Rządową decyzję o budowie elektrowni jądrowej hamuje szef resortu środowiska. Ale jest sposób, by zmienił zdanie.
Rządową decyzję o budowie elektrowni jądrowej hamuje szef resortu środowiska. Ale jest sposób, by zmienił zdanie.
Współpraca z Chińczykami w ramach offsetu przy budowie pierwszej siłowni jądrowej w Polsce, której pomysł opisaliśmy w poniedziałek, może być okazją do przekonania ostatniego i najmocniejszego przeciwnika tej inwestycji w rządzie Beaty Szydło – wynika z informacji DGP.
– Nie jest tajemnicą, że minister Szyszko jest zwolennikiem drewna energetycznego i biomasy. Można zaproponować budowę na przykład ok. 1000 małych instalacji po 1 MW, działających na zasadzie pirolizy (rozkład chemiczny pod wpływem wysokiej temperatury – red.) biomasy. Taką technologię mają właśnie Chiny. Taki argument może przekona ministra – mówi jeden z naszych rozmówców znających sprawę. Technologia ta, obok fabryki samochodów elektrycznych, drukowania budynków w technologii 3D czy technologii zgazowania węgla, mogłaby być jednym ze składników „portfela offsetowego” o wartości 220–250 mld zł, gdyby faktycznie do takich rozstrzygnięć doszło.
Technologia zgazowania węgla byłaby ukłonem w stronę Ministerstwa Energii, które choć sprzyja atomowi, mocno broni węgla, na którym bazuje nasza krajowa energetyka. Szef resortu Krzysztof Tchórzewski jest zwolennikiem budowy elektrowni na gaz z węgla (tzw. technologia IGCC) np. przy kopalni Bogdanka na Lubelszczyźnie.
Kłopot w tym, że na tej samej Lubelszczyźnie resort środowiska nie jest zbyt przychylny australijskiej inwestycji w kopalnię Jan Karski, którą współfinansować chce gigant wydobywczy – China Coal. Kilkanaście dni temu DGP opisał kulisy tego konfliktu.
Nasi rozmówcy twierdzą, że gdyby doszło do porozumienia z Państwem Środka w sprawie atomu, to australijsko-chiński pomysł na nową kopalnię musiałby dostać zielone światło.
Sęk w tym, że jeśli chiński pomysł spodoba się nawet resortowi środowiska, to niekoniecznie trafi do serca wicepremiera Mateusza Morawieckiego, szefa resortu rozwoju. Z naszych informacji wynika, że to przychylne atomowi ministerstwo wolałoby budowę reaktorów przez Francuzów. Po pierwsze: uznając je za sprawdzone w Europie. Po drugie: umowa dawałaby szansę na poprawę stosunków gospodarczych z Paryżem po sprawie caracali.
– Powinniśmy wybudować elektrownię atomową w Polsce, wtedy Bruksela patrzyłaby na nas łaskawszym okiem. A na pewno jeszcze łaskawszym, gdyby powstała przy użyciu francuskiej technologii – mówi DGP Wojciech Piecha, senator PiS.
Chińskie reaktory nie pracują w Europie, jednak zdaniem ekspertów certyfikacja nie byłaby problemem. W Państwie Środka atom rozwija się błyskawicznie – działa tam 37 reaktorów, 20 kolejnych jest w budowie, a w planach jest kolejnych kilkadziesiąt.
Polska delegacja z premier Beatą Szydło na czele była niedawno w Chinach. Potem na rozmowy o energetyce pojechali tam przedstawiciele resortu energii. Pod koniec lipca spółka China General Nuclear Power Group (CGN, jeden z dwóch atomowych graczy obok CNNC – China National Nuclear Corporation) poinformowała w komunikacie, że rozpoczęła rozmowy na temat budowy elektrowni w Polsce. Według wiceprezesa CGN Shu Guoganga, cytowanego w chińskich mediach, „koncern przywiązuje dużą wagę do polskiego rynku”. Z Guogangiem w lipcu w Chinach spotkał się wiceminister energii Andrzej Piotrowski, który niejednokrotnie podkreślał, że kwestia budowy elektrowni atomowej w Polsce to odpowiedź nie na pytanie „czy”, ale na pytanie „kiedy”.
Decyzja rządu o budowie i o sposobie finansowania elektrowni atomowej w Polsce ma zapaść do końca tego roku. W grze są wyłącznie dwie lokalizacje – Lubiatowo-Kopalino i Żarnowiec. Resort energii podkreśla, że w przypadku realizacji inwestycji nie jest rozpatrywane żadne inne miejsce.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama