Po co samorządy mają wprowadzać narzędzia smart city? By uczynić życie mieszkańców łatwiejszym, oszczędzać energię i chronić środowisko – zgodzili się uczestnicy panelu DGP podczas Forum w Karpaczu. Są w Polsce dobre przykłady takich działań, ale są również poważne bariery

– Obecny, bezprecedensowy kryzys wymusza zmianę roli samorządów w energetyce i w ogóle w gospodarce. W tej sytuacji na rynkach energii jedynym wyjściem jest po prostu jej oszczędzanie. Musimy zmniejszyć zużycie prądu, gazu, węgla i innych paliw – mówił na wstępie debaty Dominik Brodacki, analityk ds. energetycznych, Polityka Insight.
Jego zdaniem samorządy zmuszone są do zmiany sposobu myślenia o energetyce.
– Do tej pory miasta były bardziej przedmiotem polityki energetycznej, która była kształtowana w Sejmie, zapisywana w dokumentach strategicznych, a dzisiaj same wychodzą z inicjatywą w tym zakresie. Polska wpisuje się tym samym w światowy trend – akcentował.

Technologia z odsieczą

Jak do stawienia czoła obecnym wyzwaniom można wykorzystać narzędzia smart city? Dominik Brodacki wymienił np. inteligentne oświetlenie i sygnalizację świetlną – dostosowujące się do natężenia ruchu. Niektóre miasta w Polsce już stosują te rozwiązania.
– Zmniejszenie zużycia energii o 15 proc. to mniej więcej jedna trzecia mniej gazu – wyliczał analityk.
Jak podkreślał, wiąże się to nie tylko ze zmniejszeniem zużycia energii, co ułatwi wyjście z kryzysu energetycznego. Chodzi również o zadowolenie z życia mieszkańców miasta.
Zgodziła się z nim Małgorzata Ciechomska, dyrektorka sprzedaży i rozwoju biznesu w Orange Polska.
– Zmiana filozofii myślenia o energetyce, o zarządzaniu miastem, jest absolutnie niezbędna. 90 proc. energii na świecie zużywają miasta. To one są jej głównym konsumentem – dowodziła.
Nawiązała również do kwestii miejskiego oświetlenia.
– W Polsce mamy ponad 3 mln latarni ulicznych, z czego większość to latarnie sodowe starej generacji, które kompletnie nie nadają się do zarządzania, ale zużywają ogromne pokłady energii. Dochodzą do nas informacje, że są miasta, które np. o godz. 22 wyłączają wszystkie latarnie. Czy to jest dobry kierunek? W mojej opinii nie, bo chodzi o to, żeby mieszkańcom żyło się naprawdę dobrze. Nie mogą żyć w ciemnym mieście – akcentowała.
Menedżerka podkreśliła, że odpowiedzią na te wyzwania jest technologia. Jak tłumaczyła, umożliwia ona połączenie optymalizacji wydatków na energię i podtrzymania komfortu życia.
– System, który Orange rekomenduje miastom, oparty jest na sterowaniu każdą latarnią z osobna. Przykładowo na peryferyjnych uliczkach, np. prowadzących do lasu, można praktycznie o godz. 22 zastosować minimalny poziom oświetlenia. Inaczej jest w przypadku centrum miasta, gdzie pojazdy i mieszkańcy poruszają się całą dobę – opisywała Małgorzata Ciechomska.
Zaznaczyła, że wprowadzenie takiego systemu pozwala zaoszczędzić nawet 60 proc. energii i o niemal tyle samo redukuje wydatki na energię.
– Takie zarządzanie można zastosować też wobec wody, gazu etc. – wymieniała.
Jak wskazała, to technologia jest drogą do tego, by w optymalny sposób zarządzać miastem.

Oszczędności i zadowolenie mieszkańców

Prezydent dolnośląskiego Bolesławca Piotr Roman poinformował, że jego miasto jest właśnie na etapie przetargu, dzięki któremu wymianie ulegnie prawie 4 tys. opraw oświetleniowych.
– Będzie to rzeczywiście oświetlenie inteligentne. Mamy już za sobą pierwsze doświadczenia – wskazywał. Jak mówił, takim systemem można sterować praktycznie z telefonu komórkowego.
Wymienił też inne działania z użyciem narzędzi smart city. Podał przykład miejskich wodociągów, które stosują modele pozwalające na bieżącą analizę zużycia wody.
– To spowodowało, że praktycznie już nie mamy strat wody w sieci. Potrafimy bardzo szybko wykryć awarię etc. – podkreślał włodarz Bolesławca.
I zaznaczył: – To wszystko razem pozwoliło na oszczędności energii – uwaga – na poziomie 50 proc.
Do tego jeszcze dochodzi produkcja biogazu z miejskiej oczyszczalni ścieków. Obiekt w 2023 r. ma stać się samowystarczalny energetycznie, ponieważ obok stanie farma fotowoltaiczna.
– Nie będziemy konkurować z Łodzią czy z Wrocławiem. Nie jesteśmy tej wielkości miastem, ale cały czas walczymy o mieszkańca, o to, by stać się miejscem atrakcyjniejszym niż inne – mówił Piotr Roman.
Jak zaznaczył, przygraniczne położenie Bolesławca – blisko Niemiec i Czech – powoduje, że oczekiwania mieszkańców dotyczące standardu życia są tam zupełnie inne niż gdzie indziej. A jednym z elementów decydujących o atrakcyjności miasta są koszty życia. Prezydent Bolesławca przywołał w tym kontekście wyniki badań, z których wynika, że dla czteroosobowej rodziny jego miasto jest najlepsze na Dolnym Śląsku i ósme w kraju.
Natomiast wiceprezydent Łodzi Adam Pustelnik nawiązał do szerokiego znaczenia pojęcia smart city.
– Jeśli projekt jest interdyscyplinarny, wykracza poza zakres oddziaływania jakiegoś silosa, jest go dość trudno spiąć. Instytucje, urzędy, ministerstwa nie do końca rozumieją takie projekty, nie do końca umieją je przeprowadzać. Dlatego jest to wyzwanie – wskazywał.
Jak zauważył, struktura urzędów i sektora publicznego nie jest przystosowana do tego, by takie międzysilosowe przedsięwzięcia realizować.
Zgodził się także, że nadrzędnym celem powinno być to, by życie było łatwiejsze i bardziej intuicyjne.
– Wydaje mi się, że samorządy w Polsce, mimo trudności, jednak odrabiają pewną lekcję w tej kwestii – ocenił, dodając, że są bardziej operacyjne niż szczebel centralny.
Antoni Rytel, zastępca szefa centrum GovTech Polska, zgodził się, że podstawowym założeniem jest to, by podnosić poziom życia mieszkańców miast.
Przychylił się też do opinii wiceprezydenta Pustelnika, że na poziomie samorządów można działać bardziej operacyjnie.
– Pierwszym projektem, jaki realizowaliśmy już kilka lat temu, był projekt z miastem Świdnik dotyczący zwiększenia ściągalności opłat komunalnych. I tak naprawdę kluczowym rozwiązaniem, które zwiększyło przychody prawie dziesięciokrotnie, nie było wcale jakieś niesłychanie zaawansowane rozwiązanie, tylko połączenie ze sobą kilku zestawów danych – opisywał.

Bariery i wyzwania

Jakie są zatem główne wyzwania i postulaty zmian, które pomogłyby samorządom w stosowaniu narzędzi smart city?
Małgorzata Ciechomska na początku wymieniła regulacje.
– Jednak legislacja to jest jedna rzecz, bardzo istotna jest świadomość benefitów, które płyną z wprowadzania tych rozwiązań. Świadomość przede wszystkim włodarzy miast i mieszkańców – podkreślała.
Jak oceniła, obecnie technologia ma dawać rozwiązania włodarzom, aby mogli w przyjazny sposób, efektywnie i optymalizacyjnie zarządzać miastem, a dopiero w następnym kroku mieszkańcy mogą bardziej szczegółowo artykułować, czego potrzebują.
Według ekspertki z perspektywy dostawcy rozwiązań brak świadomości tego, że warto być smart, jest pierwszą barierą.
– Są oczywiście miasta świetnie zaznajomione z tym zagadnieniem, ale jest też cała masa miejscowości, w których słowo „smart” z niczym się nie kojarzy – podkreślała.
Dlatego, jak zaznaczyła, potrzebna jest edukacja również ze strony takich firm jak Orange. Trudno pominąć też kwestie finansowania. W tym kontekście menedżerka wskazała m.in. na środki unijne. Podkreślała także rolę synergii działań ośrodka centralnego i samorządu na rzecz rozwoju.
Natomiast prezydent Roman wśród przeszkód, które utrudniają samorządom stosowanie narzędzi smart city, wymienił m.in. kwestie ustrojowe, w tym słabość powiatów czy niektórych gmin. A także brak wiedzy wójtów czy burmistrzów.
– W tej kwestii jest katastrofa, ponieważ żaden burmistrz nie wie, ilu ma mieszkańców – przekonywał.
Jak dodał, mieszkańcy masowo się nie meldują. A to negatywnie wpływa chociażby na gospodarkę odpadami.
– To jest kwestia pewnych nakładek, łączenia, agregacji tych danych. Oznaczałoby to, że te 80 proc. porządnych obywateli, którzy płacą za odpady, płaciłoby co najmniej 20 proc. mniej niż do tej pory – podkreślał.
Dodał, że gmina nic nie jest w stanie zrobić, bo nie ma narzędzi, które dawałyby możliwość łączenia odpowiednich baz danych.
Zaś wiceprezydent Pustelnik oceniał: – Prędko Amsterdamu czy Londynu tutaj nie będzie, dopóki nie nauczymy się z przeprowadzać międzysilosowych projektów. A to wymaga zmiany struktury legislacyjnej, w ramach której funkcjonujemy.
Dodał, że jest w tej sprawie optymistą, ale zastrzegł, że sama zmiana legislacji nie jest remedium na wszystkie bolączki. Potrzebne są rozwiązania systemowe. Jego zdaniem wiele problemów rozwiązałoby też wyjęcie pewnej kategorii spraw spod bieżącego sporu politycznego. Wymienił np. transport publiczny czy finanse miast.
– Aby można było swobodnie, bez żadnych barier, bez tego teatru porozmawiać – postulował wiceprezydent Łodzi.
Z kolei Dominik Brodacki podkreślał, że budowanie inteligentnego miasta nie jest celem samym w sobie.
– To jest narzędzie do celu, żeby ludziom żyło się fajniej, szybciej, taniej i wygodniej, a każda zmiana zaczyna się od danych – wskazywał.
Wyjaśnił, że najpierw trzeba zebrać dane, by później zaprojektować zmiany, a następie je wprowadzić i móc czerpać z tego odpowiednie korzyści.
Dyrektor Rytel wśród barier również wymienił silosowość.
– Nie widzimy jakichś istotnych przeszkód legislacyjnych, jeżeli one są duże, oczywiście trzeba będzie im zaradzić. Widzimy na pewno kwestię kompetencji. Oczywiście nie można zapominać o finansach – wymieniał. Zapewniał też, że nie ma żadnych sporów czy obiekcji politycznych co do tego, że cyfryzacja jest drogą, którą musimy iść nie po to, żeby się tym chwalić, tylko po to, żeby faktycznie poprawiać komfort życia.

– I oczywiście nie da się tego zrobić jednostronnie. Muszą do tego być partnerskie relacje i mam nadzieję, że one realnie funkcjonują i mimo jakichś różnic w innych obszarach, o których można dyskutować, tutaj naprawdę da się robić rzeczy wspólnie. Bo ostatecznie przecież chyba właśnie o to nam wszystkim chodzi – puentował Antoni Rytel.

SO
Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe