Rząd Donalda Tuska woli szybkie efekty, jakie dadzą zmiany w OFE, od wprowadzenia głębszych zmian strukturalnych w ubezpieczeniach społecznych rolników oraz służb mundurowych.
Tak eksperci – krytycy rządowego projektu zmian w funduszach emerytalnych – interpretują słowa ministra finansów Jacka Rostowskiego. Powiedział on w opublikowanym wczoraj wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że zlikwidowanie emerytalnych przywilejów górników i zmiany w KRUS nie sfinansują składek przekazywanych do OFE, a wprowadzenie służb mundurowych do systemu powszechnego oznaczałoby zwiększenie ich uposażeń (ze względu na ubruttowienie płac).
Szef resortu finansów wyliczył, że potencjalne oszczędności dzięki zmianom w emeryturach górniczych i rolniczych byłyby stosunkowo niewielkie – po ok. 1,5 mld zł rocznie. To niewiele w porównaniu do kosztów, jakie system finansów publicznych ponosi w związku z działaniem funduszy emerytalnych. Rostowski oblicza je na ok. 27 mld zł (transfery i obsługa długu zaciąganego w związku z OFE).
Według Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, minister finansów, podając swoje wyliczenia, nie bierze pod uwagę efektu skumulowanego zmian. – Likwidacja przywilejów emerytalnych oznacza oczywiste korzyści dla przyszłych składek i wypłat w okresie wieloletnim. Operowanie pojedynczymi liczbami jest kompletnie nieuprawnione – przekonuje Jankowiak.
Według rządowego przeglądu emerytalnego w 2012 r. wypłata emerytur górniczych kosztowała 8,8 mld zł. Uprzywilejowanie polega na tym, że górnicy i ich pracodawcy płacą taką samą składkę jak w przypadku pozostałych ubezpieczonych, ale dzięki zastosowaniu odpowiednich przeliczników pobierają niemal dwukrotnie wyższe emerytury niż średnia w systemie powszechnym. Mają też prawo do wcześniejszych emerytur.
A KRUS? W biegłym roku dotacja budżetowa do rolniczej kasy wyniosła 15,6 mld zł. Ze składek KRUS zyskał 1,5 mld zł, a na emerytury wydał 11, 4 mld zł. Różnica między wysokością dotacji a wielkością wypłaconych emerytur wynika z tego, że opłacane są z niej też inne wydatki, np. renty rolne czy zasiłki pogrzebowe.
Mirosław Gronicki – były szef resortu finansów – ma zastrzeżenia do wyliczeń oszczędności na zmianach w KRUS. – Można np. podwyższyć składki dla najbogatszych gospodarstw albo wyeliminować z systemu tych, którzy rolnikami są tylko teoretycznie: mają ziemię, ale tak naprawdę prowadzą inną działalność. Tylko dzięki tym zmianom wpływy ze składki mogłyby wzrosnąć znacznie ponad 1,5 mld zł – uważa Gronicki.
Według niego ok. 400 tys. gospodarstw jest w stanie zapłacić wyższą składkę.
– Licząc z grubsza, może to zwiększyć wpływy ze składki o około 3 mld zł. Mówimy tylko o wpłatach właścicieli tych gospodarstw. Ale można zakładać, że wyższe składki odprowadzaliby też zatrudnieni przez nich pracownicy. Jeśli przyjmiemy ostrożnie, że jedno gospodarstwo zatrudnia tylko jedną osobę, wpływy rosłyby do 6 mld zł. Kolejne 1–2 mld zł można by uzyskać na odcięciu od systemu KRUS tych, którzy w rzeczywistości wykonują inne zawody – twierdzi Gronicki.
Były szef MF wylicza inne potencjalne zmiany, które mogłyby zwiększyć wpływy z tytułu ubezpieczeń społecznych. – Dziś osoby prowadzące działalność gospodarczą płacą równe składki na ZUS. A gdyby tak uzależnić je od osiąganych przychodów wykazywanych w PIT? ZUS zyskałby dodatkowe dochody, które mogłyby zmniejszyć dotację budżetową – mówi. I dodaje, że wszystkie te zmiany należałoby jednak wprowadzać stopniowo, a ich efekty byłyby widoczne w dłuższym czasie.
Janusz Jankowiak dodaje, że temat likwidowania emerytalnych przywilejów w pracach rządu został zepchnięty na dalszy plan. – Dlatego że to nie jest istotne z punktu widzenia rządu, który chce uzyskać szybko duży efekt. W krótkim okresie żadna z tych reform nie przyniesie takich efektów jak zmiany w OFE – w tym sensie minister Rostowski mówił prawdę. Reformy o charakterze strukturalnym wymagałyby i dłuższego okresu dla osiągnięcia efektów, i przeprowadzenia ich przez cały proces legislacyjny, co wiązałoby się też z kosztem politycznym – uważa Janusz Jankowiak.