W gaszenie pożaru sprzed kilku dni zaangażowało się 21 jednostek straży pożarnej. Płonęło 850 m sześc. odpadów niebezpiecznych. Do atmosfery uwolniły się trujące substancje... Historia lubi się powtarzać, bo schemat stojący za patologią, która doprowadziła do skażenia środowiska, działa podobnie od lat.
Beczki z chemikaliami gromadził w magazynie przedsiębiorca. Miał do tego prawo na podstawie decyzji udzielonych najpierw przez wojewodę (w 2007 r., później była to kompetencja marszałka województwa), a następnie starostę kutnowskiego (wydana w 2016 r.). Pierwsza decyzja wygasła, gdy zmieniły się przepisy i przedsiębiorcy musieli w 2016 r. zaktualizować pozwolenia na gospodarowanie odpadami (ta firma tego nie zrobiła). Drugą decyzję – z 31 grudnia 2018 r. – starosta wycofał (dotyczyła obszaru wydzielonego na terenie magazynu) w związku z sygnałami o nieprawidłowościach. Mimo to odpady niebezpieczne leżały aż do soboty 25 lipca tego roku, gdy część z ponad 5 tys. ton poszła z dymem, emitując kłęby toksycznego dymu, trując środowisko i mieszkańców.
Nie doszłoby do pożaru, gdyby po kontrolach – Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) w Łodzi informuje, że były trzy – odpowiedzialność za śmieci wzięły władze samorządowe i odpady sprzątnęły w trybie wykonania zastępczego. Artur Owczarek, dyrektor WIOŚ w Łodzi, mówi: – Wiadomo było, że niebezpieczne substancje wylewają się z beczek. Pojemniki stały jeden na drugim. Do rozszczelnienia i wylania chemikaliów wystarczyło, że jeden leżał krzywo.
Swoje czynności oprócz WIOŚ prowadziła także prokuratura. Rok temu pobrano próbki w ramach prowadzonego postępowania, które potwierdziło, że dochodzi do zanieczyszczania terenu. Wtedy był jeszcze czas na zabranie śmieci. Władze lokalne mogą usunąć odpady, jeśli przedsiębiorca sam tego nie zrobi, a następnie dochodzić należności od ich właściciela – w tym wypadku od firmy, która toksyczne śmieci magazynowała.
Przypadek magazynu w Kutnie jest typowy: przedsiębiorca nie ma pieniędzy na legalne pozbycie się balastu, konto firmy jest puste. Gminy nie mają złudzeń, że w takich sytuacjach odzyskanie środków graniczyłoby z cudem, a koszty, które musiałyby ponieść, gigantyczne. Wywiezienie i zagospodarowanie tony odpadów niebezpiecznych to obecnie nawet 10 tys. zł.
To prawda, samorządy liczą pieniądze. Jednak pożar w Kutnie pokazuje, że nie interweniując na czas, kładą na szali zdrowie mieszkańców, a i tak koszty poniosą. Oprócz finansowych także te ekologiczne i wizerunkowe.
Pożar nie kończy przecież tematu. Magazyn z częściowo spalonymi odpadami nadal stoi.