- Niestety, nie mamy obecnie mechanizmu do rzetelnej oceny tego aktu. To była zresztą pierwsza ustawa, w odniesieniu do której osoby zwracające się do mojego biura pisały wprost: „Drogi rzeczniku, proszę tego nie kierować do trybunału” - mówi Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich

Temat ustawy dezubekizacyjnej wrócił ponownie kilka dni temu za sprawą listu 95-letniego powstańca, z którego wynika, że może mu grozić obniżenie renty w oparciu o nowe regulacje, które weszły w życie z początkiem 2017 roku. Ile pism opisujących podobne historie otrzymało Biuro RPO?

Taka korespondencja trafia do nas od stycznia. Łącznie podobnych skarg mamy ponad tysiąc. Wszystkie one pokazują, na czym polega szkodliwość tej ustawy. Jedna ze spraw dotyczy sportowca, który był zatrudniony w klubie podlegającym pod MSW, dlatego obejmą go nowe regulacje. Napisała do nas także osoba, która pracowała w strukturach SB, ale później przeszła pozytywną weryfikację i w III RP była zasłużonym policjantem zwalczającym przestępczość kryminalną, pomimo to ustawa też ma do niej zastosowanie. Jest też historia jednego z oficerów, którzy współtworzyli UOP, skargi od ludzi z systemu PESEL, przypadki studentów i wykładowców ze szkół, które podlegały pod MSW, a także skargi dotyczące rent rodzinnych oraz rent inwalidzkich. Napisała do nas np. osoba, która wzięła kredyt i może mieć trudności z jego spłatą, bowiem po obniżeniu jej emerytury rata będzie przekraczać kwotę wypłacanego świadczenia. I na tym właśnie polega tragizm tej ustawy, że ona idzie bardzo szeroko, bez analizy indywidualnej każdego przypadku.

Jakie jeszcze błędy pan w niej dostrzega?

Jest ich kilka. Problemem jest to, że na jej podstawie minister spraw wewnętrznych i administracji zyskał kompetencje niczym Cezar. Bowiem zgodnie z nowymi przepisami będzie mógł, według własnej oceny, wyłączyć zastosowanie ustawy. Czyli de facto kwestia, czy ktoś otrzyma niższe świadczenie, będzie leżała w jego gestii. To jest regulacja, która w demokratycznym państwie nie powinna mieć miejsca. Takie sytuacje tworzą przestrzeń do powstania politycznej klienteli. Nie może być tak, że obowiązywanie ustawy zależy od kaprysu ministra, którego decyzje w tym zakresie nie podlegają żadnej merytorycznej weryfikacji.

Przychodzi mi na myśl tylko jeden przypadek w naszym systemie emerytalnym, gdzie taka uznaniowość ma miejsce. To sytuacje, w których premier albo prezes ZUS może przyznać rentę lub emeryturę w drodze wyjątku osobom, które nie mogą – ze względu na całkowitą niezdolność do pracy lub wiek – podjąć pracy lub działalności objętej ubezpieczeniem społecznym i nie mają niezbędnych środków utrzymania.

Wracając do błędów ustawy. Niepokojąca jest także kwestia zmniejszenia wskaźnika przeliczeniowego emerytury z 0,7 do 0 oraz określenie maksymalnej kwoty, której świadczenie nie może przekraczać. To jest zapis, który idzie dalej niż regulacje pierwszej ustawy dezubekizacyjnej z 2009 r. Paradoks polega na tym, że gdyby ktoś popełnił przestępstwo jako funkcjonariusz, wówczas zostałby przeniesiony do systemu powszechnego i w efekcie jego świadczenie zostałoby korzystniej przeliczone niż przy obecnej dezubekizacji.

Jest jeszcze oczywiście kwestia zakresu podmiotowego ustawy, czyli tego, czy katalog osób, które obejmie, został dobrze przemyślany.

Został?

Zasada ochrony praw nabytych powinna podlegać weryfikacji w kontekście zasad sprawiedliwości społecznej, jednak w oparciu o pewne ramy. Wyznaczył je Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 24 lutego 2010 r. (sygn. akt K 6/09), oceniając pierwszą ustawę dezubezkizacyjną. Przy czym nawet ówczesny skład miał mnóstwo wątpliwości. Widać to po zgłoszonych zdaniach odrębnych. Jeżeli natomiast idzie się o wiele dalej, jak w tym przypadku, tworząc kompetencje indywidualne dla ministra, stosując odpowiedzialność zbiorową, to kreowane jest narzędzie, które może mieć później zastosowanie także do innych grup zawodowych. Niewykluczone zatem, że w najbliższym czasie nastąpi weryfikacja wojskowych, pracowników służby zagranicznej, prokuratorów, a nawet sędziów. I nagle się okaże, że właściwie każdy może być objęty tym samym mechanizmem rozliczania z przeszłością i myśli propagandowej, że jeżeli ktoś zetknął się z minionym systemem, to automatycznie trzeba mu odebrać wszelkie uprawnienia, niezależnie od tego, jaką rolę wówczas odgrywał i co robił potem. To stwarza niebezpieczny trend. Wyobraźmy sobie bowiem sytuację, że przychodzi nowa władza i traktuje podobnie swoich poprzedników.

Czyli mamy zapomnieć i przestać rozgrzebywać przeszłość?

Uważam, że rozliczanie przeszłości to jest rola dla IPN (który oczywiście nie wykorzystuje tego do walki politycznej, tylko robi to w sposób rzetelny). To jest także rola dla prokuratora. To są organy, które powinny się tym zajmować. Pamiętajmy też, że jeżeli ktoś został pozytywnie zweryfikowany, to jest to bardzo duże zobowiązanie ze strony państwa. Uważam, że generalnie jest to linia, która powinna odcinać wszystko to, co działo się wcześniej. Tym bardziej, że bardzo często chodzi o osoby, które doprowadziły do powstania struktur demokratycznego państwa: służb specjalnych, policji, nowoczesnych formacji.

Sąd Najwyższy w swojej opinii, jeszcze do projektu ustawy, przesądził o jej niekonstytucyjności. Czy podziela pan tę ocenę?

Tak. To wszystko, o czym mówiłem do tej pory, o tym przesądza.

Skieruje pan zatem ustawę do TK?

Nie. Niestety nie mamy obecnie mechanizmu do rzetelnej oceny tej ustawy. To był zresztą pierwszy akt prawny, w odniesieniu do którego osoby zwracające się do mojego biura pisały wprost: „Drogi rzeczniku, proszę tego nie kierować do TK”. Nie dziwi mnie taka reakcja. Partia rządząca skutecznie pozbawiła trybunał roli niezależnego badacza zgodności z konstytucją. Poza tym wydanie wyroku przez trybunał mogłoby doprowadzić do utrwalenia stanu, który jest niekonstytucyjny. Przestrzeń działania sądów, które będą orzekały w tych sprawach, zostałaby wówczas mocno ograniczona. Odmiennie wygląda sytuacja, gdy sąd ma oceniać przepis ustawowy i brać pod uwagę np. ochronę godności, zasadę proporcjonalności, równość wobec prawa czy ochronę praw nabytych, a inaczej, gdyby miał na to nałożony wyrok TK.

Jakie działania zamierza pan więc podjąć?

Planuję przystąpić do postępowań sądowych, które będą się toczyć w oparciu o nowe przepisy. Chciałbym wybrać kilkanaście spraw, do których się przyłączę. Będziemy wówczas popierali argumentację powodów i wykazywali niedoskonałości ustawy oraz sugerowali bezpośrednie zastosowanie przez sąd konstytucji. Rysuje się też drugi etap, czyli skargi do ETPC.

Tylko w 2013 r. trybunał w Strasburgu odmówił rozpoznania skarg na pierwszą ustawę dezubekizacyjną. Jakie są więc szanse, że teraz nie stanie się podobnie?

Perspektywy są dziś inne. W tamtym przypadku Europejski Trybunał Praw Człowieka dysponował wyrokiem TK, który przesądził o zgodności ustawy z 2009 r. z polską konstytucją. Wówczas nie można było mieć zastrzeżeń co do niezależności polskiego Trybunału. ETPC próbuje stosować coś w rodzaju dialogu konstytucyjnego. Jeżeli widzi, że TK ocenił dany przepis, a jego zdaniem mieści się to w standardach konwencyjnych, to odpuszcza lub uznaje daną sprawę za należycie wyjaśnioną na gruncie krajowym.

W przypadku ustawy z 2016 r. są, po pierwsze, wątpliwości dotyczące sposobu procedowania samej ustawy. Po drugie, trudno się spodziewać rozstrzygnięcia TK w tej sprawie, a jeżeli nawet ono nastąpi, to ETPC doskonale wie, że nie możne mu zaufać, biorąc pod uwagę obecny stan konstytucjonalizmu w Polsce. Po trzecie, ustawa jest znacznie bardziej radykalna od swojej poprzedniczki.

To wszystko jednak będzie trwało.

I to jest tragizm tej sytuacji. Widzimy niesprawiedliwość ustawy, a nie możemy niczego z tym od ręki zrobić. Szacuje się, że nowe przepisy obejmą blisko 50 tys. osób i tych spraw do rozpoznania sądy będą miały mnóstwo. W przygotowaniu są przepisy, w oparciu o które odwołania od niekorzystnych decyzji będą wnoszone do sądów według miejsca zamieszkania osoby zainteresowanej. Dobrze, że rząd zauważył, że inaczej powstałyby ogromne zatory. Nie zmienia to faktu, że ci ludzie na rozstrzygnięcie będą musieli poczekać, a świadczenia zostaną im obniżone z dniem 1 października 2017 r.

Wspomniał pan, że zamierza przystąpić do postępowań sądowych w niektórych sprawach. Czy planuje pan jeszcze jakieś działania w związku z tą ustawą?

Zastanawiam się nad skierowaniem wystąpienia generalnego do ministra spraw wewnętrznych i administracji, w którym chciałbym pokazać szkodliwość ustawy, która wynika z błędów, o których wcześniej wspomniałem.

Zaproponuje pan nowelizację przepisów?

Nie. Gdybym to zrobił, to tak jakbym uznał, że ustawa jest do zaakceptowania, a korekty wymagają jedynie niuanse. A tak nie jest. Będę cały czas ją krytykował. Moją rolą jest wskazanie, do jakich naruszeń prawa człowieka w wyniku tej ustawy dochodzi, ale to minister musi wziąć odpowiedzialność za jej zmianę. Ja będę wskazywał na nadużycia i pytał, co szef resortu zamierza z tym zrobić.

Tylko to może narazić pana na zarzuty, że oprócz krytyki nie ma pan pomysłu, jak zmienić te regulacje. Poza tym nowelizacja mogłaby zmienić sytuację tych osób o wiele szybciej, aniżeli rozstrzygnięcia sądów, na które – jak pan zauważył – trzeba będzie trochę poczekać.

Uważam, że cała ustawa z 16 grudnia 2016 r. jest nie do zaakceptowania z punktu widzenia ochrony wolności i praw człowieka i obywatela. Punktem wyjścia dla ewentualnych rozliczeń funkcjonariuszy PRL z przeszłością powinien być art. 10 (trójpodział władz) i art. 30 konstytucji (przyrodzona i niezbywalna godność człowieka jako źródło wolności i praw) oraz art. 10 i art. 10a ustawy zaopatrzeniowej (emeryturę mundurową można odebrać, jeśli sąd stwierdzi, że funkcjonariusz popełnił przestępstwo. Świadczenie jest wtedy przeliczane według zasad systemu powszechnego).

Dziś jest już tyle przykładów, jak ustawa dezubekizacyjna krzywdzi ludzi, że rząd nie powinien mieć kłopotów z wypracowaniem zmian. Jako rzecznik praw obywatelskich uczynię wszystko, by tę ludzką krzywdę ograniczać i naprawiać.