Gabinet Mateusza Morawieckiego chce zbudować regionalną koalicję, by nie dopuścić do budowy kontrowersyjnego gazociągu.

Aby przekonać zachodnich partnerów, którzy do tej pory postrzegają NS2 jako projekt czysto biznesowy, zamierza podkreślać jego znaczenie dla bezpieczeństwa w naszym regionie. – Będziemy wykazywać, że budowa NS2 finalnie zagrozi niepodległości Ukrainy – mówi nasze źródło w otoczeniu premiera.

Od lat temat koordynacji wysiłków antygazociągowych należy do najczęściej poruszanych podczas spotkań polityków z Polski i Ukrainy. – Jesteśmy wdzięczni za stanowisko Polski w sprawie Gazociągu Północnego. To zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego nie tylko Ukrainy, ale i Polski – mówił prezydent Petro Poroszenko podczas grudniowej wizyty prezydenta Polski w Charkowie. – Polska sprzeciwia się tej inwestycji i uważa, że jest ona także wymierzona w interesy UE – rewanżował się Andrzej Duda.

Ukraińscy eksperci przyklaskują pomysłowi koordynacji działań. – NS2 to główny instrument rosyjskiej hybrydowej agresji przeciwko Ukrainie w sferze energetyki. Jego celem jest zniszczenie tranzytowego potencjału mojego kraju – mówi DGP Jewhen Mahda, szef kijowskiego Instytutu Polityki Światowej. Kijów obawia się, że powstanie NS2 sprawi, iż Moskwa zrezygnuje z tranzytu gazu przez Ukrainę. Kijów straciłby wówczas źródło dochodów i naraził się na szantaż energetyczny.

Choć w ostatnich latach Ukraińcom udało się zrezygnować z kupowania surowca od Gazpromu, odkupują płynący przez ich terytorium rosyjski gaz od odbiorców z UE w ramach tzw. rewersu. – Nasze państwo musi zjednoczyć wysiłki z europejskimi partnerami w bitwie o zachowanie ukraińskiego systemu przesyłowego jako elementu bezpieczeństwa energetycznego Europy. Blokada NS2 to test, czy jesteśmy w stanie przekonywać Zachód do naszych interesów – podkreśla Jewhen Mahda.

W inwestycję poza Gazpromem jest zaangażowanych kilka zachodnioeuropejskich firm: francuska Engie, austriacki OMV, brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell oraz niemieckie Uniper i Wintershall. Najtrudniej będzie przekonać Niemców. – NS2 to komercyjny projekt realizowany przez firmy europejskie, w tym niemieckie. Powinien być zgodny z prawem międzynarodowym. Na razie nie widzimy, by je naruszał – mówił niedawno DGP ambasador Niemiec w RP Rolf Nikel.

Koalicja na rzecz blokady budowy gazociągu Nord Stream 2, którą chce stworzyć Mateusz Morawiecki, nie powinna składać się tylko z Polski i Ukrainy. Inne kraje basenu Morza Bałtyckiego mogą się chcieć przyłączyć.

– Jednoznacznie oceniamy go bardziej jako projekt polityczny niż ekonomiczny – mówiła podczas ubiegłorocznej wizyty w Kijowie litewska prezydent Dalia Grybauskaite. Litwa to najbliższy sojusznik Ukrainy. Jako pierwsze państwo NATO zaczęła dostarczać walczącym w Zagłębiu Donieckim Ukraińcom broń, na długo zanim zgodę na takie działania wydały rządy w Ottawie i Waszyngtonie. Litwini też boją się energetycznego szantażu ze strony Rosji.

Stanowisko Polski i Litwy na forum unijnym wspierali Łotysze i Duńczycy, narażając się na połajanki ze strony ówczesnego kanclerza Austrii Christiana Kerna, który według cytowanego przez Reutersa dyplomaty miał stwierdzić w październiku 2017 r., że sprzeciw wobec gazociągu nie powinien się opierać na antykremlowskich uprzedzeniach.

W listopadzie 2017 r. parlament w Kopenhadze przyjął przepisy, które pozwalają zablokować położenie fragmentu NS2 na duńskich wodach terytorialnych. Może to zmusić projektantów do korekty trasy NS2 w okolicach wyspy Bornholm. – Chcemy mieć możliwość powiedzenia tak lub nie, biorąc pod uwagę perspektywę polityki zagranicznej i bezpieczeństwa – tłumaczył w 2017 r. minister energii i klimatu Lars Christian Lilleholt.

Sprzeciw tych czterech członków Unii zmusił wówczas szefa Komisji Europejskiej do przyznania, że podnoszone argumenty mają rację bytu. – Nie sądzę, byśmy osiągnęli konsensus w tej sprawie w ciągu najbliższych miesięcy – mówił Jean-Claude Juncker, nie wykluczając, że Bruksela włączy się do rozmów z Rosją.

– O czym mamy rozmawiać z Komisją? Możemy o tym rozmawiać z każdym. Z UE, Unią Afrykańską, kosmitami, jeśli będą chcieli, ale nie ma czego negocjować. Oni chcą zastosować normy z trzeciego pakietu energetycznego do morskiej części gazociągu, co naruszałoby prawo międzynarodowe – odpowiadał w rozmowie z agencją TASS Władimir Cziżow, przedstawiciel Kremla przy UE.

W ramach UE naszym największym oponentem są Niemcy. – Uważam, że to projekt biznesowy. Rozumiem, że ze strony polskiej rodzą się pytania, na ile to ogranicza dywersyfikację dostaw. Mamy wiele możliwości dywersyfikacji – tłumaczyła kanclerz Angela Merkel w 2016 r. podczas konferencji prasowej po rozmowie z premier Beatą Szydło.

Jesienią 2017 r. Jerzy Buzek, przewodniczący Komisji Energii PE, informował, że w Unii Europejskiej „nie ma nastroju” do budowania Nord Stream 2. Sygnalizował, że dyskusje w Parlamencie Europejskim wskazują, iż projekt nie jest zgodny z zasadami UE, nie prowadzi do dywersyfikacji dostawców, źródeł ani tras dostaw. Mówił, że niezasadne jest budowanie nowej rury, zwłaszcza że istniejący Nord Stream wykorzystywany jest w 50 proc. To się jednak już zmieniło. Według wstępnych statystyk za zeszły rok gazociąg był wykorzystany już w 93 proc.

Komisja Europejska zaproponowała w listopadzie nowelizację unijnej dyrektywy gazowej. Zgodnie z nią podmorskie części gazociągów na terenie UE mają podlegać przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Zgodnie z postulatami KE sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu nie może być ten sam podmiot. Do rury musiałyby też mieć dostęp inne firmy zainteresowane przesyłem. A to oznaczałoby, że projekt byłby dla Gazpromu mniej opłacalny. Prace są w toku. Założeniem jest, by nowe przepisy zaczęły obowiązywać przed końcem tego roku.

Gazprom robi jednak swoje. Według harmonogramu rozpoczęcie prac budowlanych ma nastąpić jeszcze w 2018 r., a zakończenie inwestycji zakładane jest w końcu 2019 r., choć eksperci uważają, że dotrzymanie tych terminów będzie trudne. – Sądzę, że realnie uruchomienie Nord Stream 2 możliwe będzie w okolicach 2021 r. – ocenia dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Przepustowość gazociągu, podobnie jak istniejącego już Nord Stream, ma wynieść 55 mld m sześc. gazu rocznie. Łącznie obiema rurami możliwy byłby transport z Rosji do Europy ok. 110 mld m sześc. gazu rocznie. Tymczasem konsumpcja surowca w Europie w 2016 r. wyniosła 465 mld m sześc. Obecnie udział rosyjskiego gazu zużywanego w Europie wynosi ok. 33–34 proc. Pozostałe dostawy pochodzą m.in. z własnego wydobycia, a także z Norwegii, Algierii i w pewnym stopniu ze Stanów Zjednoczonych (LNG).

Uruchomienie Nord Stream 2 nie byłoby obojętne dla regionu, mogłoby osłabić znaczenie innych tras tranzytowych. W pierwszej kolejności może przełożyć się na spadek przesyłu przez Ukrainę. Gazprom może przekierować część surowca transportowanego tą trasą do nowego rurociągu pod Bałtykiem. W 2017 r. transport przez Ukrainę wyniósł niecałe 94 mld m sześc. gazu. Surowiec ten trafiał z jednej strony przez Słowację na zachód Europy, z drugiej – do Turcji i krajów południa Europy. – Z punktu widzenia Ukrainy dotkliwe byłoby ograniczenie wpływów za tranzyt gazu. To ważne źródło dochodów dla ukraińskiego budżetu – ocenia Kardaś. Jednak jego zdaniem przynajmniej w pierwszych latach po uruchomieniu Nord Stream 2 jakieś kontrakty na tranzyt przez Ukrainę będą jeszcze Rosjanom potrzebne. – Zakładam, że również po 2020 r. Rosja będzie chciała transportować przez Ukrainę ok. 30–40 mld m sześć. gazu – szacuje ekspert.

Pytanie, czy na skutek planowanego uruchomienia Nord Stream 2 ucierpiałby także przesył gazociągiem Jamał – Europa, który biegnie przez Białoruś i Polskę.

– Będzie to z pewnością karta przetargowa Rosjan przy negocjacjach ze stroną polską, na które się szykują, związanych ze zbliżającym się wygaśnięciem kontraktu tranzytowego i tzw. kontraktu jamalskiego na dostawy gazu rosyjskiego do Polski – ocenia Kardaś.

Gazociąg jamalski ma przepustowość 33 mld m sześc. i jest obecnie wykorzystywany w stu procentach.

Gazprom walczy o pozycję w Europie

Według wstępnych danych Gazprom wyeksportował w 2017 r. za granicę ok. 180 mld m sześc. gazu.

Rosyjski koncern zapowiadał wielokrotnie, że liczy na duże zwyżki sprzedaży gazu do Europy, nawet o 100 mld m sześc., w perspektywie kolejnych lat. Dziś udział Gazpromu w rynku europejskim wynosi ok. 34 proc. i nie powinien, zdaniem obserwatorów rynku, spektakularnie rosnąć. Obserwowana skala wzrostu konsumpcji gazu w Europie nie jest bowiem aż tak wielka. W 2016 r. Europa zużyła 465 mld m sześc. surowca, o 7 proc. więcej niż rok wcześniej. Eksperci zwracają uwagę na politykę dywersyfikacji dostaw gazu realizowaną przez wiele krajów. Wskazują choćby na rosnące dostawy do Europy gazu skroplonego (LNG) ze Stanów Zjednoczonych.

W politykę dywersyfikacji wpisuje się też Polska, która rozbudowuje terminal LNG w Świnoujściu (jego moce regazyfikacyjne są obecnie rozbudowywane do 7,5 mld m sześc. z 5 mld m sześc.). Trwają prace przygotowawcze do budowy gazociągu Baltic Pipe o przepustowości 10 mld m sześc. łączącego polski system przesyłowy ze złożami na szelfie norweskim Morza Północnego. Uruchamiane są nowe połączenia z krajami sąsiednimi. Wszystko po to, by uniezależnić się od dostaw błękitnego paliwa z kierunku wschodniego oraz stworzyć alternatywny kierunek dostaw gazu do krajów regionu.

Gazprom chce jednak utrzymać swoją mocną pozycję, dlatego inwestuje duże pieniądze w infrastrukturę, zarówno w kraju, jak i poza nim. W tym roku planuje wydatki inwestycyjne na poziomie około 22 mld dol. Trwa proces uzyskiwania pozwoleń na budowę gazociągu Nord Stream 2 o przepustowości 55 mld m sześc. rocznie. Koszt tego projektu wynosi 9,5 mld euro. Ale Rosjanie ostrzą sobie również zęby na Azję. Przedstawiciele koncernu zapowiadali, że chcieliby sprzedawać w tym kierunku wolumeny rzędu 100 mld m sześc. rocznie. W toku jest budowa gazociągu Siła Syberii, która ma połączyć Rosję z Chinami. Niezależnie od tego trwają prace nad Tureckim Potokiem, który ma umożliwić w pierwszym etapie zaopatrywanie w gaz rynku tureckiego. W obu przypadkach inwestycje są gotowe w dwóch trzecich.