Co za tym idzie – jesteśmy też znaczącym emitentem unijnego dwutlenku węgla (węgiel kamienny i brunatny to najbardziej emisyjne paliwa). A w kontekście pakietu klimatycznego i coraz bardziej rygorystycznych przepisów unijnego prawa (w trakcie jest opracowywanie tzw. pakietu zimowego, zgodnie z którym emisja energetyki musi być znacznie niższa niż obecna węglowa) walka o węgiel jest skazywana na przegraną. Nie oznacza to oczywiście, że z dnia na dzień zmienimy nasz miks energetyczny, ale powoli będziemy odchodzić od węgla. Minister energii Krzysztof Tchórzewski wyliczył, że zmniejszenie udziału węgla w produkcji prądu w Polsce do 2050 r. do 50 proc. będzie nas kosztowało ok. 200 mld zł.
!Przy stopniowym odchodzeniu od węgla produkcja energii przenosić się będzie bardziej na północ. I nie chodzi tylko o morskie farmy wiatrowe na Bałtyku, ale także o potencjalną elektrownię atomową, która powstać ma na Pomorzu – albo w Żarnowcu, albo w Lubiatowie.
Trzeba sobie jednak zadać pytanie, z czego wyprodukujemy tę drugą połowę niewęglowej energii elektrycznej. Nie jest bowiem tajemnicą, że obecny rząd poszedł na „walkę z wiatrakami” (konflikty na linii państwowe koncerny energetyczne – prywatne farmy wiatrowe opisywaliśmy w Tygodniku Gazecie Prawnej z 23-25 marca 2018 r., DGP nr 59). Ale i z farm wiatrowych – gdy mówimy o lądowych – aż tyle prądu nie wytworzymy. Co więc wchodzi w grę? Przede wszystkim gaz, morskie farmy wiatrowe na Bałtyku oraz ewentualnie energetyka atomowa. W przypadku gazu będzie to możliwe dzięki stopniowemu uniezależnianiu się od dostaw z Rosji po wybudowaniu terminalu gazowego w Świnoujściu oraz planowanej budowie rurociągu Baltic Pipe z Norwegii do Polski przez Danię. Morskie farmy wiatrowe na Bałtyku z kolei mogłyby ruszyć już za kilka lat, napędzając przy okazji rodzimy przemysł morski. Najdłużej trwałyby prace nad siłownią jądrową, ale tu już na etapie budowy reaktorów potrzeba byłoby kilku tysięcy ludzi do pracy.
Jednak zmiana miksu energetycznego zmieniłaby także energetyczną mapę samorządów. Dziś bowiem część z nich nie jest związana z wytwarzaniem prądu w ogóle. Z nim na pewno związany jest Śląsk i Lubelszczyzna – czyli nasze dwa zagłębia węgla kamiennego. Z kolei region bełchatowski i turoszowski to zagłębia węgla brunatnego. Największe elektrownie węglowe pracują z kolei m.in. w Kozienicach, Opolu, Jaworznie, Ostrołęce (na węgiel kamienny) oraz Bełchatowie i Turowie (na węgiel brunatny). Przy stopniowym odchodzeniu od węgla produkcja energii przenosi nam się bardziej na północ. I nie chodzi tylko o morskie farmy wiatrowe na Bałtyku, ale także o potencjalną elektrownię atomową, która powstać ma na Pomorzu – albo w Żarnowcu, albo w Lubiatowie.
Kto już skorzystał?
Sprawdziliśmy, jak samorządy radzą sobie z trwającymi i czekającymi je procesami transformacji energetycznej.
Władze Świnoujścia traktują tamtejszy terminal LNG, czyli gazu skroplonego, niczym perłę w koronie. Zresztą nie tylko one. Inwestycja, a właściwie związane z nią profity wizerunkowe, były przedmiotem sporów na linii PO-PiS. Decyzja o budowie gazoportu zapadła w 2006 r., czyli za pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości. Budowa trwała przez kolejne lata, a pierwszy statek z dostawą 210 tys. m sześc. skroplonego gazu ziemnego z Kataru dotarł tam w grudniu 2015 r. Pół roku później nowy rząd PiS zorganizował uroczystość, w trakcie której patronem inwestycji obwołano ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - PiS praktycznie nie kiwnął palcem przy tej inwestycji, nie on gasił pożary w trakcie realizacji projektu. A skutecznie nam go zabrał - komentuje dziś jeden z byłych ministrów w rządzie PO–PSL.
Świnoujście – drogi i rekreacja
Mimo tych politycznych utarczek Świnoujście czerpie konkretne profity z obecności tak strategicznej inwestycji. W zakresie twardych inwestycji urzędnicy dzielą je na tzw. inwestycje towarzyszące i projekty długofalowe. Te pierwsze to np. budowa wartej 1 mln zł strefy rekreacyjnej w Warszowie z zadaszoną sceną, widownią, placem zabaw czy siłownią. Do tego dochodzi budowa parkingu na 114 samochodów wraz z zejściem na plażę w dzielnicy Warszów czy budowa i wyposażenie jednostki ratowniczo-gaśniczej kosztem 20 mln zł.
- Obecnie Polskie LNG realizuje inwestycje drogowe w rejonie ul. Ku Morzu w Świnoujściu, które swoim zakresem obejmują przebudowę i rozbudowę ulicy, i budowę węzła drogowo-kolejowego z wiaduktem nad ul. Barlickiego - opowiada Robert Karelus, rzecznik prezydenta Świnoujścia. Inwestycja zaczyna się na skrzyżowaniu łącznicy ul. Ku Morzu z istniejącą ul. Barlickiego. Długość łącznicy to 132 m. Następnie inwestycja przebiega wzdłuż ulicy Ku Morzu w kierunku Fortu Gerharda na odcinku 1,79 km, a w okolicy zjazdu na falochron wschodni zaprojektowano rondo.
W ramach projektów długofalowych urzędnicy wymieniają np. projekt pod nazwą „Dialog Społeczny Polskiego LNG”. Chodzi w nim o zaangażowanie mieszkańców w proces decyzyjny dotyczący finansowania projektów na rzecz rozwoju miasta. - Decyzje podejmowane są na podstawie sesji dialogowych. Najpierw przedstawiciele lokalnej społeczności przedstawiali swoje potrzeby i następnie na tej podstawie podejmowano decyzje odnośnie do wsparcia - tłumaczy Robert Karelus.
Inną płaszczyzną działania jest Fundusz Wspierania Inicjatyw Lokalnych, uruchomiony w 2013 r. Spółka Polskie LNG wsparła m.in. interaktywną pracownię i festiwal nauki w Szkole Podstawowej nr 1, pracownię plastyczną w Miejskim Domu Kultury filia nr 3 Karsibór, wydarzenie „Dzień flagi” na Latarni Morskiej, modernizację salki rehabilitacyjnej w Zespole Szkół Publicznych nr 4 z oddziałami integracyjnymi, zawody pływackie, projekt teatralny oraz żeglarski.
/>
W terminalu zatrudnionych jest około stu osób. - Większość sprowadziła się tutaj z rodzinami. Małżonkowie pracowników pracują w takich świnoujskich instytucjach, jak szkoły, szpital, branża turystyczna oraz usługowa. Wszyscy wynajmują lub kupują mieszkania, robią zakupy, korzystają z usług oraz zapraszają rodziny i znajomych, promując tym samym nasze Świnoujście. Większość, poza kadrą dyrektorską, to ludzie młodzi, w wieku 26-36 lat. To ważne zjawisko, biorąc pod uwagę odpływ młodych, wykształconych mieszkańców - argumentuje Robert Karelus.
Świnoujście od ubiegłego roku otrzymuje też od spółki około 40-milionowy zastrzyk finansowy z tytułu podatku od nieruchomości. Dzięki temu realizowanych jest wiele ważnych dla miasta inwestycji i przedsięwzięć społeczno-gospodarczych. - Środki te zapewnią nam także możliwość wkładu własnego w realizację inwestycji budowy stałego połączenia pomiędzy wyspami Uznam i Wolin - wskazuje Robert Karelus.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama