Nacisk w polityce klimatycznej przesuwa się z neutralności klimatycznej do 2050 r. na drogę do osiągnięcia tego celu. Polska zmieniła ton, ale wciąż daleko nam do najambitniejszych państw Zachodu.

Zeszłotygodniowy wirtualny szczyt liderów zwołany przez prezydenta USA Joego Bidena okazał się punktem zwrotnym. O ile od czasu, gdy w 2019 r. unijni liderzy przyjęli cel neutralności klimatycznej w perspektywie półwiecza, w centrum uwagi znajdowały się podobne deklaracje kolejnych państw, o tyle dziś najważniejszym tematem są plany dotyczące redukcji emisji w ciągu najbliższej dekady. – 2030 r. to nowy 2050 r. – powiedział w czwartek prezydent Francji Emmanuel Macron.
Tak zwany klub 50 proc., czyli kraje, które zamierzają w tym czasie ograniczyć swój emisyjny ślad co najmniej o połowę, poszerzył się o Stany Zjednoczone. Biden zapowiedział też podwojenie wydatków na wsparcie transformacji w krajach rozwijających się. Wzmacnia się 55-proc. cel redukcyjny UE, który – jak zapowiedziano – ma być wpisany do projektu unijnego prawa klimatycznego. Swoje ambicje na najbliższą dekadę podniosły też Japonia i Kanada, choć ostatecznie oba kraje przyjęły cele poniżej 50 proc. Do końca roku podobną deklarację ma pokazać Korea Płd., która zapowiedziała dodatkowo wygaszenie finansowania zagranicznych projektów węglowych (dziś jest trzecim największym inwestorem). Wszystkie te państwa należą do grona najpotężniejszych gospodarek i zarazem największych światowych trucicieli.
Kto jest w zielonej rywalizacji liderem? Dużo zależy od tego, który rok uzna się za bazę. Jeśli punktem wyjścia jest 1990 r., na czele są Brytyjczycy i UE, a jeśli 2005 r. lub 2018 r., relatywnie zyskują Amerykanie. Ale z punktu widzenia emisji per capita USA i Kanada pozostaną za 10 lat większymi trucicielami niż dzisiejsza UE. Także inne kraje mówią coraz więcej o planach na najbliższą dekadę. Chiny potwierdziły, że chcą przed 2030 r. osiągnąć szczyt emisji. Pekin ponadto deklaruje rozpoczęcie wygaszania węgla w 2025 r., a wcześniej ograniczeniej jego zużycia. Perspektywę szczytu emisji przybliżyła też Południowa Afryka. Innym sposobem konkretyzowania perspektywy neutralności klimatycznej jest określanie trajektorii na lata 30. Tak zrobiła Wielka Brytania, ogłaszając swój cel 78-proc. redukcji do 2035 r. Podobny charakter będzie miał zaplanowany przez Brukselę cel na 2040 r.
Swoją politykę powoli adaptuje do międzynarodowych trendów Brazylia, która jeszcze do niedawna była jednym z ostatnich Mohikanów negacjonizmu. W czwartek prezydent Jair Bolsonaro przyłączył się do klubu neutralności klimatycznej do 2050 r., choć jeszcze w grudniu 2019 r. mowa była o 2060 r. Jasnej deklaracji neutralności do połowy wieku nie złożył Andrzej Duda, który jednak w swoim wystąpieniu poparł cele UE. Wspomniał też o planie wygaszenia kopalń do 2049 r., czyli kluczowym elemencie ogłoszonego w czwartek porozumienia między rządem a górnikami.
Polski prezydent mówił też, że do 2040 r. udział węgla w naszym miksie energetycznym ma być ograniczony nawet do 11 proc. Odległa perspektywa odejścia od węgla sytuuje nas na peryferiach międzynarodowej rywalizacji. Bliższy horyzont mają plany dotyczące czystej energii: 30 proc. OZE do 2030 r. i pierwszy blok jądrowy w 2033 r., ale pierwszy cel uznawany jest za mało ambitny, a drugi – za mało realistyczny w związku z wyzwaniami, z jakimi zmaga się atom w całym świecie zachodnim. Ton i treść wypowiedzi Dudy były zupełnie inne niż wcześniej, np. pod koniec 2018 r. podczas COP24 w Katowicach, gdy mówił, że węgiel jest naszym surowcem strategicznym.
– Jak podają eksperci, mamy jeszcze zapasy węgla na 200 lat i trudno, żebyśmy z naszego surowca, dzięki któremu mamy zapewnioną suwerenność energetyczną, całkowicie zrezygnowali. Byłoby to z punktu widzenia polityki, jaką realizuje nasze państwo, dziwne – deklarował wówczas. W rozmowie z dziennikarzami przed szczytem uznał jednak ochronę klimatu za obiektywnie korzystną. Kluczowe w osiąganiu tych celów mogą być według niego środki z unijnego planu odbudowy. Ocenił, że jako kraj z najwyższymi rezerwami węgla w Europie powinniśmy je zachować, bo nie wiadomo, co przyniesie czas. Podkreślał też wagę sprawiedliwej transformacji i satysfakcjonującej finansowo oferty dla górników z wygaszanych kopalń.
Jeśli chodzi o miks energetyczny, prezydent uważa, że należy zachować gaz jako przejściowe źródło energii. Jego zdaniem w naszym miksie istotną część będzie musiała stanowić energetyka jądrowa. Pozytywnie ocenił bilans rządów PiS w tej kwestii. Chwalił też dynamiczny rozwój fotowoltaiki i plany budowy farm wiatrowych na Bałtyku. Skrytykował jednak wiatraki stawiane na lądzie. – Ja na przykład nie jestem zainteresowany tym, żeby w Polsce wszędzie były wiatraki, jak okiem sięgnąć. Nie uważam bowiem wiatraków za najszczęśliwszy element krajobrazu – przekonywał.
Nie wszystkie kraje świata z równym entuzjazmem podchodzą do zmian. Opór wobec rosnącej presji na wzrost ambicji klimatycznych stawia Australia, która mówi tylko o „jak najszybszej” eliminacji emisji. Do maruderów należy też Rosja, która utrzymuje swoje plany redukcyjne na poziomie 30 proc. w stosunku do 1990 r. W praktyce, biorąc pod uwagę konsekwencje gospodarcze upadku ZSRR, oznacza to utrzymanie status quo, a nawet łagodny wzrost emisji. Szczyt ujawnił narastające spory na temat kierunku światowej polityki klimatycznej.
Europejscy liderzy akcentowali konieczność obciążania emisji opłatami na całym świecie. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Le yen zapowiedziała rozszerzanie systemu handlu emisjami na transport i budownictwo. Chiny i kraje rozwijające się krytykowały z kolei plany unijnego cła węglowego (podobne pomysły są dyskutowane w USA i Kanadzie), które ma obciążyć produkty z krajów o łagodniejszych regulacjach klimatycznych. Z tej strony coraz głośniej wybrzmiewają za to wezwania do umorzenia długów Południa w zamian za wysiłki transformacyjne.
Cele celom nierówne