Pożary w Biebrzańskim Parku Narodowym i innych cennych rejonach mogą być coraz częstsze.
W czasie trwającego tydzień pożaru spłonęło przynajmniej 10 proc. powierzchni Biebrzańskiego Parku Narodowego, największego w Polsce. – Widok jest przygnębiający. Kilometrami ciągną się spalone połacie – mówi Robert Chwiałkowski z Fundacji dla Biebrzy.
Spłonęły głównie suche trzciny i rosnące na bagnach trawy. Pożar nie objął torfowisk, co mogłoby zwiększyć jego skalę i sprawić, że tliłby się tygodniami. Mimo to straty przyrodnicze są duże.
Według Przemysława Nawrockiego z fundacji WWF roślinność łatwo mogłaby odżyć, gdyby pożar zdarzył się zimą, ale teraz na wiosnę może dojść do wymarcia całych populacji gatunków roślin, w tym rzadkich, chronionych prawem. Pożar zniszczył też wiele gniazd. A to według WWF może wiązać się z zagładą siedlisk rzadkich ptaków – np. orlika grubodziobego czy wodniczki, dla których BPN jest najważniejszą ostoją w UE.
Według strażaków bezpośrednią przyczyną pożaru było nielegalne wypalanie łąk. Ale dotąd nikomu tego nie udowodniono. Władze BPN wolą mówić o umyślnym działaniu człowieka i sprawę skierowały do prokuratury.
Proceder wypalania łąk wciąż jest spotykany w wielu rejonach Polski, chociaż grozi za to odebranie dopłat z UE. Paweł Mucha z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa mówi, że jego urząd czasem sięga po te sankcje. Teraz agencja podejmie akcję uświadamiania o możliwych tragicznych skutkach i nielegalności procederu.
Aktywiści z rejonu Doliny Biebrzy podkreślają jednak, że obecnie istotne jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego pojawiły się warunki do wielkiego pożaru.
– Słowem kluczowym jest susza, która w dolinie Biebrzy trwa od trzech lat i ciągle się pogłębia. Na pewno stoją za tym zmiany klimatyczne. Na to nakładają się trwające od dekad okoliczne melioracje – mówi Małgorzata Górska, była wicedyrektor BPN, a teraz działaczka Fundacji dla Biebrzy, która w ostatnich dniach zaangażowała się w zbiórkę pieniędzy i zakup specjalistycznego sprzętu dla strażaków gaszących pożar. Także dla państwowych jednostek
– BPN ostatnio prowadzi działania w celu renaturalizacji mokradeł, czyli przywracania naturalnej hydrologii. Ale na terenach użytkowanych rolniczo wciąż istnieją rowy, które osuszają okolice. Teraz powinno się przynajmniej stawiać zastawki, które zatrzymają wodę, albo wręcz likwidować te rowy. Skorzysta na tym przyroda i rolnicy – mówi Górska.
Według koalicji Ratujmy Rzeki pomyłką jest pogląd, że dla Doliny Biebrzy i innych rzek ratunkiem może być ich użeglownienie i budowa na nich wielkich zbiorników retencyjnych. Mówił o tym w rozmowie z DGP szef resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk.
– Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaproponuje przecież budowy tamy na Biebrzy, a stawianie jej gdzieś daleko nic nie da temu rejonowi – wskazuje Małgorzata Górska.
Fundacja WWF wczoraj przekonywała, że tworzenie tzw. barkostrad i zapór tworzących zbiorniki retencyjne także w skali całego kraju nie może być odpowiedzią na suszę, bo straty będą większe niż korzyści. Kluczowa jest teraz mała retencja. Większość z 250 tys. km rowów melioracyjnych jest zaniedbana. Nie ma zastawek.
Małgorzata Górska podkreśla, że wielkie pożary w Dolinie Biebrzy podobnie jak płonące lasy w Australii powinny nam szerzej otworzyć oczy na problem kryzysu klimatycznego. Trzeba zmiany podejścia strategicznego m.in. do polityki energetycznej i przedstawienia realnego planu odejścia np. od węgla.